Dlaczego świdermajery płoną?

Chcecie bajki? Oto bajka.

Przechadzający się zatopionymi w sosnowym lesie uliczkami wawerskiego osiedla zamożny filantrop przystaje na widok opuszczonego, starego drewniaka z powykrzywianymi werandami, zapadniętym dachem, przegniłą podwaliną. Wdychając głęboko powietrze przymyka oczy, z marzycielskim uśmiechem nasłuchuje melodii lasu – szumu sosnowych koron, świergotu ptaków, skrzypienia spróchniałej okiennicy. Ma wizję: to będzie jego miejsce, jego dom.

Jak wymarzył, tak cel osiągnął. Przebrnął przez niełatwe sprawy właścicielskie – wszystkich 14stu spadkobierców szczęśliwie po 5ciu latach wykupił i wartko przystąpił do działania. Nie zwlekając, wynajął projektanta – specjalistę od budownictwa drewnianego i konserwatora w 1 osobie. Wspólnie dokonali inwentaryzacji materiałowej i historycznej budynku, nie zapominając przy tym o ekspertyzie mykologiczno-budowlanej. Dzięki specjaliście od konserwacji drewna odkryli pierwotny kolor drewnianej fasady. Wkrótce zdecydowali o wyborze technologii – konstrukcji, ocieplenia, izolacji, tradycyjnych materiałów elewacyjnych, wewnętrznych instalacji. Dotarli np. do mieszkającego w jednym z podkarpackich powiatów starego cieśli biegłego w operowaniu tradycyjną laubzegą. Pieczołowicie, punkt po punkcie, podejmowali decyzje: drewno – tylko przesuszone, jak najmniej sęków, jak najgęstsze przyrosty, wszystkie drewniane elementy oczyszczone i zaimpregnowane, tynki wewnętrzne skute, aby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu i niewidocznych grzybów, zdegradowane lub zaatakowane przez pasożyty elementy – wymienione, precyzyjnie wybrany profil desek szalunkowych, stosowanie wyłącznie tradycyjnych połączeń ciesielskich, bez użycia kątowników, śrub czy gwoździ. Takie słowa jak: czop, gniazdo, jętka, oczep, przyrost, szalunek, rygiel czy sumik zagościły na dobre w codziennym słowniku inwestora. Przygotowywaną dokumentację konsultował z konserwatorem zabytków skrupulatnie stosując się do wytycznych. Dzięki wpisaniu drewniaka na listę gminnej ewidencji zabytków (GEZ) otrzymał nawet dofinansowanie. Nadzór nad remontem, przebudową, rozbudową powierzył inspektorowi-ekspertowi. Koniec bajki. Aż tyle i tylko tyle. Kilkukrotnie dłużej i drożej niż budowa nowego domu, tym bardziej drewnianego.

Świdermajery – określenie równie czułe co ironiczne, łączące swojskość z drwiną na drobnomieszczańskie upodobanie letników do życia en vogue – nasz unikatowy anińsko-otwocki, niepodrabialny styl Michała Andriollego, któremu jednym ruchem pióra Konstanty Ildefons Gałczyński nadał tożsamość. Mijamy je codziennie pokonując rutynowe trasy do szkoły, sklepu, na peron kolejki. Odkrywamy ich obecność w trakcie weekendowych rowerowych przejażdżek uliczkami Radości, Miedzeszyna, Falenicy czy Anina. Lajkujemy nastrojowe zdjęcia na dedykowanych portalach w internecie. Wiemy, że są tutaj od zawsze. Te zamieszkałe są ozdobą ulic przy których stoją, choć równie często, jako że pochowane w głębi ogrodów, pozostają niewidoczne dla oczu przypadkowych przechodniów. Te opuszczone, w stanie upadku, z zapadniętymi dachami, powybijanymi szybami, czasem nadpalone, zarośnięte, zmurszałe, zaniedbane i zapomniane – czcimy i kochamy być może miłością silniejszą, bo są i się nie poddają. Ich los jest jednak przesądzony…

Od 2012 roku na listę GEZ zostało wpisanych około 80 wawerskich drewniaków. Są wśród nich budynki modelowe – zamieszkałe i pieczołowicie zadbane przez właścicieli. To np. Wille Lodusieńka i Diana w Radości, Złota Marysieńka w Falenicy, Snitkówka albo Dworek Halina w Aninie. Wszystkie wymienione prezentowaliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat w tej rubryce. Bez wielkiego uszczerbku przetrwały zawieruchę okupacji, a nade wszystko gehennę powojennego kwaterunku. Zdeterminowani właściciele skutecznie odzyskiwali rodzinne własności, mozolnie z poświęceniem i ogromnymi nakładami przywracając konsekwentnie ich dawny blask. Cena za przywiązanie do drewnianego dziedzictwa jest wysoka. To m.in. koszty stałe eksploatacji oraz nieustannych, bieżących prac konserwacyjnych.

Wśród zamieszkałych świdermajerów z listy GEZ są również te pozostające w zasobach komunalnych Dzielnicy, pod administracją Zakładu Gospodarki Komunalnej. Mieszkają w nich najczęściej potomkowie rodzin z powojennego kwaterunku. Budynki te są niedoinwestowane z prostego powodu – braku pieniędzy. Taniej jest zbudować nowe lokale komunalne i do nich przenieść lokatorów, niż je nieustannie remontować zgodnie z konserwatorskimi zaleceniami.

To m.in. ostatnio opisywane w Gazecie Wawerskiej: Pensjonat Goldberga z ul. Derwida 12 w Miedzeszynie czy dom Denck’a z ul. Junaków 20 w Radości.

Zamieszkałe świdermajery z lokatorami z kwaterunku pozostające w rękach prywatnych potrafią być również zaniedbane i niedoinwestowane. Właściciele nie kwapią się z wykwaterowaniem lokatorów z uwagi na obowiązek zapewnienia lokali zastępczych. Podnoszą więc czynsze i podtrzymują minimalny dopuszczalny standard zamieszkania, licząc na dobrowolne zwolnienie lokali. Byłoby niesprawiedliwe napisać, że we wszystkich przypadkach relacje waściciel – lokatorzy wyglądają równie niepoprawnie.

Kolejną grupę stanowią drewniaki niezamieszkałe, o określonym (ZGN lub w rękach prywatnych) lub niewyjaśnionym (sprawy spadkowe, zasiedzenia) statucie własności. Teoretycznie, wszystkie te pustostany powinny być zabezpieczone, a dostęp do nich osobom niepowołanym zabroniony poprzez zainstalowane (i sprawne) ogrodzenia, tabliczki, zaryglowane drzwi i okiennice, właściwe oznakowanie posesji. To rzadki widok w Wawrze. Kto dba np. o Willę Boy’a w Falenicy? O domy pod adresami: ul. Derwida 10, ul. Panny Wodnej 30 i 32, ul. IV Poprzeczna 8 itp…? Te odwiedzane przez nieproszonych lokatorów prędzej czy później spłoną, jak np. ostatnio, kolejne dwa niezamieszkałe drewniaki – dn. 14 sierpnia na rogu ul. Patriotów / Jagienki Willa Czarnuszka (właściwie Czarnówka) w Falenicy, oraz tydzień później – dom przy ul. Brodnickiej 22, nieopodal.

W przypadku pożaru niezamieszkałego budynku figurującego na liście GEZ nasuwają się 3 hipotezy:
1) podpalenie celowe, pomagające pozbyć się „kłopotu”, choć nie kojarzę, aby w ostatnich latach kiedykolwiek w Wawrze udowodniono takie działanie,
2) zaprószenie ognia przez dzikich lokatorów (taka informacja pojawia się czasem w artykułach na temat pożarów – pytanie, czy kiedykolwiek prowadzone były śledztwa w takich sprawach i jaki był ich finał?),
3) samozapłony np. od uderzenia pioruna – nie słyszałem o takim przypadku, ale niszczejące pustostany są zazwyczaj pozbawione instalacji odgromowych.

Okazuje się, że wpisanie opuszczonego i zaniedbanego budynku na listę GEZ w niczym właścicielowi nie pomaga, a sam budynek chroni wyłącznie przed rozbiórką. Uzyskanie na nią pozwolenia jest mało prawdopodobne – procedura uzyskania pozwolenia na rozbiórkę drewniaka jest skuteczna wyłącznie w przypadku bardzo zaawansowanego zniszczenia. Podpalenie pozostaje wciąż najprostszą (choć nielegalną i niebezpieczną) formą pozbycia się drewnianego „kłopotu” i możliwości szybkiego zainwestowania działki. Przecież pustostan i tak prędzej czy później ulegnie zniszczeniu, więc różnica czy się zapali czy zapadnie to właśnie kwestia tego „prędzej”.

Wnioski.
Przez długi czas brakowało szerokiego programu ochrony drewniaków wpisanych do GEZ, dotacji celowych – nie tylko na remonty i przebudowę tych opuszczonych i pozostających w złym stanie, ale także na pomoc finansową obecnym właścicielom przy niezbędnych konserwacjach budynków przez nich zasiedlonych. Jest dla mnie oczywiste, że wraz z założeniem GEZ oraz wpisaniem do niej 80ciu świdermajerów powinny były powstać kompleksowe programy ochrony (zabytków i obiektów mieszkaniowych jednocześnie) z tłustymi corocznymi budżetami na dotacje. Bo jeśli przyjąć, że świdermajery – drewniane dziedzictwo Wawra – są naszym wspólnym dobrem, to ponośmy wspólnie koszty ich utrzymania – tak jak dopłacamy do kultury, edukacji, służby zdrowia, komunikacji czy działań proekologicznych. Niech powstanie program wykupu i modernizacji zachowanych w akceptowalnym stanie budynków z myślą o wykorzystaniu ich jako funkcje publiczne.

Niewielkie budżety przeznaczane na dotacje celowe dla obiektów wpisanych do GEZ to klęska w obszarze działań na rzecz ochrony wawerskich drewniaków i nie pomogą tutaj żadne broszury, akcje inwentaryzacyjne, czy działania popularyzatorskie. Za 10 lat ocaleje w naszej dzielnicy maksymalnie 10-12 świdermajerów. To wszystko na co nas stać. Reszta zapewne spłonie lub „zostanie przeniesiona” nikt-nie-wie-dokąd – podobnie jak 10 lat temu stało się z Willą Batorówką z ul. Rzeźbiarskiej 38/40 w Aninie po decyzji wawerskiego WAiB oraz pod czujnym okiem i za zgodą stołecznego konserwatora zabytków…

Radość, okolice Bachusa/Astry. Fot. z 2014r., budynek nie istnieje. Fot. Michał Mroziński
Brodnicka 22, Falenica, spłonął 21 VIII b.r. Fot. Piotr Grzegorczyk
Falenica Derkaczy 61. Fot. z 2016r., budynek nie istnieje. Fot. Michał Mroziński
Willa Czarnówka (błędnie nazwana Czarnuszką),
ul. Patriotów 67/69 w Falenicy, spłonął 14 VIII b.r. Fot. Piotr Grzegorczyk
Radość, Planetowa 68, rozebrany. Fot. z 2016r. Fot. Michał Mroziński
Falenica, Podkowy 9. Fot. z 2016r., budynekn już nie istnieje. Fot. Michał Mroziński
Radość Rozkoszna/Będzińska. Fot. z 2016r., budynek istnieje. Fot. Michał Mroziński
Radość, Wolęcińska 66. Fot. z 2015r., budynek istnieje. Fot. Michał Mroziński