Kaczy Dół – Międzylesie. Ciebie nie zabiją. Część 16.

Autor: , Osiedle: Międzylesie Data: .

Cd.
W początkowym okresie istnienia getta falenickiego wydostanie się zeń było stosunkowo łatwe. „Mimo gróźb śmierci przez druty getta przechodzono w obie strony, a nawet przepędzano krowy, wypasane za dnia na nieużytkach w dzielnicy żydowskiej. Przechodzili właściciele domów, doglądający swojego dobytku pozostawionego po drugiej stronie getta, i ludzie skracający sobie drogę do przystanku kolejowego w Miedzeszynie. Mieszkańcy najbliższej okolicy udawali się do sanatorium im. Wł. Medema, by zasięgnąć porady lekarskiej. Dowożono do getta ziarno, z którego wypiekano paryskie bułki i nałęczowski chleb. I mimo, że prąd w getcie bywał co 2-gi tydzień, młynki mielące zboże pracowały bez przerwy”1. Tak było jednak do czasu. Niebawem rozplakatowano nowe obwieszczenie datowane 15 stycznia 1941 r.: „Podaję do wiadomości zarządzenie Pana Kreishauptmanna powiatu warszawskiego z dnia 13 b. m. dotyczące żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej.
1. Z natychmiastową ważnością zostaje żydowska dzielnica mieszkaniowa w Falenicy uznana za zamknięte getto. Wszystkie drogi dojazdowe prowadzące mają być zamknięte na koszt żydów. (…)
2. Żydom zostaje zabronione opuszczanie getta. (…)
3. Niemcom i Polakom wstęp do getta jest wzbroniony bez specjalnych przepustek.(…)
4. Wykroczenia będą karane grzywną do 100 zł lub robotami przymusowymi albo aresztem.(…)
5. Na podstawie dodatkowego zarządzenia pana Kreishauptmanna z dnia 18 b. m. (…) każdy żyd, który znajdzie się poza terenem getta zostanie zastrzelony”. Popisano „Wójt (-) Jan Giedwidź”2 (AŻIH).

Obwieszczenie wójta gminy Falenica Jana Giedwidzia z 15 stycznia 1941 r. o uznaniu dzielnicy żydowskiej za zamknięte getto (AŻIH).

Zaledwie pięć miesięcy później 10 czerwca 1941 roku – jak podaje Jadwiga Dobrzyńska, jednak bez wskazania źródła – Gmina Żydowska w Falenicy śle telegram do Żydowskiej Samopomocy w Krakowie3: „Ludzie puchną z głodu i umierają. Konieczna natychmiastowa pomoc. Kuchnia nieczynna. Przeszło 3 tysiące głodnych”. I list z 17 stycznia 1942 r.: „Trudno opisać nędzę, jaka panuje w naszym mieście. Śmiertelność w tym miesiącu jest 100% większa niż w miesiącu poprzednim. Sięga ona 2% ogółu ludności w stosunku miesięcznym. Przyczyną zgonów jest przeważnie ogólne wyczerpanie . Nadto zwiększa się ilość sierot, które błąkają się bezdomnie i sprawa pomocy dla których jest jedną z najpilniejszych”4 .

Zapewne w tym okresie właśnie Estera i Rywka Winogórzanki ( rocznik odpowiednio 1925 i 1928) najczęściej wymykały się z getta i bywały w Międzylesiu. A wiedziała o tym tylko jedna, choć wcale liczna rodzina – Karol i Sabina Mrozińscy z czwórką dzieci: Józkiem rocznik 1930, Alicją z 1931 r., Krystyną urodzoną w 1935 r. i Michałem z 1937 roku. Dzieci Winogórów i Mrozińskich znały się od lat, były bliskie wiekiem, mieszkały w pobliżu, razem chodziły do tej samej szkoły, też w pobliżu. Z getta Estera i Rywka przychodziły do Mrozińskich późna porą, o szarówce lub wieczorem. Musiały pokonać około sześciu kilometrów w jedną stronę i tyle samo z powrotem. Wtedy z obciążeniem. Przychodziły bowiem po żywność, którą Mrozińscy kupowali dla nich w różnych, zazwyczaj nienajbliższych sklepach, by nie budzić zainteresowania niepowołanych. Obie dziewczynki wędrowały starym Traktem Wołowym wiodącym w znacznej części przez las Branickich. Między zabudowaniami musiały przemknąć w Radości i następnie, po wyjściu z lasu i ominięciu z daleka leśniczówki Stanisława Bałabana, w której były psy, oraz domu przy ulicy 11 Listopada 6, gdzie mieszkał administrator nieruchomości żydowskich Stefan Poleszczuk, szły do Głównej. Tam, w narożnym budynku restauracji A. Zaczewskiego, pod numerem 28 mieszkali na piętrze Mrozińscy. Z powrotem do Miedzeszyna wracały już chyba o zmroku. W lesie było względnie bezpiecznie, ale wśród zabudowań trafiały się patrole policji. A i nie tylko. Folksdojcz mieszkający w willi Słoneczko przy ulicy Sosnowej miał zwyczaj wychodzić z bronią po godzinie policyjnej. Wtedy, jeśli kogoś spostrzegł na ulicy, strzelał bez uprzedzenia. Spod jego ostrzału ledwie uszedł a życiem Janek Petschl na rowerze. Było to jednak bliżej Wiśniowej Góry. Któregoś wrześniowego wieczoru 1941 roku gdzieś przy lesie Branickich w pobliżu Traktu Wołowego – sądząc z opisu – musieli natomiast przebywać Juliusz Krzyżewski i Jeremi Przybora. Prawdopodobnie widzieli tam Esterkę i Ryfkę wchodzące w las. A czas był taki, że utkwiło to w pamięci Krzyżewskiego i powracało jak „myśl natrętna” . Będąc ponownie w Międzylesiu w lutym 1943 roku, pisał do Przybory: „ I mówiłeś mi jeszcze, pamiętasz,/że przez las przejdą i nic się stanie/ stare dęby i młode Żydzięta/ na tej ziemi nie im obiecanej”. Zagłada wtedy dobiegała końca. Stąd dalej słowa o „brzozach w koszulach ofiarnych”5.

Sabina i Karol Mrozińscy. Jedyna fotografia z wizerunkiem Sabiny, ocalona z wojny. Fotografii Esterki i Rywki Winogórzanek nie zdołaliśmy odnaleźć, jak i wielu innych.

Osobą wielkiego serca była także Jadwiga Klimontowicz. Znali ją z tego niedawni sąsiedzi i klienci apteki, którzy znaleźli się w getcie. Jej syn Eugeniusz przyjaźnił się nadto z chłopcami Centnerów mieszkających w małej drewnianej chałupce u Czułowskich na przeciwległym rogu skrzyżowania ulic Głównej i 11 Listopada. Bywało więc nieraz, że jednej i tej samej nocy po kilka razy otwierała drzwi przybyszom z getta. Zabierali leki i żywność, po czym wracali z powrotem. Udzielała im pomocy tak samo, jak rannym ze szpitala wojennego w Ulanówku we wrześniu 1939 roku.

15 października 1941 r. wydano dodatkowe rozporządzenie o ograniczeniach pobytu w Generalnej Guberni: „ Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci”. I jeszcze: „Tej samej karze podlegają osoby, które takim żydom świadomie dają kryjówkę”. 10 listopada 1941 r. został wydany rozkaz „by przy wszelkich próbach ucieczki z getta – także w przypadku kobiet i młodzieży – używać broni”. I jeszcze z 21 listopada – „by wszyscy w ten sposób włóczący się żydzi byli natychmiast rozstrzeliwani”6.

Według Juliana Czesława Bireckiego (1902), sąsiada Arensonów, poza gettem pozostawał jeden z synów Jankiela Arensona. Przez jakiś czas ukrywał się w lasach Branickich, korzystając z pomocy szkolnego kolegi i sąsiada Tadeusza Bireckiego, bratanka Juliana Czesława. – Wieczorem z lasu przychodził do Tadka Bireckiego nocować, pożywić się i przed świtem wracał do lasu – mówi o młodym Arensonie Stanisław Maciejewski (1925), choć dodaje, że potem chłopak zaginął bez wieści. Ukrywajcy się Arenson utrzymywał stałą łączność z Zygmuntem Zielińskim, co wskazywałoby na to, że był to najstarszy z braci – Gecel. Obaj byli równolatkami. Urodzeni w 1919 roku uczyli się w tej samej klasie. Zieliński miał uzdolnienia matematyczne. Gecel najlepsze oceny uzyskiwał z języka polskiego, a i niezgorsze z historii. Mieszkali też niezbyt daleko siebie – Arenson przy ulicy Niepodległości ( podczas okupacji Główna), Zieliński przy równoległej ulicy Jasnej pod lasem. Pomoc, jaką Zieliński niewątpliwie udzielał Geclowi, wynikała zatem z ich wspólnej przeszłości. Zieliński, z zawodu tokarz, podczas okupacji – jak pisze w życiorysie – nie pracował nigdzie, trudniąc się handlem. Poza tym był zapalonym piłkarzem ( po wojnie działał w Okręgowym Kolegium Sędziów PZPN). Posiadał więc rozległe znajomości i mógł ułatwić Geclowi uzyskiwanie dalszej pomocy. Ponadto Zieliński należał do jednego z miejscowych pododdziałów AK. Według Juliana Czesława Bireckiego w późniejszym okresie Arenson przechowywany był w sąsiednim Borkowie. Ukrywał się też jakiś czas na cmentarzu w Zerzniu, gdzie pomagał mu Józef Gajewski. Tak przeżył. W 1944 r. podobno widziano go w kościele w Zerzniu. Następnie przebywał w Otwocku, później w Łodzi. Po wojnie nadal utrzymywał łączność z Zygmuntem Zielińskim. Pewną niepewność co do tożsamości Gecla, podobnie zresztą jak i w innych przypadkach, wprowadza to, że Juliusz Czesław Birecki, Adam Czułowski, Edward Dyszel, Helena Suchecka często posługują się tylko nazwiskami, mylą imiona chłopców, a bywa, że mylą synów Jankiela Arensona i Hersza Centnera posługując się w dodatku przezwiskiem Kuc tak dla jednych, jak dla drugich.

Gecel Arenson ur. 15 maja 1919 r.
syn Jankiela i Ruchli (powiększenie z fotografii grupowej).

Właśnie starszy syn Hersza Centnera, zwanego Kucem z racji charakterystycznego chodu, Mosze ( 1923) – podobnie jak Gecel Arenson – nie poszedł do getta albo z niego zbiegł. Helena Suchecka mówi o nim: – Starszy syn Kuca uratował się. Widziałam się z nim po wojnie, około 1946 roku, spotkawszy go podczas wyjazdu do Otwocka. A Suchecka znała Centnerów dobrze, jako że mieszkała po sąsiedzku, po przeciwnej stronie ulicy Niepodległości. Helena Suchecka mówi o Moszku Centnerze to, co Julian Czesław Birecki wiąże z Geclem Arensonem: – Kuc przechowywał się u Józefa Gajewskiego w Zerzniu, później na Zbytkach niedaleko cmentarza, a i na samym cmentarzu. Relacje te nie muszą być sprzeczne. Różnica wieku między Geclem Arensonem a młodszym od niego Moszkiem Centnerem to zaledwie cztery lata. Obie rodziny mieszkały w pobliżu przy tej samej ulicy. Obie znalazły się w getcie w Falenicy. Obaj chłopcy nie poddali się. Walczyli o życie. Bardzo możliwe zatem, że przez jakiś czas obaj korzystali z tych samych dróg ocalenia.

O młodszym synu Hersza Centnera – Benjaminie (1928) – mówi Stanisław Maciejewski: – Kuc ukrywał się w barakach ( parterowe domy dla letników w Chrzanowie). Tam sypiał na jakichś siennikach. Kilkakrotnie uciekał z getta w Miedzeszynie. Żebrał. Dozorca z Chrzanowa złapał go i odprowadził na posterunek. Chłopak został zastrzelony. Bogdan Podbielski (1927) był świadkiem, jak Jan Orlicki, dozorca z Chrzanowa, prowadził na posterunek policji chłopca żydowskiego, który ukrywał się gdzieś w zakamarkach zabudowań Chrzanowa. Zastrzelony został ponoć razem z dziewczynką żydowską, która ujrzawszy chłopca prowadzonego na śmierć krzyknęła. Jakoby zabrano ja wtedy i zabito razem z chłopcem. Egzekucję przy ulicy 11 Listopada widział Adam Czułowski (1892), sąsiad Centnerów, nie mówił jednak, by razem z chłopcem zastrzelony był ktoś inny. Benjamin urodzony 19 listopada 1928 r. miał zaledwie 12 lat. Został zabity kilkadziesiąt metrów od opuszczonego domu rodzinnego i pustej już ojcowskiej pracowni między domami Czułowskich i Świderskich7.

Cdn.

Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski

Przypisy:

  1. Jadwiga Dobrzyńska, Falenica moja miłość po raz drugi, Warszawa 1996, str. 117.
  2. Zachowano pisownię oryginalną.
  3. Zapewne chodzi tu o Żydowską Samopomoc Społeczną działającą w ramach Naczelnej Rady Opiekuńczej mającej siedzibę w Krakowie.
  4. Jadwiga Dobrzyńska, Falenica moja miłość…, dz. cyt., str. 118.
  5. Idée fix, w Juliusz Krzyżewski. Poezje. Warszawa, 1978. Wyd. PIW, str. 201-202, zob. także: Wiktor Kulerski. Pewien wieczór jesienny, w: Narracje o Zagładzie nr 5, 2019,str. 313-317.
  6. Jacek Andrzej Młynarczyk, „Akcja Reinhard”…,dz. cyt., str. 50-51.
  7. We wzmiankowanym wyżej opracowaniu Wiktora Kulerskiego „Pewien wieczór jesienny” błędnie podano imię zastrzelonego jako Mosze. Ten, starszy z dwóch synów Hersza Centnera, także przebywał poza gettem, ale zdołał przetrwać i przeżył okupację.