Pierwszy dzień wiosny u „Kuby”

Autor: , Osiedle: Anin Data: .

W tym miejscu, między Alpejską i Zorzy w Aninie, liceum znalazło się w 1964 roku. Gmach szkoły i internatu zbudowało wojsko z inicjatywy dowódcy warszawskiego okręgu Ludowego Wojska Polskiego, generała Henryka Jankowskiego, w czasie wojny, w konspiracji posługującego się pseudonimem „Kuba”. Generał zmarł na białaczkę wcześniej, w 1959 roku, w wieku zaledwie 39 lat, lecz zgodnie z jego koncepcją przez wiele lat w liceum noszącym jego imię (dziś: Tuwima) uczyła się młodzież z okolicy (z dzisiejszej dzielnicy Wawer) razem z dziećmi zawodowych żołnierzy z „zielonych” garnizonów.

W pokoju nauczycielskim spotkać można było wówczas takie postacie, jak profesor rosyjskiego, Henryk Ławrynowicz, ojciec znanego pisarza Marka Ławrynowicza, autora kilku powieści, których akcja dzieje się w naszej, wawerskiej małej ojczyźnie. Prof. Henryk Ławrynowicz, żołnierz wileńskiej AK, do końca życia posługiwał się tożsamością brata, by uniknąć konsekwencji wojennego, konspiracyjnego zaangażowania. Młodym ludziom, którym trudno zrozumieć, jak można było tak długo obawiać się odpowiedzialności za patriotyczne wybory czasu wojny, zalecić można zapoznanie się z życiorysem Romualda Warakomskiego „Józefa”, „Hilarego” – zwłaszcza z powojenną częścią jego dziejów.

Kilkanaście miesięcy pracował też w naszym liceum nieznany jeszcze wówczas, młody syn czarnogórskich imigrantów, Włodzimierz Szaranowicz, po latach popularny telewizyjny dziennikarz sportowy. Choć urodził się w Warszawie i mówił nienaganną polszczyzną, z jakichś względów uczniowie określali go pseudonimem „Jugo” (od Jugosławii, której częścią była wówczas Czarnogóra). Uczył WF.

Zdarzały się również kariery pedagogiczne przerwane niezwykłymi zdarzeniami, jak to, o którym dalej opowiadam.

Był rok 1975. Sympatyczny, drobny student dorabiał ucząc PO (przysposobienia obronnego). Został dodatkowo wychowawcą klasy samych dziewcząt. Pierwszego dnia wiosny, w słoneczny, ciepły dzień cała ta klasa ruszyła na wagary akurat przed lekcją ze studentem. Na podłodze szkolnego korytarza, w drzwiach zewnętrznych, na chodnikach wzdłuż budynku szkoły i internatu dziewczęta pozostawiły kredowe, czerwone strzałki i wskazówki. „Tu idziemy”. „Już niedaleko”. „Zaraz się spotkamy”. Kredowy szlak kończył się dwieście metrów dalej – na masywnej bramie willi przy ulicy Zorzy. Na bramie rzucał się w oczy czerwony napis kredą: ”Tu jesteśmy. Pukać umówionym kodem. Zazdrości nam psor znajomości?”.
W tej willi mieszkał wtedy generał dywizji, były minister górnictwa, działacz komunistyczny, wówczas zajmujący stanowisko prezesa Rady Ministrów – Piotr Jaroszewicz. W tej willi został w 1992 roku zamordowany wraz z żoną. Lecz w chwili, gdy nasze dziewczęta mazały kredą bramę, był jednym z najważniejszych funkcjonariuszy PRL. Nic dziwnego więc, że po 20 minutach Służba Bezpieczeństwa była w szkole i… numer kilkunastu nastolatek zakończył belferską karierę studenta. Ktoś musiał odpowiedzieć, a on był pod ręką…

Piotr Świątecki