Objazd po Świdermajerach

O Świdermajerach słyszeli już wszyscy, a na pewno każdy czytelnik Gazety Wawerskiej, śledzący cykl publikacji nt. spuścizny M.E. Andriollego. Ostatnio, drewnianym dziedzictwem naszej dzielnicy zainteresowali się członkowie i sympatycy działającego przy SGGW Studenckiego Klubu Podróżniczego „Czwórka” (oddział PTTK Mazowsze), który
9 maja zorganizował rowerowy rajd szlakiem najciekawszych obiektów drewnianych linii otwockiej, ze szczególnym uwzględnieniem naszych wawerskich. Nie był to jednak typowy objazd z przewodnikiem, gdzie cała wiedza o zabytkach jest przedstawiana uczestnikom „na tacy”. Wszyscy cykliści współtworzyli wydarzenie przygotowując informacje o wybranych zabytkach celem prezentacji całej grupie. Podstawą tych opowieści były artykuły umieszczane od ponad 3ech lat na przedostatniej stronie naszej gazety. Okazuje się, że dla części obiektów publikacje te są jedynym ogólnodostępnym źródłem wiedzy. Formuła wycieczki umożliwiła każdemu aktywne zaangażowanie się w historię budynków.

27 kilometrów trasy z Anina do Otwocka

„Najbardziej zaciekawiła mnie ta artystyczna strona, że to było takie miejsce bohemy, gdzie pojawiała się m.in. Agnieszka Osiecka” – mówi Marcin Błoński, który opowiadał o drewniakach z ul. Panny Wodnej 30 i 32 w Radości. Architektura drewniana jest mu szczególnie bliska ze względu na fascynację obiektami z Bieszczadów i Beskidu Niskiego, gdzie oprowadza wycieczki jako przewodnik Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich.
Świdermajery zaciekawiły również Łucję Samorajczyk, która z kolei jako przewodnik PTTK po Kurpiach kultywuje historię swojego regionu. Tym razem opowiadała o „Willi Anna” z ul. Trawiastej 24 w Aninie. Z przykrością zwróciła uwagę na zaniedbanie obiektu, choć w dzikim zarastaniu posesji dostrzegła też pewien urok. „Z niszczeniem obiektów przepadają też historie mieszkańców, często nieodkryte, a mogące zainteresować wielu ludzi” – zauważa Łucja.

Willa Snitkówka w Aninie w całej okazałości – początek rajdu. Fot. J. Andrzejewski.

Podczas rajdu jak bumerang wracał temat zaniedbania i poszukiwania rozwiązań, które przedłużyłyby żywot drewniakom. Zdziwił szczególnie widok nadpalonego obiektu przy ul. Junaków 22. Tuż naprzeciwko nowowybudowanej Kulturoteki (zbudowanej notabene na działce po spalonym świdermajerze)… Czy miasto nie mogłoby choć części usług publicznych (zwłaszcza tych związanych z kulturą) przenieść do Świdermajerów i środki na budowę przeznaczyć na renowację? Tak, to kosztowne i skomplikowane, ale da się. Udowodnił to Józefów, który ze wsparciem środków z UE odnawia drewniak zlokalizowany vis-a-vis tamtejszego Urzędu Miasta z zamiarem przeznaczenia na działalność kulturalno-oświatową gminy.

Nadpalony świdermajer na ul. Junaków, vis a vis budynku kulturoteki. Fot. J. Andrzejewski.
Świdermajer na ul. Łabędziej. Fot. J. Andrzejewski.

Szczególnie przygnębiający był widok spalonej „Czarnuszki” na rogu ul. Patriotów i Jagienki. To miejsce skupia w sobie całą problematykę związaną ze Świdermajerami. Właściciele pochodzenia żydowskiego wyemigrowali do Palestyny w latach 40, następnie nacjonalizacja, potem proces o odzyskanie, wreszcie zwrot nieruchomości prawowitej, ale leciwej już, spadkobierczyni w Hajfie, a przeciągające się postępowania spadkowe jej potomków powodują, że budynek staje się praktycznie „niczyj”. Pozostaje więc w administrowaniu ZGN-u, który ze zrozumiałych względów nie dysponuje środków publicznych na utrzymanie w należytym stanie prywatnego obiektu.

Pięknie utrzymany drewniak na ul. Ratynieckiej w Falenicy. Fot. J. Andrzejewski.

Nadzieje dał jednak jeden z ostatnich obiektów na trasie, już nie wawerski, a otwocki. Chodzi oczywiście o Pensjonat Gurewicza, którego historia pasuje do „bajki” z artykułu „Dlaczego Świdermajery płoną?” Piotra Grzegorczyka, w której autor zarysował nierealną, wydawałoby się, wizję, gdzie „zamożny filantrop przystaje na widok opuszczonego, starego drewniaka z powykrzywianymi werandami, zapadniętym dachem, przegniłą podwaliną” i wciela w życie marzenie o stworzeniu w nim własnego domu. Historia Pensjonatu Gurewicza różni się tylko tym, że nie dotyczy filantropa, a biznesmena, który w zrujnowanym zabytku nie stworzył domu, a klinikę ortopedyczną i medycyny estetycznej. To podwójnie budujące, że można jednocześnie zarabiać i ratować perełki drewnianej architektury. Trzeba się tylko spieszyć, bo płoną w zastraszającym tempie.

Rajd zakończył się na cmentarzu żydowskim w Otwocku.

Stacja końcowa – cmentarz żydowski w Otwocku. Fot. J. Andrzejewski.