Frania Recykling, cztery żywioły i ekodancing

Przyjąłem propozycję napisania tej recenzji, pomimo że w teatrze bywam nieczęsto – ostatnio na bardzo luźnej interpretacji dramatu mistrza Wyspiańskiego w Teatrze Powszechnym. Zdecydowanie dla dorosłych…

W majową niedzielę 26 maja o godz. 11.00 ja i mój przedszkolak zjawiliśmy się w sali widowiskowej Wawerskiej Strefy Kultury w Międzylesiu na spektaklu dziecięcego “Teatru Katarynka”. Niespełna sześcioletni syn nie miał początkowo ochoty na to wyjście, ale już na miejscu, po zajęciu miejsca na widowni, zaświeciły mu się oczy i roześmiała buzia. Z a r a z  c o ś  s i ę  w y d a r z y…

Nastąpiło krótkie słowo powitalne (skierowane bardziej do dorosłych) m.in. o polityce edukacyjnej WCK, o programie “kultura i natura”, o ekologii na scenie, i wreszcie? Kurtyna w górę! W okamgnieniu zrobiło się głośno, kolorowo i tanecznie. Na tle tonącej w śmieciach bajkowej hanzeatyckiej starówki, prezydent Smołas (coś jakby Tomasz Jacyków udający demonicznego Johnny’ego Deppa, a może odwrotnie?) wraz z chórem komentatorek (Babuszką Mądruszką i Kroplewną) zawiązali akcję wyśpiewując i wytańcowując gehennę umierającego miasta, które na skraj katastrofy ekologicznej doprowadziło wypełnienie populistycznych haseł kampanii wyborczej. Zatrute powietrze, sterty śmieci i marnotrawstwo wody, lenistwo i brak edukacji. Oj nie tak miało być, nie tak… Dzieci, co robić?!

Na widowni zapanowało poruszenie, ponieważ pod scenę, w dodatku na hulajnodze (!), zajechała tytułowa bohaterka zamieszania Frania Recykling – ekscentryczna “pani od przyrody i prezes fundacji Zielona Planeta”: nu, nu, nu – dosyć tego – nie wolno tak beztrosko i nieodpowiedzialnie żyć, kochani, bierzemy się do roboty!

Następnie wykonawcy, wyśpiewując w takt głośnej muzyki opowieść o 4 żywiołach: powietrzu, ziemi, wodzie i ogniu, rozpoczęli interaktywny dialog z publicznością. Na scenę wtargnął, kudłaty jak bezpański pudel, Pan Smog (“on codziennie truje nas, diocyny, uryny, toksyczne różne dymy”). Padły ważne pytania – o kolory kontenerów do segregacji śmieci (mój syn wykrzyczał właściwą odpowiedź – duma!), o kompostowniki, o alternatywne źródła energii, o bakterie denitryfikacyjne (usuwają ze środowiska nadmiar NO2 i NO3). Mignęło krótkie doświadczenie chemiczne. Entuzjazm barwnie ubranych artystów zaczął narastająco udzielać się młodej widowni i eksplodował wśród niej kilkukrotnie w rytm kolejnych efektów specjalnych (światła, dźwięki, bańki,
zimne ognie).

Fot. WCK Wawer

Przy pierwszych taktach finałowego “Boogie wonderland” Earth Wind & Fire, reżyser osobiście wystrzelił z hukiem confetti. Achhhh! Po raz kolejny na proscenium trysnęły w górę słupy zimnych ogni. Juhhuuu! Zamigotały raz jeszcze mydlane bańki. Duuużo baniek. Było co łapać! Publiczność nie wytrzymała i ruszyła tłumnie z wyciągniętymi przed sobą rękami. Zaroiło się pod sceną i na scenie. Ochrona nie interweniowała. Aktorzy, dzieci, ekipa, confetti, bańki, dancing, selfie… Applause!

Zabrakło tylko jednego – finałowej odezwy prezydenta Smołasa (przemienionego niczym Gustaw w Konrada), wzywającej entuzjastyczny i wyedukowany ekologicznie dziecięcy tłum do zebrania z podłogi niezliczonych papierków confetti. W rytm tytułowego ekodancing oczywiście.

Pomimo kompletu rezerwacji, przybyła w asyście pełnoletnich opiekunów publiczność nie wypełniła całej sali. Być może niewielka opłata (np. 5 zł za bilet) udaremniłaby wiele beztroskich “kliknięć” i udostępniłaby spektakl tym prawdziwie zdecydowanym.

Spektakl dla dzieci 5+.

Recenzja mojego przedszkolaka: fajne, ale za długie. A co najfajniejsze? Zimne ognie…