Międzylesie – miejsce gdzie przepływa rzeka Lenieni…

Autor: , Osiedle: Międzylesie Data: .

Dla środowiska mieszczan zamieszkujących Międzylesie od dziada pradziada owa tytułowa, mistyczna rzeka będzie niemałym zaskoczeniem. Toteż moje wrażenia z niedługiego jeszcze okresu zamieszkiwania tego miejsca musze poprzedzić małą prywatą…

Otóż swoją Lenieniowatość jako rodzina a przede wszystkim para odnaleźliśmy w pełni właśnie tutaj. Rozkwitła ona owocując swojego rodzaju dekalogiem Lenienia, który został pieczołowicie spisany a którego punkt najważniejszy tu przytoczę. Lenień bowiem, co mogłaby nazwa nieznacznie sugerować, nie jest w żadnym przypadku leniem! Ba, Lenień nie jest nawet człowiekiem! Jest to istota zupełnie odrębnego gatunku, przypominająca jednakże zewnętrznie człowieka i jego lepszą stronę społecznych zachowań. Jednak między człowiekiem a Lenieniem istnieje jedna, fundamentalna i zasadnicza różnica, spisana, a jakże, we wspomnianym dekalogu. Otóż jest to fakt, że Lenień robi to co chce, a nie musi. I to jest dobre. I nie, nie jest Lenień leniem, któremu nie chce się NIC i który do NICZEGO nie dąży. Lenień jest lenia przeciwieństwem. Robi dużo i to z widocznym efektem. Jednakże nikt go do tego nie zmusza, nie pogania, nie krytykuje. Właśnie wtedy Lenień może rozwinąć skrzydła swej kreatywności. Robi to co robić lubi i wtedy kiedy chce.

Naszą lenieniowatość zasila rzeka Lenieni, która niechybnie przepływa gdzieś pod naszą, międzyleską działką i wpływa, jak podobno inne cieki wodne wywołują migreny, na nasz obecny stan. Bo jak inaczej można by wytłumaczyć tą niezwykłą przemianę ze zwykłego człowieka w Leninienia po naszej przeprowadzce do Międzylesia?

Temu stanowi rzeczy niewątpliwie sprzyja też międzyleska atmosfera. Weźmy na ten przykład naszą skromną, (1800 m2) działeczkę, jakich w okolicy wiele. Dom stary, bo przedwojenny. „Dom, jak dom” jak wyraził się jeden z majstrów remontujący naszą łazienkę, ale działka jaka! I faktycznie zieleń bucha tu z każdego zakamarka. Część działki porośnięta jest mieszanym, iglasto – liściastym, lasem. Rośnie tu kilka jakże okazałych sosen, tak charakterystycznych dla międzyleskiego krajobrazu. Mając dostatek miejsca rozrosły się pięknie, a ich żółto – brązowa kora lśni w popołudniowym słońcu jak czyste złoto! Nie sposób nie zachwycać się tym widokiem. Jeszcze okazalej i tak tajemniczo, że takiego kadru nie powstydziliby się reżyserzy filmów nakręconych na podstawie dzieł samego Tolkiena, prezentują się grube pnie sosen i rosnącego w lasku okazałego starego dębu, szczelnie okręcone wszędobylskim, soczysto-zielonym bluszczem. Również leśną ściółkę porósł on tak, że uplótł ze swoich kłączy i liści gruby dywan. Dywanów na działce mamy więcej. Jeden ze wspomnianego bluszczu, drugi z porastających część lasu konwalii, które wiosną pachną oszałamiająco, a trzeci z mchu porastającego szczelnie niewielką łąkę tuż obok lasku, ale nadal w obrębie działki. Chodzenie po nim na boso już samo w sobie jest przygodą i uziemiającym ciało i duszę doznaniem. Ta część działki dba o siebie sama. O drugą, tą z domem i ogrodem dbam ja – Pani Lenień. I wzorem matki natury, która w swej hojności kobiety obdarzyła umiejętnością dawania życia – sieję, sadzę, podlewam, nawożę i pielę, aby móc potem cieszyć się owocami tej pracy – oczywiście jak przystało na Leniene – wtedy kiedy chcę.

Czas płynie tu wolno i spokojnie, a ciszy jest na tyle dużo, że na co dzień można wsłuchiwać się w odgłosy przyrody. Świerszcze, trzmiele, motyle, osy, pszczoły, wiewiórki, różne ptactwo chętnie odwiedzają nasz międzyleski przybytek.

Oczywiście jest to tylko nasze niecałe dwa tysiące metrów 2. Ale wystarczy wyjść za bramę, aby pozachwycać się podobnymi jak nasza działkami i niekiedy naprawdę schludnymi projektami domów jednorodzinnych i zadbanych ogrodów. Zwykła przejażdżka rowerowa, ujawnia tu wiele urokliwych uliczek, zakątków, lasków, łąk, zagajników, strumyczków i pól uprawnych. Krajobraz ten sielski zaburza nam jedynie i utrudnia dokonanie się całkowitej i nieodwołalnej przemiany z człowieka w Lenienia częsta, niestety, obecność niezbadanych acz niepokojących bytów: butelkowiec zwyczajny, papierośnik smrodliwy, torebkowiec przejrzysty, czy choćby puszkowiec pospolity występują w międzyleskich lasach powszechnie. Inna sprawa, że brak, w tym pięknym miejscu, zapewnienia im przez człowieka domostw, zwanych powszechnie „koszami” nie pomaga tym niemal wiecznym gatunkom odnaleźć się poza swoim naturalnym środowiskiem.

Lenienie martwią także zakusy deweloperów, na zabudowę wielorodzinną. Tego lenienie nie lubią i od tego uciekły. Toteż na wszelkie przejawy wzrastania blokowisk w ich raju patrzą z nieukrywanym smutkiem. Przykładem jest tu powstały niedawno w centrum Międzylesia pokaźnych rozmiarów kolejny blok, który przytłoczył i zdegenerował okolicę. Miejsce niejako historyczne, gdyż tuż przed nim od roku 1912 roku stoi budynek Stacji Kolei Jabłonowskiej, na którym widnieje jeszcze stara nazwa Międzylesia, czyli Kaczy Dół. Jedno do drugiego pasuje jak przysłowiowa pięść do nosa, więc powstanie tego blokowiska jest dla nas wielkim rozczarowaniem. Ciężko nie wspomnieć tu o mieszkańcach małego, uroczego domku, który od lat stoi sobie tuż obok działki na której ów blok powstał. Ach, jakże muszą się czuć jego lokatorzy gdy mieszkańcy tych wszystkich mieszkań zaglądają im teraz z góry do ogródka! Tego lenienie nie są w stanie sobie wyobrazić, ale składają właścicielom białego domku szczere wyrazy współczucia…

Pozostając przy centrum Międzylesia trzeba przyznać, że ostatnio zaczyna się tu ujawniać pewna myśl architektoniczna, która bardzo przypadła nam do gustu. Stary, ceglany budynek – niegdysiejsza fabryka Aparatów Elektrycznych Kazimierz Szpotańskiego, po generalnym remoncie zmieniła się w centrum handlowe z prawdziwego zdarzenia. Zachowana w dawnym stylu nie straszy bryłą, ani krzykliwością, nie przytłacza i nie razi jak większość tego typu przybytków. Wręcz przeciwnie cieszy oko oryginalnością i koi dusze ceglaną, czystą fasadą. Tym bardziej cieszy fakt, że po przeciwnej od Centrum handlowego stronie ulicy powstał gmach usługowy utrzymany w bliźniaczym stylu. Jakże rzadka to okoliczność w naszym polskim grajdołku pełnym budowlanej pstrokacizny. Jako naród obrośliśmy, w odczuciu Lenieni, niestety, zasadą „wolnoć Tomku w swoim domku”. Jest ona o tyle zaskakująca, że przeczy wszelkim przykładom atrakcyjności i piękna spójnej myśli architektonicznej. Tym bardziej dziwi zachwyt wyjeżdżających do Grecji, Anglii, Niemiec czy Skandynawii rodaków nad pięknem tamtejszej architektury, gdy po powrocie do siebie powielają naszą swojską widocznie, kakafonię kształtów i kolorów poprzeplataną równie rażącym natłokiem wszechobecnych reklam. Ostatnia wyprawa do Centrum Międzylesia tylko potwierdziła tę prawidłowość, gdyż tuż obok wspomnianego ceglanego budynku wyrósł już znienacka budynek usługowy, zaprojektowany jakby na złość, w dalece odmiennym stylu…

Nie sposób też nie zwrócić uwagi na zaniedbane stacje kolei miejskiej, która nigdy jakoś pieniędzy na remonty ni ma, ale której pociągi w godzinach szczytu wypełnione są podróżnymi po brzegi. No ale to już zupełnie odrębna bajka…

Wracając jednak do plusów, bo przecież to dzięki nim rozpoczęła się nasza przemiana, uwagę Lenieni w Międzyleskim otoczeniu zwróciły dwie restauracje. Tak, Lenień też czasami jada, mimo niewątpliwego spowolniania zlenieniałego metablizmu. Oba miejsca usytułowane są przy długiej i zadbanej ulicy Mrówczej. Oba klimatyczne i oba mające coś wyjątkowego do zaoferowania. Restauracja „Prowincja” zachęciła Lenienie smaczliwą pizzą oraz czarnymi lodami o smaku kokosa, a w usytuowanej niemal w centrum klubokawiarni „Sąsiedzi” skusiliśmy się na mrożoną kawę. Nie sposób nie zauważyć, że w ładną pogodę, miejsce to przyciąga tłumy spragnione letniego lenistwa wystawionymi na trawie leżaczkami , a ostatnio też pomysłową wodną kurtyną, która w upały chłodzi nie tylko gości, ale nawet przejeżdżających rowerzystów. Lenienie nie mogą doczekać się aby odkryć kolejne tutejsze, gastronomiczne, przybytki.
A skoro zahaczyliśmy już o ulicę Mrówczą nie sposób pominąć powstałego niedawno, z myślą o najmłodszych milusińskich, małego placyku zabaw. Częsta, w tym miejscu, obecność rodziców z małymi dziećmi świadczy nie tylko o odwadze tych pierwszych, ale też o desperackim wręcz zapotrzebowaniu na podobne inwestycje, co Lenienie polecają uwadze samorządu z błagalnym jednak przesłaniem – tym razem NIE tak blisko ruchliwej ulicy…

Takie ot są skromne, bo pierwsze, wrażenia Lenieni z dołączenia do zacnego grona międzyleskich mieszczan. Oczywiście wielu oburzyłaby nasza, powodowana świeżością doznań, ignorancja w zauważeniu, wielkich zapewne trapiących to miejsce problemów. Na razie jednak, kiedy tylko Lenienie zamykają bramy swej posiadłości, płynąca pod nią rzeka Lenieni robi swoje i ludzka nasza cząstka gdzieś wyparowuje. Lenień marzy tylko w ducha swej skrytości, aby wszyscy mieszkańcy dbali o ten, jakże piękny zakątek Warszawy. Tak, Warszawy! Bo to co Pani Lenień opisała nie jest małym, sennym, miasteczkiem otoczonym lasami i rzekami, ale częścią wielkiej aglomeracji miejskiej tak niegdyś nazwanej. Miejscem w którym nastąpiła nasza przemiana z ludzi w Lenienie.

Magdalena Płuciennik
autorka książki dla dzieci „Podróż w głąb tęczowej Galaktyki” wyd. Skrzat oraz nowa mieszkanka Międzylesia