Ptasia linia. Zimowe ptakoliczenie.

Zima to wspaniały czas na obserwowanie ptaków i to nie tylko przy karmnikach. Wiele gatunków, próbując przetrwać do wiosny, zbliża się do ludzkich siedzib. Wydaje się, że im większy mróz tym łatwiej pękają lody między ptakami a ich obserwatorami. W styczniu 2017 r. widziałem pełzacza, który pracowicie przetrząsał zakamarki kory klona w poszukiwaniu larw i nasion. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że był na wyciągniecie ręki i nic nie robił sobie z mojej obecności. Było minus osiemnaście stopni i ryzyko zamarznięcia dla 10-cio gramowej kulki pierza znaczyło więcej niż strach przed ludźmi. W tym roku zima jest wyjątkowo łagodna, nie znaczy to jednak, że nie można spotkać ciekawych gatunków. Nigdy bowiem nie można być pewnym kto do nas przyleci z północy. Choć dla osób marzących o styczniowym wypadzie na allinclusive do Hurgady brzmi to jak herezja, wiele gatunków traktuje Polskę jak ciepły kraj. Przylotów niektórych z nich nie zauważamy. Gawrony i wrony, które spotykamy obecnie w centrach naszych osiedli to w większości goście z Rosji. Nasze krukowate grzeją zaś pióra w Czechach czy Niemczech. W zeszłym roku Polskę przemierzały stada kwiczołów z Rosji i Skandynawii. Te bardzo ładne i efektowne drozdowate łączyły się w duże grupy z miejscowymi ptakami i trudno je było przegapić. Do ich aktywności świetnie pasuje słowo nalot. Banda kwiczołów zwykle przez kilka dni żeruje w jednym miejscu ogałacając resztki winogron, jarzębin i wszelkich owoców z drzew a następnie leci dalej. W tym roku jednak kwiczołów u nas mało, lekka zima nie skłoniła ich do dalszych wędrówek i wizyt w miastach. Innymi ptakami, których oczekujemy o tej porze roku są jemiołuszki. To wyjątkowo ładne, kolorowe i dostojne ptaki, które wespół z gniazdującymi u nas paszkotami odpowiadają za rozprzestrzenianie się ulubionej bożonarodzeniowej ozdoby – jemioły. W przeciwieństwie do kwiczołów, jemiołuszki nie gniazdują w Polsce, zima jest jedynym czasem kiedy można je u nas podziwiać. Bardzo podobnie, choć nie identycznie, rzecz się ma z czeczotkami. W Polsce gniazduje około 200 par tych małych łuskaczy, spotkanie ich latem to prawdziwa rzadkość. Zimą czasem jest ich pełno. Z bliska są łatwe do rozpoznania. Mają krwistoczerwoną plamkę na czole, a samce dodatkowo czerwoną pierś (zimą kolor jest mniej widoczny). Przybywają do nas z dalekiej tajgi i są wolne od uprzedzeń względem ludzi, dlatego można się oglądać je z bliska. Ku mojej wielkiej radości obecnie niemal codziennie oglądam je w karmniku. To wyjątkowo czeczotkowy rok dlatego Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków uczyniło z czeczotki patrona tegorocznej edycji „Zimowego Ptakoliczenia”. Akcja polega na tym, że w określony styczniowy weekend w całej Polsce odbywają się wycieczki z przewodnikami, podczas których liczy się napotkane ptaki. W niedzielę 28 stycznia taka wycieczka odbyła się w Falenicy, a jej organizatorem był niżej podpisany. Mimo nie najlepszej pogody stawiło się 18 osób, spośród których wybrany został sekretarz odpowiedzialny za notowanie gatunków (dzięki Weronika!). Spacer miał trwać około 90 minut, jednak po 30 musieliśmy się rozstać z powodu ulewy. Szkoda, choć udało się zobaczyć 12 gatunków, w tym bohaterki akcji – czeczotki. Z kronikarskiego obowiązku nadmienię, że widzieliśmy też: kawki, gawrony, sroki, wrony siwe, sikory bogatki, dzwońce, czyże, grubodzioby, sierpówki i mazurki. Z pewnością byłoby ich więcej, gdyby nie pogoda. Dla mnie ważniejsze jednak były, wspólne rozmowy i spotkanie tylu miłośników ptaków. Do tej pory aktywność Ptasiej Linii ograniczała się głównie do internetu i gościnnych łam Gazety Wawerskiej, a być może niebawem spotkamy się na kolejnym ptasim spacerze?

Czeczotka. Fot. Jacek Wiśnicki