16 km rowerem do biura

Od kilkunastu lat jeżdżę tym samym miejskim rowerem – do sklepu, na basen i na fitness, z dzieckiem na weekendową przejażdżkę po osiedlowych uliczkach i chodnikach, nielicznych wawerskich rowerowych ścieżkach, piaszczystych duktach mazowieckiego parku krajobrazowego i przeoranych konarami korzeni leśnych przecinkach.

Mój sąsiad jeździ do pracy rowerem i twierdzi, że to najprzyjemniejszy moment dnia. Jako że każda forma ruchu mnie pociąga, a przyjemności nigdy dość, postanowiłam spróbować i ja.

Dotychczas do biura na Wolę jeździłam kolejką – wsiadałam na anińskim peronie, na Stadionie przesiadałam się w metro i po kolejnych 10 minutach byłam w pracy. Trochę się obawiałam tego pierwszego razu – nie wiedziałam ile czasu zajmie jazda, czy będę mocno zmęczona (czyt. spocona), ile czasu zajmie mi przebranie, nabranie formalnego wyglądu etc…(Teraz już wiem, że nie ma się o co martwić.)

Niełatwe początki
Poniedziałek 7.00 rano. Start. Spod domu wjeżdżam na ścieżkę rowerową wzdłuż Szpotańskiego, aby już po 400 metrach zsiąść na wysokości przejścia kolejowego Warszawa Anin i dalej poprowadzić rower przechodząc czujnie na zachodnią stronę torów. Wzdłuż Lucerny nie ma ścieżki rowerowej, a chodnik kiepski, więc bez wahania włączam się w ruch uliczny i pedałuję w kierunku Wisły. Jestem mocno skoncentrowana na jeździe – bo wąsko, głośno i smrodliwie, mijają mnie często samochody osobowe i dostawcze. Przed rondem na skrzyżowaniu Lucerny z Traktem Lubelskim wpadam w lekką konsternację – wiem, że wzdłuż Kadetów jest ścieżka rowerowa, ale jak powinnam prawidłowo na nią wjechać? Na rondzie też wyprzedzają mnie samochody, więc ważna jest sygnalizacja planowanych przeze mnie manewrów. Yes! Udało się – jestem na ścieżce rowerowej wzdłuż ul. Kadetów. Szczęście jednak nie trwa długo – wkrótce ścieżka się urywa. Ponownie włączam się do ulicznego ruchu. Tak jak nagle poprzednia się urwała, tak samo kolejna ścieżka wyrasta niespodziewanie na wysokości ulicy Łasaka. Dojeżdżam nią do Wału Miedzeszyńskiego. W oczekiwaniu na zmianę świateł wycieram nos i uzupełniam płyny – jednym słowem przygotowuję się do dalszego etapu, na który mam największy apetyt.

Ścieżka rowerowa na Wale Miedzeszyńskim – najprzyjemniejszy odcinek trasy. Fot. M. Kiczmachowska.

Jest przyjemnie.
Jazda wzdłuż Wału to sama przyjemność – jest wygodnie, bezpiecznie i o tej porze dnia nie ma wielu rowerzystów. Wiatr smaga lico i przynosi rozkoszne zapachy rzeki i skoszonych traw. Już wiem co miał na myśli sąsiad z Anina. Jadąc równym tempem zatapiam się w myślach i nawet nie wiem kiedy wjeżdżam na Most Świętokrzyski. Tutaj ruch rowerowy się zwiększa Po przejechaniu na drugą, śródmiejską stronę Wisły, zaczyna się typowa jazda miejska. Szybko już było.

Trochę manewruję w poszukiwaniu ścieżki rowerowej, którą znajduję na wysokości Topieli wzdłuż Tamki. Dla niektórych ten podjazd w górę skarpy może się wydawać koszmarem, dla mnie to obietnica endorfin. Skwapliwie korzystam na tym odcinku z przerzutek, ale są i tacy, którzy rezygnują i schodzą z roweru prowadząc go obok. Po pokonaniu podjazdu po warszawskiej skarpie moje tętno znacznie rośnie. Jeszcze chwila i przecinam Nowy Świat. Wzdłuż Świętokrzyskiej widać cały przekrój rowerzystów od dziewcząt w zwiewnych sukienkach w pantoflach na obcasach, przez użytkowników rowerów publicznych z systemu Veturilo po „kolarzy” korzystających z pedałów zatrzaskowych, w które wpina się buty. Ci ostatni, jak to „kolarze”, często bardzo się spieszą, więc nie stoją w kolejce przed światłami – muszą być pierwsi. Do jednego z nich mówię w myślach: ”Ej, Szurkowski to nie szosa, jesteśmy w mieście, spotkamy się na następnych światłach”. Moja myśl jest prorocza, a świateł wzdłuż Świętokrzyskiej i Prostej jest sporo. Mijam Rondo Daszyńskiego i jestem pod biurem. Jest godzina 7:50. To będzie mój dzień!

Moja trasa dom – biuro – dom, całe 16 kilometrów w jedną stronę. Podkład: mapa.um.warszawa.pl

Uwaga! Moja jazda do pracy rowerem nosi znamiona uzależnienia. Staram się nie jeździć do pracy rowerem w dni, gdy ma padać deszcz. W te dni czuję, że czegoś mi brakuje…

Ps. Budowa rond na ulicy Kadetów przyniosła korzyść dla cyklistów – rano ulicą Lucerny porusza się o wiele mniej aut niż wcześniej.