Ptasia linia. Tym razem o krukowatych.

Bardzo łatwo przyzwyczajamy się do widoku niektórych gatunków ptaków wokół nas. Tymczasem pospolitość w tym wypadku nie oznacza przeciętności i wiele z codziennie spotykanych gatunków to prawdziwe indywidua. Dzięki temu, że zadomowiły się w naszych miastach możemy bliżej się im przyjrzeć i poznać. Zapraszam na spotkanie z cieszącymi się złą sławą krukowatymi.

Kawka (Corvus monedula) z dziobem godnym kolibra zaobserwowana w Falenicy. Fot. Jacek Wiśnicki.

Kawki w porównaniu do wron, czy gawronów, z którymi chętnie przebywają to drobne ptaki. Od zawsze mam do nich sentyment, bo jako dziecko wydawało mi się, że swój kolor zawdzięczają temu, że żyją w kominach, co wydawało mi się czadowe. Kiedyś „przygarnąłem” pewnego kawkowego podlota i przez kilka dni zastępowałem mu rodziców. Było to z mojej strony oczywiście zwykłe porwanie. Podloty, czyli młode ptaki, o ile nie są ranne, należy zostawić w ich środowisku i pozwolić wykazać się ich krewnym. Przekonałem się, że kawki są niezwykle inteligentne, ciekawskie, ufne i sympatyczne, a błękitne oczy młodych ptaków – urocze. Kawki żyją w zhierarchizowanych grupach i nawet kiedy zabraknie rodziców, młodymi opiekują się dalsi krewni. Nikt nie zostaje sam, a dzieci dziedziczą pozycję po rodzicach. Wyrwane z grupy, np. przez niezbyt rozgarniętego chłopca, zostają z tej hierarchii wyrwani i mogą nie zostać ponownie zaakceptowane. Kawki wrosły w krajobraz polskich miast, ale jeszcze do lat 40. nie notowały w miastach lęgów. Ich naturalnym środowiskiem są skalne górskie ściany. Jednak morza ruin, w które zmieniły się nasze miasta w czasie działań wojennych, zwabiły je do siebie. I już tu zostały. Ich elastyczność i duża inteligencja pomagały im w adaptacji. Ciekawostką jest, że u kawek zdarza się sporo mutacji. Spotyka się kawki białe, lub biało-brązowe, czasem, jak na zdjęciu, o zdeformowanych dziobach. Ciekawe czy jest to wpływ miasta i jego zanieczyszczeń, czy może populacje wielkomiejskie są nieco bardziej tolerancyjne dla odmieńców?
O ile jednak kawki, jeśli nie zatykają kominów, nie są odbierane szczególnie negatywnie, o tyle za srokami ciągnie się zła sława. Nawet ornitolodzy mają do srok żal o to, że pustoszą gniazda mniejszych ptaków i oskarżają je o załamanie populacji miejskich wróbli. Tymczasem, sroki to prawdopodobnie jedne z najinteligentniejszych zwierząt. W 2008 r. grupa srok przeszła tzw. test lustra, tj. rozpoznała swoje odbicie. Podobne osiągnięcie mają na koncie tylko ludzie, niektóre naczelne, słonie indyjskie i delfiny butlonose! Wiemy też na pewno, że sroki rozpoznają indywidualne ludzkie twarze i to w tłumie innych osób. Wielokrotnie obserwowano, że są zdolne do przejawiania uczuć wyższych. Słynne są ich „obrzędy pogrzebowe”, kiedy stado gromadzi się wokół martwego ciała i wszczyna raban, by po chwili umilknąć. Następnie niektóre ze srok muskają martwego towarzysza i odlatują. Zdarza się też, że sroki przynoszą i kładą wokół ciała trawy i patyki. Mówimy o ptakach, które w Wawrze są jednymi z pospolitszych gatunków, ale każdy kto ma karmnik albo wiesza zimą słoninę potwierdzi, że nie łatwo sroki przechytrzyć. I chyba nawet zaciekli przeciwnicy nieco zbyt hałaśliwych srok przyznają, że są to jedne z najefektowniejszych ptaków, a jaskrawość ich bieli, godna peanów Zygmunta Hajzera z reklam proszku oraz głęboka czerń tworzą imponujący kontrast.
Mieszkając w Wawrze jesteśmy skazani na ciągły kontakt z krewnymi kruków. Są to hałaśliwe i ciekawskie ptaki. Trudno je ignorować, warto więc obserwować ich zwyczaje. Wszystko wskazuje na to, że one bacznie przyglądają się nam.