Wspomnienia z Międzylesia – część 1

Autor: , Osiedle: Międzylesie Data: .

W Międzylesiu spędziłem dzieciństwo i wczesną młodość. Dziś już dobiegam osiemdziesiątki, ale pamięć mam jeszcze dość dobrą więc postanowiłem podzielić się swoimi wspomnieniami z młodszymi ode mnie Czytelnikami Gazety Wawerskiej. Zacznijmy od początku…

Autor z rodzicami w ogrodzie na tle domu przy ul. Czarnołęckiej, lato 1946 roku

Mój Dziadek, pracował w Szkole Powszechnej na Powiślu od roku 1906 do 1934 kiedy to przeszedł na emeryturę. Zakupił drewniany dom wraz z dużym placem w Międzylesiu aby spędzać czas w ciszy pośród zieleni po latach ciężkiej pracy. Wybierzmy się więc na spacer, aby sprawdzić co do dzisiaj zostało z dawnego Międzylesia. Zacznijmy od strony zachodniej i przejdźmy się od Zerznia, przez Międzylesie do Wiśniowej Góry.

Międzylesie kończyło się wówczas dla mnie na ulicy Mrówczej, choć formalnie dochodziło do kanału Zagoździańskiego. Mrówcza, to ważna ulica w dziejach Kaczego Dołu a potem Międzylesia. To tędy od 1905 roku jeździła ciuchcia do Otwocka i Karczewa. Obawiam się, że jestem jednym z nielicznych, którzy pamiętają tą kolejkę, a w dodatku nią jechali. Moi Rodzice mieli znajomych w Radości i czasami jeździliśmy do nich z wizytą. Pociąg wlókł się niemiłosiernie, ale nie było innego wyjścia. Ciuchcię zlikwidowano w 1954 roku, więc moje wspomnienia z tych podróży są bardzo odległe. Jakimś zrządzeniem losu zachował się budynek stacyjny z resztką napisu w języku rosyjskim. Była w nim poczekalnia i kasy biletowe, a przed budynkiem peron wysadzany drzewami.

Budynek stacyjny ciuchci do Otwocka i Karczewa przy ul. Mrówczej. Koniec lat 80. XX w. Fot. Jerzy Zawistowski

Między torami Kolejki Karczewskiej a torami Kolei Nadwiślańskiej odległość jest nieduża. Dziś w plątaninie drogowych rozjazdów i tuneli, mało kto wyobraża sobie co tam się mogło znajdować. Otóż na rogu Patriotów i Zwoleńskiej, tam gdzie dziś rozłożyła się stacja benzynowa był sklepik spożywczy Pani Pośnikowej a naprzeciwko pętla autobusowa. Pamiętam to doskonale – cóż to był za dzień dla mieszkańców Międzylesia! Dojechał do nas miejski autobus, i to nie byle jaki. Nazywał się C-pospieszny. Najbliższy przystanek autobusowy linii 115 był do tej pory w Aninie przed kinem Wrzos, więc C-pospieszny był dla mieszkańców ogromną atrakcją. Pociągi elektryczne nie jeździły zbyt często więc elegancki czerwony autobus był dużym udogodnieniem. Do pętli było ode mnie niestety dość daleko. Dopiero wiele lat później uruchomiono linię 156 z Wiśniowej Góry do Zerznia wzdłuż ulicy Żegańskiej i to rozwiązało problemy komunikacyjne mieszkańców.

Idziemy dalej i przekraczamy tory Kolei Nadwiślańskiej uruchomionej w 1887 roku. Pierwotnie pomiędzy przystankami Wawer i Falenica, pociągi się nie zatrzymywały ale podczas elektryfikacji linii otwockiej w 1936 roku powstały przepiękne, stylowe dworce z wysokimi peronami. Mój Dziadek opowiadał mi jak wszyscy byli dumni z dworca w Miedzylesiu, tym bardziej, że jak twierdził, mieszkańcy składali datki na jego budowę. Po drugiej stronie Żegańskiej zachowała się jedna z hal Fabryki Szpotańskiego, pięknie odrestaurowana na potrzeby galerii handlowej. Po tej stronie ulicy oprócz zabudowań fabrycznych stał też niewielki domek, gdzie miał swój zakład fryzjerski Pan Plewa. Od strony południowej była wzdłuż Żeganskiej gęstsza zabudowa. Na rogu stał dom Państwa Wróblewskich, gdzie był sklep z artykułami gospodarstwa domowego, a za nim apteka Pana Tretiakowa. Dziś prawie nic z tej zabudowy nie zostało, gdyż wszystko zajęły skomplikowane ronda i dojazdy.

Idźmy dalej. O dziwo zachował się dom Pana Bidzińskiego. To ważna osoba w dziejach Międzylesia. Na jego podwórku stał ciężki wóz oraz dwa ogromne konie, którymi p. Bidziński rozwoził mieszkańcom węgiel na zimę. Dalej ocalał dom, gdzie był sklep mięsny, tak zwany rzeźnik, za nim był fryzjer p. Hartwig i kilka drewnianych domków z usługami i sklepikami, a na końcu po lewej stronie szary budynek straży ogniowej.

Północna strona ul. Żegańskiej – dom pana Bidzńskiego, rzeźnik i drewniak. Koniec lat 80. XX w. Fot. Jerzy Zawistowski

W latach 60 przyjeżdżało do Międzylesia kino objazdowe. Na bocznej ścianie straży rozwieszano ekran i puszczano filmy. Zjeżdżali się na rowerach koledzy z całej okolicy. Pamiętam, że duże wrażenie zrobił na nas film francuskiej nowej fali „Windą na szafot”.

Po przeciwnej stronie domu p. Bidzińskiego nie ma już budki z piwem oraz rozłożonego dalej składu opału i skupu surowców wtórnych. Tu muszę się chwilę zatrzymać, gdyż było to ważne miejsce dla chłopaków w wieku 12 – 14 lat. Można tam było mianowicie sprzedać butelki. Kiedy dowiadywaliśmy sie, że w warszawskim kinie grają jakiś fajny film, ja i moi koledzy ruszaliśmy na poszukiwanie pustych butelek. W naszych domach więcej się czytało niż piło, w związku z tym więcej było makulatury niż butelek. Za butelki płacono lepiej niż za makulaturę więc były bardziej pożądane. Trzeba było się sporo naszukać, aby skompletować przynajmniej dwadzieścia. Urzędujący tam magazynier zawsze niestety piętrzył trudności i transakcje przebiegały bardzo opornie. A to mu się nie podobały, jak to mówił zbyt wkląchnięte dna, a to kręcił nosem na lekko ukruszone szyjki. Poza tym zwykle co dziesiątą przeznaczał na tak zwaną stłuczkę, co oznaczało, że jeśli przyniosłeś 10 butelek, on płacił za 9.

Północna strona ul. Żegańskiej. Koniec lat 80. XX w. Fot. Jerzy Zawistowski
Dawny budynek straży ogniowej po północnej stronie ul. Żegańskiej. Koniec lat 80. XX w. Fot. Jerzy Zawistowski
Południowa strona ul. Żegańskiej, w lewej części zdjęcia widoczny skład opału i skup surowców
wtórnych. Koniec lat 80. XX w. Fot. Jerzy Zawistowski
Drewniak po południowej stronie ul. Żegańskiej. Koniec lat 80. XX w. Fot. Jerzy Zawistowski

Wyprawa do kina to kosztowna sprawa więc trzeba było oszczędzać. Opłacało się mianowicie pójść piechotą przez Las Aniński do pętli 115, który był autobusem zwykłym a bilet na przejazd kosztował 80 gr., niż iść krócej do C-pospiesznego, który kosztował 2 zł, a zaoszczędzone 1zł 20 gr wydać w barze mlecznym na pyszne naleśniki z dżemem posypane waniliowym cukrem pudrem.

Naprzeciwko straży pożarnej zachował się dom, w którym był drugi rzeźnik i dom obok ze sklepem rybnym.

Skręćmy jeszcze w prawo w ulicę Kożuchowską. Kilkanaście metrów za rogiem była tam piekarnia z pysznym chlebem i ciastkami. Piekarnię obsługiwał nieduży konik, ciągnący starą carską kibitkę, przerobioną na wóz do przewozu pieczywa.

Jeszcze dalej był magiel. Pamietam ciężką skrzynię wyładowaną kamieniami, którą za pomocą ręcznego żeliwnego koła właścicielka przemieszczała nad wałkami z pościelą.

Cdn.