Zostało tylko wspomnienie…

Autor: , Osiedle: Marysin Data: .

Moją rozmówczynią jest pani Ewa Lipińska, która pracowała w naszym marysińskim klubie kultury i w kwietniu tego roku odeszła na emeryturę.

Olga Pasierbska: Pani Ewo, marysiński klub kultury – jakie to było miejsce pracy?

Ewa Lipińska: Klub Kultury „Marysin” przy ul. Potockich 111 i później na ul. Korkowej 96 to nie tylko budynek instytucji kultury, gdzie mieszkańcy przychodzili na zajęcia i imprezy. To było miejsce z duszą. Odbywała się tu niezliczona ilość spotkań, ponieważ mieszkańcy pragnęli integracji. Przychodzili nawet bez okazji, żeby kogoś spotkać i posiedzieć na wygodnych fotelach. To miejsce miało atmosferę domową, rodzinną, gdzie wszyscy czuli się jak u siebie. Na ścianie w sali plastycznej i na półpiętrze klatki schodowej wzrok przyciągała ręcznie robiona kolorowa mozaika. Dzieci bawiły się w poczekalni w specjalnie dla nich zrobionym kąciku, a rodzice na kanapach czekali na pociechy uczestniczące w zajęciach.

O.P.: Powspominajmy, przeżyła pani wiele wspaniałych chwil w klubie przy ul. Korkowej 96…

E.L.: Do pracy w klubie przyszłam w 1997 roku. Wtedy byliśmy samodzielną instytucją kultury kierowaną przez Urszulę Rolę. Ula to energetyzująca osobowość! Do tego potrafi zarządzać. Dbała o nasze finanse. Dbała też o uczestników klubu, rozmawiała z nimi, liczyła się z ich zdaniem i potrzebami. Została odznaczona licznymi nagrodami. Wtedy to się działo!

Dwa razy w roku organizowane były wielkie festyny POWITANIE LATA i POŻEGNANIE LATA. Festyny zawsze miały motyw przewodni, np. Wojny gwiezdne, Wioska Słowiańska, Wyścig rowerowy przełajowy (z Ryszardem Szurkowskim i Lange), pokazy walki konnej husarii, Wikingowie, festyn ludowy – z degustacją, były pajdy chleba, smalec, ogórki, kiełbasy, tradycyjne potrawy były zapewnione przez zaprzyjaźnionych sponsorów.
Pamiętam mikołajki zorganizowane na obecnym boisku Syrenka z ogniskiem, pieczeniem kiełbasek, występami aktorów, Mikołajem rozdającym drobne upominki i padającym śniegiem. Było cudownie! Innym razem mikołajki zorganizowane zostały na hali sportowej – bawiło się 500 uczestników i każdy dostał upominek. A teraz? Gdzie te festyny, imprezy dla mieszkańców?

Pamiętam festyn o charakterze dawnej „Cepeliady”, taki bardziej ludowy, na którym była degustacja chleba ze smalcem. Do naszej pani kierownik przyjechała znajoma kobieta na wysokim stanowisku. Festyny były organizowane wspólnie z młodzieżą ze Stowarzyszenia Młodzieży Warszawy i wychowanków klubowych. Okazało się, że mamy braki „kadrowe” w obsadzie stoiska. Pani stanęła za ladą ubrana w fartuszek, smarowała chlebki smalcem i zachęcała do degustacji. Po festynie powiedziała, że „w życiu nie bawiła się tak dobrze”.

Jeden z wernisaży w starej siedzibie domu kultury ok. 2009 r., Fot. J. Kraśnicka

O.P.: A jak to się działo, że młodzież tak chętnie włączała się w działania klubu?

E.L.: W tamtych czasach nie miałyśmy problemów z naborem młodzieży. Działało Stowarzyszenie Młodzieży Warszawy, a nasi wychowankowie z sekcji czynnie brali udział jako wolontariusze podczas organizacji imprez. W akcjach letnich i zimowych jeździli z nami i młodszymi dziećmi jako dodatkowa opieka. Jeździliśmy na basen, do kina, chodziliśmy do parku Saskiego. Można było na nich polegać. Niektórzy z nich ze swoimi dziećmi odwiedzali nas w starej lokalizacji klubu jeszcze w roku przed przeprowadzką. A to już 3 pokolenie „klubowe”.

Młodzież ze stowarzyszenia pisała wnioski grantowe i jednym z takich wygranych był grant na temat bon tonu i biznesu. Uczestniczyła w nim młodzież z wawerskiego liceum. Najpierw były wykłady przygotowane przez młodzież ze stowarzyszenia w temacie bon tonu i protokołu dyplomatycznego: jak się odpowiednio ubrać na kolację, czy obiad biznesowy, jak prowadzić rozmowę, jakimi sztućcami i co jeść. Potem był „egzamin” w restauracji z prawdziwym obiadem. Jury stało przy każdym stoliku i obserwowało. Uczestnicy bardzo przeżywali ten egzamin. Okazało się, że z tym konkursem trafiliśmy w dziesiątkę!

Zapotrzebowanie było ogromne. Naszym sztandarowym widowiskiem był WAWERSKI PRZEGLĄD TAŃCA NOWOCZESNEGO, który miał aż 24 edycje. Zyskaliśmy opinię najlepiej logistycznie zorganizowanego przeglądu tanecznego, na którym trzeba się pokazać.

O.P.: A jakie były atrakcje dla najmłodszych?

E.L.: Organizowaliśmy wiele koncertów, spektakli teatralnych dla dzieci. Dla dzieci raz w miesiącu był spektakl teatralny, oprócz tego organizowaliśmy różnego rodzaju konkursy plastyczne, bale choinkowe, karnawałowe, zabawy andrzejkowe i mikołajki. Były to zabawy rodzinne, w których rodzice naprawdę świetnie się bawili. Wszystko było bezpłatne!
Promowaliśmy talenty naszych klubowiczów wystawiając ich do konkursów muzycznych, plastycznych, tanecznych, a nawet teatralnych, ponieważ w klubie działał teatr KOT. Robiliśmy wystawy w GALERII MŁODEGO ARTYSTY. Były to „prawdziwe” wernisaże, takie jakie mieli dorośli.

Jedna z imprez przed starą siedzibą klubu kultury.

O.P.: A czy seniorzy też czuli się zaopiekowani?

E.L.: Do naszego KLUBU SENIORA należały wtedy 22 osoby. Wymyślałam różne atrakcje, np. Wieczorek herbaciany z wykładem i degustacją różnych gatunków tego napoju. Ale żeby było nastrojowo robiłam z plastyczką dekorację sali – wielka dymiąca filiżanka i łyżeczka wisiały na ścianie. Współpracowaliśmy z biblioteką z Targówka – wieczorki poetycko-muzyczne z tamtejszym kołem poetów amatorów i naszymi lokalnymi poetami.

Były tez wieczory kawowe, wieczorki muzyczne (wspólne śpiewanie), wieczorki z PODWIECZORKIM PRZY MIKROFONIE (puszczane stare audycje) i wiele innych, których już nie sposób wyliczyć. Były bale karnawałowe; „Black and white”, „Bal jesiennego liścia”, „Prawie jak w Rio…”, „Bal kapitański” – i wiele innych, mogłabym wyliczać długo. Atrakcją była muzyka „na żywo’ – zespół Tomasz Nowaka i moja osoba. Na niektórych wybieraliśmy króla i królową balu, w niektórych udział brał aktor śp. Wojciech Jóźwik wcielając się w postać Apolonii Dziury z prześmiesznymi monologami. Zawsze było więcej chętnych niż miejsc – to był pewien kłopot.

O.P.: Zawsze było tak wesoło w klubie?

E.L.: Pamiętam też smutne wspomnienie. Na jednym z bali wybrana została królowa, pani Halina. Po kilku latach dowiedziałam się, że jest bardzo chora. W 2017 czy 2018 roku robiliśmy wernisaż malarki i fotografki amatorki, naszej mieszkanki Anny Grudzień i pani Halina, kiedy lepiej się poczuła przyszła pod opieką przyjaciół na imprezę. Krótko porozmawiałyśmy – powiedziała, że nigdzie nie było takiej miłej atmosfery jak w klubie Marysin i że bardzo lubiła przychodzić do nas. To była jej ostatnia wizyta u nas. Kilka tygodni później dowiedziałam się, że zmarła.

O.P.: W jaki sposób stworzyłyście taki ciepły, rodzinny klimat w klubie?

E.L.: Dużo uwagi przywiązywałyśmy do wystroju klubu. ZAWSZE u nas była zrobiona dekoracja: na dzień dziecka, Boże narodzenie, Wielkanoc, itp. Wkładałyśmy w to dużo pracy, aby było miło dla oka. Przychodzący do nas ludzie robili sobie zdjęcia na tle naszych dekoracji. Zawsze też dbałyśmy o ciepłe relacje.

Pamiętam kiedyś małe dziecko wyszło z zajęć na korytarz i rozpłakało się, bo nie było jego mamy. Mama wyszła na chwilę na bazarek, więc my szukałyśmy jej, żeby wróciła do swojej pociechy. Małe dzieci świetnie się bawią, kiedy mają poczucie bezpieczeństwa. Mama musi być blisko. W klubie na Korkowej 96, rodzice czekali na dzieci na fotelach, czytali książki, drzemali, rozmawiali. To była sąsiedzka integracja.

O.P.: A jak w pani odczuciu jest teraz po przeniesieniu do „taniocha”?

E.L.: Tylko smutek i żal. Po 50 latach to jest – pełne unicestwienie. Nie zostało nic oprócz wspomnień. Gołe ściany, brak poczekalni dla rodziców, a już wielkim kuriozum jest zlew w szatni! Szary kolor ścian napawa smutkiem i przywodzi na myśl lecznicę dla zwierząt lub szpital. Chociaż w szpitalach dziecięcych jest bardzo kolorowo! Na Korkowej 119/123 nie ma wentylacji, co po 8 godz. pracy skutkowało bólem głowy lub osłabieniem. Nie ma kącika zabaw dla dzieci, nie ma windy, która była obiecywana i która była jednym z głównych argumentów w trudnych rozmowach o przeprowadzce.

O.P.: Dziękuję za rozmowę.

Ewa Lipińska – w latach 1999-2022 etatowy pracownik domu kultury (początkowo jako instruktor warsztatów ceramicznych). Kilkukrotnie nagradzana za swoją pracę przez burmistrza Dzielnicy. Po raz pierwszy, jako nastolatka, zawitała do osiedlowego domu kultury na recital Zbigniewa Wodeckiego, w 1971 roku!

Olga Pasierbska – Przewodnicząca Rady Osiedla Marysina Wawerskiego Południowego, członek Zarządu Stowarzyszenia Razem dla Wawra, wspólnie z mieszkańcami dba o podniesienie jakości życia w Marysinie. Uwrażliwia władze na kwestie związane z uciążliwymi inwestycjami samorządowymi. Aktualnie zajmuje się petycją mieszkańców w sprawie miejscowego planu zagospodarowania, konkretnie: wycinki lasu, zlokalizowania PSZOK w Marysinie, a także bloku mieszkalnego na placu miejskim przy ul. Korkowej 119/123.


Trochę faktów

Wszystko zaczęło się psuć wraz z połączeniem w 2014 roku wszystkich 6-ciu osiedlowych wawerskich klubów kultury w jeden konglomerat – Wawerskie Centrum Kultury.

Pomysłowi, któremu patronował obecny burmistrz Dzielnicy, a ówczesny Przewodniczący Rady Dzielnicy Norbert Szczepański, przyświecało „efektywniejsze wykonywanie zadań w zakresie kultury na terenie Dzielnicy Wawer”, zaś główne argumenty uzasadnienia podnosiły kwestię „efektu synergii” oraz oczekiwanych oszczędności na poziomie 130 tys. zł rocznie.

Połączenie niezależnych klubów – każdy z unikalnym charakterem – w jeden kołchoz, do tego niekompetentnie zarządzany spowodowało, że marysińska placówka straciła niezależność. Przestał liczyć się wypracowany przez lata indywidualny, dopasowany do potrzeb mieszkańców charakter miejsca. Skończyła się niezależność finansowa klubu, to i skończyły się duże festyny i imprezy. Ostatnie przeniesienie siedziby skutecznie zdemontowało kulturalną przystań.

Nowy klub, według dyrektor WCK Barbary Karniewskiej, miał być niespodzianką. Według mieszkańców – jest tam duszno, ciasno, tandetnie i surowo, brzydko pachnie, brak klimatu. Wielu wciąż nie rozumie dlaczego przeniesiono klub. Nawet dzieci mówią, że przecież, jeśli się zmienia siedzibę, to nie po to, żeby tak pogorszyć warunki. Pytają, co „oni” nam stworzyli? My tu już w ogóle nie mamy przyjemności przychodzić, nie ma nawet gdzie usiąść i poczekać na dziecko.

Dotychczasowe remonty nowej siedziby klubu kosztowały (jak na razie) 1 302 833 zł i to na pewno nie koniec wydatków. Zastanawiające, że w wyłożonym aktualnie planie zagospodarowania przestrzennego, w miejsce „taniocha” planuje się wielorodzinny budynek mieszkalny. I od razu pytanie – w jakim celu przeniesiono klub, wydając górę publicznych pieniędzy i jednocześnie planując wyburzenie budynku pod inwestycję mieszkaniową? Gdzie tu strategia i gospodarność?

Wciąż brakuje nam informacji – w jaki sposób doszło do przekształcenia pawilonu przy ul. Korkowej 119/123 w instytucję kultury? Przypomnijmy, że lokal na parterze został oddany do użytkowania w czerwcu 2021 r., a na piętrze w styczniu 2022r. Kontrola PINB trwa od lutego 2022 r. Dyrektor PINB wypowiedział się na antenie TVP3: „Oczekujemy na akta z dzielnicy Wawer z Wydziału Architektury, jeśli okaże się, że jest wymagana zmiana sposobu użytkowania, to musimy wstrzymać to użytkowanie, nie może być użytkowany ten obiekt do czasu aż wszystkie formalności nie zostaną załatwione”. Kto zatem poniesie konsekwencje za przeniesienie klubu, pogorszenie warunków i niegospodarne wydatki?

Olga Pasierbska