Kaczy Dół – Międzylesie. Ziemia niczyja. Część 35.

Autor: , Osiedle: Międzylesie Data: .

Cd.
Edwarda Krauzego (1907), mieszkającego w Międzylesiu niedaleko Skurów, po sprzedaży „Krauzówki” powstanie zastało w Warszawie. Porucznik Zdzisław Lubina, ps. „Kowalski”, były dowódca 1 kompanii zgrupowania im. Henryka Dąbrowskiego w Oświadczeniu wydanym 10 lutego 1947 r. pisze: „Stwierdzam, że E. Krauzego, ps. „Lenarczyk” w randze plutonowego z cenzusem przyjąłem 2 sierpnia 1944 roku, i tenże w połowie sierpnia 1944 roku zgłosił się do Oddziału Szturmowego Zgrupowania. E. Krauze podczas akcji w rejonie ulicy Królewskiej Nr 29-29a i 31 został dwukrotnie ranny i wskutek tego został łącznikiem. Dn. 23 sierpnia 1944 r. został awansowany do stopnia sierżanta z cenzusem”. Sam Edward Krauze wymienia trzy zgrupowania, w których walkach uczestniczył: zgrupowanie kpt. „Gurta”1, „Chrobry II” i „Kiliński”. Początkowo było to Śródmieście – jak pamięta – później północna Starówka i ponownie Śródmieście. Szczególnie utkwiły mu w pamięci walki o Dworzec Główny, PAST-ę dużą2, PAST-ę małą3, oraz o Ogród Saski . W Warszawie przebywała także jego siedmioletnia córka Grażyna. Niemcy wzięli ją razem z innymi dziećmi i kobietami do żywej osłony czołgu prowadzącego kolumnę pojazdów przedzierających się ulicą Piusa XI od Alej Ujazdowskich w kierunku Marszałkowskiej. – U zbiegu ulic Piusa XI i Mokotowskiej – mówi Krauze – dowódca zgrupowania „Odwet” plutonowy podchorąży Eugeniusz Rajewski, ps. „Genteli”, krzyknął „– Rozbiegnijcie się!” i zaraz potem „– W powietrze salwą …ognia!”. Po ucieczce ludzi sprzed czołgu, zaatakowano go butelkami z benzyną. Kolumnę rozbito. Niewiele później Krauze odnalazł córkę wśród powstańców⁴. Chirurg ortopedyczny i urazowiec Janusz Skórski w „Oświadczeniu” datowanym na 17 stycznia 1972 r. a dotyczącym wydarzenia sprzed lat potwierdza zgłoszenie w powstaniowym punkcie opatrunkowym przy ul. Mazowieckiej dziewczynki lat 7 Grażyny Krauze. Napisał:„ U dziewczynki stwierdziłem wstrząs mózgu, silny szok nerwowy oraz przecięcie łuku brwiowego lewego oka. Wyżej wymienione okaleczenia i urazy powstały u małej w czasie ucieczki spod czołgów atakowanych przez oddziały powstańcze”.

Edward Krauze (w środku kadru). Z lewej “Miś” (ze stenem) i łączniczka “Zośka”. Warszawa 1944.

Kaczorowski, Kocbus, Wiland, Siwek, dwaj Kołakowscy, Skura, Krauze z córką, wspomniany wcześniej Tadeusz Sywilski, to zaledwie przykłady wywołane z zapomnienia dzięki pomyślnym zbiegom okoliczności. O wielu innych nie wiemy. Nie wiemy, ilu międzylesian uczestniczyło w powstaniu, nie pamiętamy innych poległych, nie znamy tych, którzy przeżyli ani wreszcie ceny, jaką przyszło im zapłacić niewiele później. Nie wiemy także tego, którzy – w ślad za „Żmudzinem” – uznali rozpoczęcie powstania za błąd i odmówili podporządkowania się rozkazowi. Juliusz Ostrowski wymienia tu wspomnianego już lekarza Eugeniusza Kądziołkiewicza. Ten, gdy 1 sierpnia otrzymał umówione hasło, że jest wzywany do chorego – nazwiska/kryptonimu Ostrowski nie pamięta – odpowiedział po prostu: – Nie znam takiego chorego. Jak widać oceny sytuacji, a zatem i decyzje podejmowane przez poszczególnych konspiratorów były różne. Podobna niepamięć przysłoniła zresztą i tych, którzy zginęli znacznie dalej w różnych okresach wojny, jak choćby Jaś Tomala (Jan Tomala, 1922-1943, służył i zginął na MS Zagłoba zatopionym na Morzu Śródziemnym) i wspomniany już Zygmunt Modro (por. Zygmunt Modro, 1915-1945, służył w dywizjonie bombowym 300, zginął nad Niemcami).

Jan Tomala (1922-1943).
Zygmunt Modro (1915-1945).
Bolesław Skura

Tymczasem Międzylesie podzielił pas ziemi niczyjej między pozycjami walczących stron. Na północno-zachodnim skraju miejscowości od strony Anina okopali się Niemcy. Południowo-wschodnie obrzeże od strony lasu Branickich i Radości obsadzili już Rosjanie. Prawdopodobnie 31 lipca lub 1 sierpnia tę część właśnie, gdzieś w pobliżu Wiśniowej Góry, odwiedził cytowany już Marian Wesołowski. „– Po tej koncentracji, z której wszyscy z trudem się rozeszli, na drugi czy trzeci dzień pojechałem rowerem (…) do Międzylesia zobaczyć tych rosyjskich żołnierzy i te czołgi. Rozmawiałem z nimi, pytałem, czemu nie jadą na Warszawę, jeden z nich odpowiedział, że «rozkazu niet». Ludzie z Międzylesia rozmawiali z nimi, znosili poczęstunki, jedzenie itp. Wszyscy odetchnęli – wolność”⁵. Dzień lub parę dni później podobne pytanie zadał pierwszemu napotkanemu żołnierzowi rosyjskiemu Stanisław Maciejewski. W odpowiedzi usłyszał: – Tam bijutsia pamieszcziki i faszisti. Kagda drug druga ubijut, budiem nastupat’.

„6. VIII – pierwsi żołnierze rosyjscy” – to zapis z Kroniki Ulanówka. Tego samego dnia 6 sierpnia – jak podaje Sebastian Rakowski –„ «Scherlock» z plutonu 795, będąc w rozpoznaniu w Międzylesiu stwierdził, że najdalej wysunięte placówki niemieckie znajdują się na głównej ulicy tej miejscowości, w odległości 100 metrów od stacji kolejowej. A 70-80 metrów na wschód od nich znajdują się pozycje sowieckie. Ponadto na dziedzińcu fabryki «K. Szpotański» stacjonuje artyleria niemiecka. Pomiędzy Międzylesiem a Borkowem znajduje się większe zgrupowanie wojsk niemieckich”⁶. O meldunkach z 8 sierpnia, i dalej z dnia następnego tenże autor, pisze: „ O godzinie 4:00, wyszedł w rejon Międzylesie – Wiśniowa Góra – Borków patrol rozpoznawczy. Dowódcą patrolu był st. strzelec «Wojtek». Patrol stwierdził obecność stanowisk niemieckich w szkole w Międzylesiu oraz w zniszczonym domu 400 metrów na zachód od szkoły w kierunku toru kolejowego. Patrol natknął się ponadto na nieprzyjaciela w rejonie wschodniego krańca Międzylesia. W meldunku «Wojtek» podał również położenie stanowisk sowieckich. Znajdowały się one na południowym krańcu lasu Wilanów bliżej Radości. Na drodze przemarszu żołnierze 6 kompanii kilkakrotnie natknęli się na sowieckie patrole. Zwiadowcy powrócili o godzinie 9:00. Ostatni z zachowanych meldunków 6 kompanii pochodzi z 9 sierpnia i wskazuje, że na wschodnim skraju głównej ulicy znajdują się tabory radzieckie. W wielu przypadkach linie niemieckie i sowieckie oddalone są od siebie o kilkadziesiąt do 100 metrów. (…) Jeden z wysłanych tego dnia patroli był zatrzymany przez sowietów. Pytali o legitymacje, przy tym dowódca sowiecki miał się wyrazić dosłownie «po co wy tu w ogóle łazicie»”⁷.

To, co wyżej, działo się 9 sierpnia. 10 sierpnia komendant Rejonu IV Otwock kpt. Stanisław Szulc, ps. „Kania”, wydał rozkaz następującej treści: „Z dniem dzisiejszym zarządzam zdjęcie opasek – przechodzimy do konspiracji aż do wyjaśnienia. Nie rozgłaszać o przejściu do konspiracji. Pouczyć podwładnych o nieujawnianiu swych dowódców i siebie”⁸. Ostatni rozkaz został wydany 11 sierpnia: „1.Zamelinować wszystkie papiery i dokumenty, a przede wszystkim rejestracje ochotników. Melinować w budynkach i zabezpieczyć tak, aby nie uległy zniszczeniu. 2. Natychmiast zamelinować broń. O melinach może wiedzieć najwyżej 3 osoby. Zawieszam wszystkie ćwiczenia, odprawy itp. (mieć stałą łączność z dowódcami). Dalsze rozkazy nadejdą”⁹. Oba rozkazy zostały wydane po zatrzymaniu paru żołnierzy AK w Wiązownie i po próbie pojmania sztabu Rejonu IV w Otwocku. Zresztą dla międzyleskich akowców, wówczas już albo wypędzonych przez Niemców, albo ukrywających się na ziemi niczyjej, na razie nie miały znaczenia.

Jedną z rodzin, które zamierzały pozostać na ziemi niczyjej byli Skurowie. Nie chcieli opuścić swojego siedliska przy ul. Ogrodowej 36 nad Kanałem Wawerskim w pobliżu Wiśniowej Góry. Był to drewniany, piętrowy dom, do tego mała parterowa chałupka zrośnięta w jedno z obórko-stajnią, szklarnia, sad i ogród. Tylko w chwilach gęstszej palby karabinowej, armatniej lub bombardowań schodzili do piwnic. Poza tym życie na ziemi niczyjej zdawało się biec względnie normalnie. Niemcy zaglądali tu niejednokrotnie. Stanowiska ogniowe mieli za Kanałem Wawerskim, ledwie 300 metrów dalej, w Helenowie i lesie anińskim. Nakazywali ewakuację na Pragę. Wreszcie któregoś razu w biały dzień padł strzał, jak zwykle. Armatni. Ale ten pocisk wpadł wprost do budynku, przez otwarte drzwi, właśnie od strony stanowisk niemieckich, przebił dwie ściany korytarza i w pokoju rozwalił piec kaflowy. Nie wybuchł. Rozpadł się na trzy kawałki. Przechowywano je później jako pamiątki. Marianna Skura, siostra Czesława, czytająca akurat książkę, spadła z łóżka. Przestraszyli się. Rodzina zdecydowała się na opuszczenie domu. Dziadek Bolesław powiedział, że nigdzie nie pójdzie. W obórce miał czarną krowinę Zulę, co to cielaka od niej – a był już podrośnięty – zabrali Niemcy z Helenowa. A i niewielka gniada kobyłka też tam stała. Należało je dopilnować, nakarmić, napoić, gnój wyrzucić i podścielić. Nie mógł ich zostawić ot tak, na zatracenie. Jednak jeśli dziadek Bolesław uparł się, to razem z nim postanowiła zostać Marianna, najstarsza córka. Była dzielna i dość odważna. W AK pomagała Czesławowi, łącznikowała, była kurierką, przewodnikiem dla spadochroniarzy. Pozostali członkowie rodziny zapakowali w tobołki to, co najpotrzebniejsze, ale i tak było tego sporo. Nie wiedzieli kiedy wrócą, gdzie przyjdzie zatrzymać się i w jakich warunkach przebywać. Więc szli objuczeni jak wielu, i jak wielu nie do Niemca na Pragę, ale ku Rosjanom na południe – do ul Głównej, potem duktem przez las Branickich, przez Radość, Miedzeszyn do Falenicy.

Pierwsza strona wspomnień Bolesława Skury z pierwszej wojny światowej. Rękopis.

W drogę poszło ich dziewięcioro – babcia Zosia z dwoma córkami i synową od Czesława oraz piątka dzieci. Najmłodsze, niespełna rok mającą dziewczynkę, matka niosła na ręku. Trzyletni chłopak, który chciał też coś nieść, dostał dziecięce wiaderko z wodą. Trzymał się ciotczynej ręki i co padł strzał, to krzyczał: – Ciociu prędzej! Po drodze dołączyła do nich jeszcze Julianna Adamkowska z naprzeciwka, nazywana babcią, która też nie pozwoliła ewakuować się na Pragę. Trójka jej żydowskich podopiecznych przemknęła się w tym samym kierunku znacznie wcześniej. Falenickie pensjonaty, wolne tamtego sezonu od letników, przyjęły wówczas wielu uchodźców z linii frontu. Niewiele czasu minęło, gdy do rodziny dołączyła Marianna. Opuściła dziadka Bolesława po najściu czerwonoarmistów. Ci nocą dotarli nad Kanał Wawerski. Wpadli do budynku z krzykiem – Szpiony! Szpiony! – i oboje podstawili pod ścianą. Jednym ze zwiadowców był Polak z pochodzenia. Widząc co się dzieje, uspokoił towarzyszy. Nawet po tym wydarzeniu dziadek Bolesław nie zmienił decyzji. Chudoby nie opuści – powiedział. Marianna uciekła do Falenicy sama. A Niemcy w końcu przyzwyczaili się chyba do obecności Bolesława w pobliżu. Może nawet z zaciekawieniem obserwowali samotnego starego dziwaka, który opuszczony przez rodzinę pozostawał uparcie na przedpolu ich stanowisk nie bacząc na najścia, groźby, rekwizycje i ostrzał. Musieli widzieć z helenowskiego wzgórza, jak dzień po dniu obrządzał zwierzęta i grzebał w ziemi na zagonach pielęgnując swoje cynie, astry i chryzantemy, niemal pod lufami karabinów. Od tego grzebania zresztą rodzina już dawno nazwała go Turkuciem10.
Cdn.

Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski

Przypisy:

  1. Kpt. Jan Jaroszek Proboszcz.
  2. Ośmiopiętrowy budynek Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej przy ul. Zielnej.
  3. Gmach tejże spółki przy ul. Piusa XI nr 19, ob. ul. Piękna.
  4. Potyczka miała miejsce 22 sierpnia w godzinach wieczornych. Kolumna niemiecka zdążała z odsieczą dla załogi małej PAST-y przy ul. Piusa XI nr 19. Zob.: Władysław Bartoszewski. Dni Walczącej Stolicy. Kronika Powstania Warszawskiego, Londyn, reprint Warszawa 1984, str. 119. Także: Władysław Bartoszewski, 1859 dni Warszawy, dz. cyt. str. 639.
  5. Cyt. za: Jacek Zygmunt Jaroszewski. Porucznik Zygmunt Migdalski…, dz. cyt. str. 159.
  6. Sebastian Rakowski: Zarys dziejów IV Rejonu…,dz. cyt. str. 258.
  7. Tamże, str. 257.
  8. Tamże, str. 260.
  9. Tamże.
  10. „Gryllotalpa gryllotalpa, turkuć podjadek, drąży podziemne tunele niczym miniaturowy kret. Można go spotkać w wilgotnej i piaszczystej glebie” – George McGavin, Kieszonkowy atlas owadów i pajęczaków, tłum. Agata Borucka – Jasińska, Warszawa 2008, str. 36.