Dokładnej daty nikt nie wymienił…

ZERZEŃ. Wspomnienie wielkiej powodzi roku 1884.

Drewniany stary kościół został rozebrany i ruszyła budowa murowanego. Wylała Wisła, której jedna z odnóg biegła kilkaset metrów od kościoła (ślad jej pozostał przy ATM Studio i hotelu Albert). Woda zatopiła już cały teren zalewowy, pola niżej położone, łąki i w oczach rosła. Zebrali się parafianie przy polowym ołtarzu na Mszy Przebłagalnej, a po jej zakończeniu, opuszczając teren kościelny, zauważyli trzy trumny z ostatnich pochówków kręcące się w wodzie – po zatoczce pomiędzy dzisiejszym parkingiem przed domem parafialnym, a wydmą na którą planowano przenieść cmentarz (od byłej pętli linii 147 w stronę obecnej ul. Cylichowskiej). Kilku mężczyzn wskoczyło do wody i bosakami przyciągnęli trumny do brzegu. Rodzina Pątek rozpoznała swojego bliskiego, Kowalscy rozpoznali małą trumienkę zmarłej dopiero co Elżuni (wspominali też o niedawno zmarłej Basi), po trzecią później ktoś się zgłosił. Płacz zewsząd, także z powodu powodzi.

Dylemat, co z trumnami zrobić rozwiązał ks. prob. Aleksander Kubin. Nakazał by nim wody zejdą, w ziemi suchej złożyć. Stanisław Kowalski w asyście licznej rodziny, furmanką przewiózł córeczkę na swoje pole gdzie woda nigdy nie weszła, złożył do ziemi i mogiłę zaznaczył brzozowym krzyżem. Powódź ustąpiła i wyłonił się tragiczny obraz w dużej części zniszczonego przykościelnego cmentarza, rozmyte groby, drewniane krzyże odpłynęły, nienaruszone tylko te co wyżej. Wtedy to Jan Bochenek, ojciec późniejszego sołtysa Borkowa – Antoniego, poddał myśl: „Co powódź to przenosimy cmentarz i tak do następnej. A może by tak tam gdzie Stach córkę pochował? Ziemia tam licha, łosiunka, nawet zielsko nie chce rosnąć, każdy z górki da po kawałku i będzie cmentarz.” Pokiwali wszyscy głowami i poszli wybadać księdza dobrodzieja. Proboszcz z radością się zgodził, bo wcześniej to wierni przenosiny wstrzymywali. Ogłosił na Kazaniach i darczyńcom dokument o przywilejach przekazał. Dwie wojny, pożary, tylko ustny przekaz pozostał. Powiadano po latach półżartem, że Jan Bochenek to głowę miał, miejsce se wyznaczył na swoim polu i wziął umarł…

Kurjer Warszawski nr 174b z 25 czerwca 1884.

Ukochana Wisła, Ona to sprawiła – od wieki wieków żywicielka, od czasu do czasu złośliwa i kapryśna; zalewała plony by w następnych latach użyźniając ziemię po trzykroć oddać – cmentarz przeniosła. Powiadali też najstarsi, że obecny cmentarz, to dawniej dawnych żyjących tu cmentarz ciałopalny. Coś w tym musi być, bo w latach 60. kościelny Warecki kopiąc groby często jeszcze na urny natrafiał. Śmiało można powiedzieć że Zerzeński cmentarz to obraz żyjących dawniej w naszej okolicy – od Błot, Zagoźdźia (do czasu powstania parafii w Radości), Kaczego Dołu, Lasa, Zastowa, a też w części Wawra – namacalna historia.

Autorzy portalu „Zerzeńskie Klimaty” na podstawie ustnych relacji:

  • Marianny Kowalskiej z d. Pawlak ur. 1896 r.
  • Pawła Kowalskiego s. Stanisława i Agnieszki Majewskiej ur. 1890 r.
  • Stanisława Chmielewskiego ur. 1925 r. s. Filipa i Anny z d. Pawlak. – wnuczka darczyńcy Jana i Agnieszki Chmielewskich .
  • Leokadii Bochenek Filipowicz ur. 1917 r. c. Łukasza i Anastazji z Pawlaków
  • prawnuczki darczyńcy Jana Bochenka i Agnieszki z Rogowskich .
  • Franciszka Gawryszewskiego ur.1886 r. s. Jakuba i Apolonii z d. Pątek.

Jako darczyńcy ziemi pod cmentarz wspominana była rodz. Prokosińskich.