Wenecja w Marysinie

Autor: , Osiedle: Marysin Data: . Otagowany jako: ,

Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa właściciel nieruchomości ma obowiązek zabezpieczyć spływ wód opadowych z własnej posesji tak, żeby nie naruszał stosunków wodnych na sąsiednich działkach. Nie można kierować wód na sąsiednie działki, ani również na drogi publiczne. Wodę opadową należy zagospodarować na własnym terenie nieutwardzonym.

Ale co zrobić kiedy dzieje się odwrotnie? Kiedy woda opadowa z sąsiednich ulic zbiera się na na ulicy, chodniku i posesji właściciela nieruchomości?

Po ulewnym deszczu na ulicy Karpackiej woda zwykle płynie chodnikiem, jezdnią, bo jedyna zatkana studzienka już nie wyrabia… można wtedy rzeczywiście poczuć się tutaj jak na wycieczce w Wenecji. Woda chlupie pod nogami na całej posesji pana Piotra. Nie da się wyjść przed dom, na chodnik czy odwiedzić sąsiada bez kaloszy. A czasem wody jest do połowy łydki. Nie można zostawić samochodu na własnym podjeździe, jak tylko widać burzę na horyzoncie trzeba przestawiać go na sąsiedni parking. Przejeżdżające ulicą Karpacką samochody zalewają silniki, gubią rejestracje chcąc ominąć ogromne jezioro utworzone na jezdni. Pan Piotr opowiada, że tych zgubionych rejestracji to tutaj już ze 30-40 było. Kiedy woda opada, to ludzie wracają ich szukać. Pan Piotr przyczepia je w suchym i widocznym miejscu, żeby właściciel od razu zauważył. W czasie zalania wielokrotnie sąsiedzi pomagają wypchnąć samochody, które utknęły i nie mogą wyjechać z bajora. Choć w czasie suszy wszyscy czekamy na deszcz, to jednak Pan Piotr ma mieszane odczucia. Trudno się dziwić.

Ulica Karpacka w 2017 roku. Fot. Piotr Olszewski.

– W ubiegłym roku pojechaliśmy z żoną nad morze, na wakacje, ale kiedy zobaczyliśmy, że na Marysinie pojawiły się mocne ulewy, po telefonach do sąsiadów postanowiliśmy skrócić urlop, żeby ratować dom i dobytek – opowiada. Jak się okazało po powrocie, zalało nam wtedy całą działkę, garaż i piwnicę – opowiada.

Wiele wskazuje na to, jak sądzi pan Piotr, że przyczyną tej sytuacji jest podniesienie innych dróg sąsiadujących z ul. Karpacką jeszcze w latach 80-tych – 90-tych ubiegłego wieku. W ten sposób poprzez obniżenie ulicy Karpackiej w stosunku do sąsiednich uliczek utworzyła się zlewnia wody opadowej. Prawdopodobnie błąd był już na etapie projektu infrastruktury. Woda z ulic Potockich, Czarnoleskiej, Storczykowej, Botanicznej, Azaliowej, na których też nie ma sprawnych studzienek, płynie do naturalnego zbiornika jakim jest obniżona ul. Karpacka. Rzeczywiście można tutaj zaobserwować wyraźną różnicę poziomów w stosunku do sąsiadujących innych ulic. Pan Piotr opowiada, że sprawa zalewania ciągnie się od lat 80-tych, kiedy to jeszcze ciocia jego żony pisała pisma z prośbami o pomoc do urzędu. Ciocia zmarła nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji ze strony urzędu. Obecnie pan Piotr wraz z żoną odziedziczył działkę, na której pobudował dom i chciałby spokojnie mieszkać.

Pan Piotr w samym tylko 2017 roku sprawę do urzędu zgłaszał 6 razy. Zgłaszał to również regularnie w latach wcześniejszych. W odpowiedzi na rozpaczliwe prośby pana Piotra, w październiku 2017 roku, dzielnica Wawer podjęła jedną próbę naprawczą, która nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Po opadach w tym roku można stwierdzić, że woda na ulicy Karpackiej wciąż się zbiera. Jej poziom zależy jedynie od woli nieba.

Ulica Karpacka w 2010 roku. Fot. Piotr Olszewski.

Rzecznik Urzędu Dzielnicy Wawer odpowiada: ‘’W roku 2017 prowadzone były w ww. rejonie prace polegające na: czyszczeniu wpustów deszczowych i istniejących studni osadnikowych, wymianie rury odprowadzającej wody opadowe, zdjęciu nadmiaru ziemi z pobocza oraz wykonaniu dodatkowego sączka z kruszywa łamanego. Koszt wykonanych prac wyniósł 4784 zł. Zakres prac był ograniczony istniejącym uzbrojeniem podziemnym terenu.

Urząd Dzielnicy Wawer m.st. Warszawy wykonuje odwodnienia miejscowe w miejscach zalegania wód opadowych. Zakres wykonanych prac zależy od dostępności i uzbrojenia terenu. Urząd wykona dodatkowe odwodnienia ul. Karpackiej w miejscach dostępnych by uniemożliwić spływ wód opadowych w rejon nr 15. Zgłoszenia mieszkańców są sukcesywnie analizowane i realizowane w miarę posiadanych środków finansowych i zasadności zgłoszeń. System odwodnienia powstaje na wszystkich nowobudowanych ulicach i już istniejących, w miarę możliwości technicznych. Prace związane z utrzymaniem urządzeń odwadniających są niejednokrotnie niszczone przez pojazdy”.

Pan Piotr tłumaczy: ‘’Drenaż zrobiony w tym stanie nie daje rady odprowadzić tyle wody. To na zdjęciach widać. Co nam po tych pracach i drenażu, który nie działa bądź jest za słaby?
Rozumiemy, że u nas jest infrastruktura pod ziemią. Zresztą jak praktycznie wszędzie, ale czemu nie ma też odwodnień na innych ulicach i czy innych studzienek istniejących na Karpackiej nie można odmulić i uruchomić?

Ulica Karpacka w 2018 roku. Fot. Piotr Olszewski.

Nie ma informacji, co będzie robione na Karpackiej i sąsiednich ulicach. Tylko, że jakieś prace są robione w Warszawie. Cały czas to słyszymy. W październiku rok temu przyjechał jakiś samochód, prawdopodobnie do sąsiadów. Zaparkował tak, że sami go wyganialiśmy z trawy i z podjazdu, żeby nie niszczył odwodnienia. Jak to zobaczyłem, to miałem zamiar zadzwonić po Straż Miejską, bo zaparkował niezgodnie z przepisami. Samochody robotników, którzy budowali mój dom, zaparkowane były zawsze na moim podjeździe. Pilnowałem tego.”

Jakie są inne skutki źle działającego odwodnienia? Mieszkańcy Wawra doskonale to wiedzą.

Brak odwodnienia jest przyczyną tworzenia się uszkodzeń nawierzchni: spękań, wysadzin, przełomów, dziur, kolein. Zawilgocenia i zmiękczenia poboczy są również efektem złego odwodnienia. Może nawet dojść do naruszenia stateczności stromych zboczy, czyli powstania osuwiska. Tego typu uszkodzenia powstające na skutek braku i niewłaściwego odwodnienia i mają istotny wpływ na bezpieczeństwo i są częstą przyczyną wypadków drogowych. Rowy przydrożne również nie są profesjonalnym sposobem odwodnienia drogi. Głównym problemem rowu jest jego głębokość – w razie kolizji na drodze kierowca traci szanse na przeżycie. Podobnie, w naszym klimacie, nie sprawdzają się zbiorniki retencyjne powierzchniowe, projektowane jako odparowujące, gdyż zamiast zebrać wodę deszczową z dróg, jeszcze ją zalewają.
Zgodnie z prawem za prawidłowe odwodnienie drogi odpowiada jej zarządca. Czyli władze dzielnicy. Budowa kanalizacji deszczowej powinna być zaplanowana w budżecie środków przeznaczonych na budowę drogi.

Zgodnie z przepisami ustawy o drogach publicznych kanalizacja deszczowa powinna być elementem drogi. Skoro nie jest sprawna, to tak, jakby jej nie było.
Pojawia się pytanie: kto jest odpowiedzialny za istniejący stan rzeczy? Oczywiście, wydawałoby się, że ten, kto dopuścił do wybudowania dróg gminnych, które nie spełniają żadnych norm i zostały zaprojektowane niezgodnie ze sztuką. Jednak od 40 lat nikt nie czuje się odpowiedzialny, a konsekwencje chaotycznych projektów ponoszą mieszkańcy. Problem zalewania jest udręką nie tylko mieszkańców Marysina, ale całego Wawra, a nawet innych części Warszawy.

Co można zrobić, skoro ulice nie są wyposażone w sprawnie działającą kanalizację deszczową? Odpowiedź wydaje się prosta: należałoby ją odtworzyć i uruchomić.

Urzędnicy powinni określać – już w planach zagospodarowania przestrzennego lub w warunkach zabudowy i zagospodarowania – optymalne dla danego rejonu miasta sposoby rozwiązań urządzeń odprowadzających wody opadowe. Wymagałoby to wcześniejszego lub równoległego wykonania dla całej dzielnicy koncepcji programowo-przestrzennych. Już dawno należałoby przygotować i wprowadzić w czyn systemowe rozwiązania. Do tej pory od wielu lat urzędy specjalizują się w zatwierdzaniu uchwał, strategii, które jednak nie prowadzą do realnych działań. Weźmy dla przykładu fragment Uchwały Nr LXXXIV/2839/2006 Rady Miasta Stołecznego Warszawy z dnia 26.10.2006 roku w sprawie przyjęcia „Polityki rozwoju systemu wodociągowo-kanalizacyjnego w Warszawie do 2025 roku”, która między innymi zakłada: „stworzenie warunków zrównoważonego rozwoju w zakresie gospodarki wodami opadowymi tak, aby mieszkańcy mieli zapewniony komfort życia (…), wyposażenie istniejących oraz zapewnienie wyposażenia nowobudowanych ciągów dróg i skrzyżowań w urządzenia do retencji wód opadowych, tak aby zapobiec ich zalewaniu w czasie deszczy nawalnych (…), podjęcie prac modernizacyjnych lub ewentualnych przebudów urządzeń wodnych stanowiących elementy systemu odprowadzania wód opadowych, m.in. kanałów i rowów melioracyjnych”.

Również w 2006 roku utworzono dokument między innymi na temat kanalizacji, na który w 2018 r. zostały naniesione poprawki – powstała ujednolicona forma Załącznika Nr 1 do Uchwały Nr LXXXII/2746/2006 Rady m.st. Warszawy z dnia 10.10.2006 r. pod nazwą Studium uwarunkowań i kierunków Zagospodarowania Przestrzennego m.st. Warszawy, w którym możemy wyczytać, że analiza systemów infrastruktury technicznej prowadzi do następujących wniosków: „Brak układu transportującego ścieki w kierunku oczyszczalni oraz słabo rozbudowana sieć drugorzędna, jak również nieuporządkowana gospodarka ściekami bytowo – gospodarczymi, przemysłowymi, opadowymi oraz wodami deszczowymi w zlewniach małych cieków wód powierzchniowych stanowią barierę rozwoju znacznych obszarów miasta”.

Zastanawiające, ile czasu jeszcze szanowni urzędnicy będą analizować i pisać co należy zrobić, zanim przystąpią do rzeczywistego działania, które będzie mieć wymierny efekt?

Czy to znaczy, że powinniśmy przyzwyczaić się i przestać reagować? Wydaje się, że na taki obrót sprawy liczą urzędnicy. Przez ostatnie 40 lat do problemu zalewania ulicy Karpackiej podchodzą z niezrozumiałą opieszałością, przymykają oczy na zgłoszenia, które pan Piotr wysyłał od 2014 roku kilkanaście razy. Mieszkańcy, którzy nie mogą swobodnie przejechać przez ulicę, czy bezpiecznie przejść na pasach przez jezdnię, bez stresu pojechać na urlop albo wyjść z domu na zakupy i nie brodzić po kostki w błocie, nigdy się do tego nie przyzwyczają.