Słuszną linię ma nasza partia

Nauka nie poszła w las. Z eseju George’a Orwella „Folwark zwierzęcy”, że w jakiś czas po demokratycznym przejęciu władzy pewne świnie stają się równiejsze. Z filmu Stanisława Barei „Alternatywy 4”, że wnioski mieszkańców prezes spółdzielni przyjmuje w każdy trzeci poniedziałek miesiąca od 16.15 do 16.30. Z autorytaryzmu Aleksandra Łukaszenki na Białorusi, że wystarczy manipulować demokratycznym procesem wyborczym, aby władzy raz zdobytej nigdy nie oddać.

Wobec takiego naporu materiałów dydaktycznych trudno dziwić się, że większość rządząca Radą Dzielnicy Wawer odmówiła obywatelom Wawra rzetelnych wyborów do Rad Osiedli. A ta większość to tak zwane KO (wymawiaj ka-o). Źródłosłowem tej nazwy jest wyrażenie przydawkowe „koalicja obywatelska”. Jednakże wyszło, jak wyszło, wskutek nadmiernego stosowania skrótu ka-o zamiast pełnej nazwy i w połączeniu z nauką o KO-wcu z filmu Marka Piwowskiego „Rejs”.

Lekcja dobrze odrobiona: krótkie okno wyborcze, uciążliwość oddawania głosu, brak anonimowości, skąpa informacja o wyborach, brak czasu na kampanię wyborczą, systemowa podatność na manipulację zrobiły swoje. Znakomita część wyborców została wykluczona, bądź wykluczyła się sama odmawiając udziału w farsie wyborczej. Powstały twory trochę z przypadku, trochę z łapanki, o słabym mandacie wyborczym. Dla przykładu w Aleksandrowie w poprzednich wyborach głosowało między 200 a 300 osób. W wyborczej farsie kadencji 2024 zagłosowało osób 17 i tylko dlatego, że mamy łączność mobilną z połączeniami wliczonymi w abonament.

A co nie pasowało rządzącym Radą Dzielnicy Wawer w Radach Osiedla z mocnym mandatem wyborczym, tego uczy film Andrzej Wajdy „Człowiek z marmuru”. Taki Mateusz Birkut, co to nie patrzy ani na partyjną karierę ani na interesy członków partii, tylko po prostu chce lepszego świata wokół siebie i ma za sobą ludzi, to czynnik ryzyka dla każdego człowieka z plastiku w partyjnym teatrze lalek.

Rady Osiedla oparte na silnym mandacie wyborczym miały taki sam fundament polityczny jak Rada Dzielnicy czy Rada Warszawy. A nawet mocniejszy, bo demokracja osiedlowa była poza wpływami partii. Tu głosowało się na sąsiadów, którzy reprezentowali interesy osiedla na forum miasta i przed swoimi sąsiadami odpowiadali. Tu była wylęgarnia niepartyjnych ludzi, którzy konkurowali z partyjnymi ludźmi w wyborach dzielnicowych. Z różnym skutkiem jak to w demokracji. Ale po co skutek różny, lepiej żeby skutek był jeden. Co prawda film „Hejter” Jana Komasy uczy, jak radzić sobie z takim ryzykiem różnych skutków. Ale po co uciekać się do tak brudnej gry wyborczej, skoro skutek może być jeden. A przy tym będzie taniej dla partii zrobić kampanię. Wszak usługi hejterskie kosztują.

Cóż, słowa, słowa, słowa. A przecież Stanisław Bareja w filmie „Miś” uczy: „Niech pan nie krzyczy na naszego pracownika. Ja tutaj jestem kierownikiem tej szatni! Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”.
I co pan nam zrobi, panie kierowniku tej szatni Rafale, czy tam może Donaldzie. A może jego imię Jarosław? Czy tam inny Zbigniew?
Kurtyna.