Trudne życie drzew

Dlaczego te drzewa uschły?
Takie pytania słyszę dość często, dotyczą one zazwyczaj drzew, które zamarły wkrótce po posadzeniu, ewentualnie wegetują latami bez perspektyw na osiągnięcie większych rozmiarów. Sam również często obserwuję takie drzewa posadzone na gruntach publicznych i za publiczne pieniądze. Jadąc na rowerze od Urzędu Dzielnicy do północnej granicy Wawra, na trasie około 5 km, natrafiłem na ponad 30 martwych lub dogorywających drzew, posadzonych w ostatnich latach. Kilka lat temu głośna była sprawa drzew wielokrotnie sadzonych koło Kulturoteki w Radości, za każdym razem z marnym skutkiem. Uschła cześć dębów posadzonych koło SP 218 w Aninie. Zagłębiem uschniętych drzew jest obszar przed Przychodnią na ul. Strusia. W okresie kampanii przed wyborami samorządowymi do tych martwych drzew kandydaci przywiązywali swoje banery wyborcze. Przechodnie żartowali, że lokalni politycy są bardzo „przywiązani” do zieleni. Subiektywnie można stwierdzić, że panuje permanentna susza więc drzewa usychają. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Niestety prawie wszystkie sadzone drzewa są już roślinami relatywnie dużymi, mającymi kilka metrów wysokości. Taki dobór sadzonek uzasadniany jest najczęściej chęcią uzyskania natychmiastowego efektu, w postaci okazałego drzewa, widocznego z oddali, którym można się pochwalić. Oczywiście im większe drzewa sadzimy tym więcej trzeba za nie zapłacić.

Uschnięte drzewa przy ul. Strusia. Fot. J. Gryz

Zielony biznes
Koszt zakupu i posadzenia dużego drzewa, ewentualnie dodatkowo opieki nad nim, w zależności od wielkości, to od kilku do nawet 22000 zł. Łatwo wywnioskować, że na sadzenie drzew wydawane są ogromne kwoty pochodzące z naszych podatków. Efekty tych działań są często niezadowalające. Mam wrażenie że nie jest to postrzegane jako problem, po prostu w miejscu uschniętego drzewa sadzone jest nowe… W efekcie można wykazać ogromną liczbę posadzonych drzew. Może lepiej byłoby sadzić więcej drzew, ale mniejszych i liczyć na to, że część z nich przeżyje i będzie miało szanse na osiągnięcie znacznych rozmiarów. Firmy ogrodnicze oferujące sadzonki chcą wyprodukować jak największe drzewa w jak najkrótszym czasie, jednocześnie minimalizując koszty, co warunkuje wygranie przetargu i utrzymanie się na rynku. W efekcie drzewa rosną w optymalnych pod każdym względem warunkach, mają też silnie ograniczony system korzeniowy wielkości piłki lekarskiej, przy stosunkowo dużej koronie. Oczywiście takie drzewo wymaga specjalnego stelaża aby w ogóle mogło utrzymać się w pionie po posadzeniu. Translokacja rośliny ze szkółki, do skrajnie niekorzystnego miejskiego środowiska, jest z pewnością dla niej ogromnym szokiem i wielowymiarowym stresem. Podobnie jak przeniesienie mieszkańca Wawra do szałasu w tropikalnej dżungli. Drzewa są również sprowadzane ze szkółek położonych nawet 500-600 km od Warszawy, co dodatkowo utrudnia im aklimatyzację. Wiele uwag można mieć również do składu gatunkowego nasadzeń. Czy dąb błotny, rosnący naturalnie na żyznych nadrzecznych terenach Ameryki Północnej, ma szansę na przetrwanie przy ul. Bronisława Czecha? Nie ma również sensu sadzenie gatunków światłożądnych, w miejscach zacienionych. Generalnie warto sadzić częściej, wpisane w wawerski krajobraz, sosny pospolite: tanie, rodzime, rosnące nawet na jałowych piaskach i najbardziej odporne na suszę. Trzeba mieć na uwadze, że sosna ma cały szereg anatomicznych i fizjologicznych przystosowań do znoszenia deficytu wody. Buk, dąb, lipa, klon potrzebują do wzrostu dwa razy więcej wody niż sosna. Jesion, wiąz, topola, olsza to gatunki o jeszcze większym zapotrzebowaniu na wodę. Bardzo ważne jest również pochodzenie nasion, jak i obszar w którym jest zlokalizowana szkółka.

Uschnięte drzewo przy Szkole Podstawowej nr 218. Fot. J. Gryz.

Kiedyś było lepiej
Przed I Wojną Światową powstały Szkółki Plantacji Miejskich w Warszawie prowadzone przez stołecznych ogrodników. Produkcja nie miała charakteru komercyjnego, małe drzewka rosły w warunkach zbliżonych do tych, w których miały być finalnie posadzone. Nasiona, jeśli to było możliwe, zbierano z lokalnych drzew, które dobrze radziły sobie w zurbanizowanym środowisku. Zbliżony model produkcji sadzonek prowadzono do lat 90-tych XX wieku. Niestety urzędnicy doszli do wniosku, że taki system jest nieopłacalny i kłopotliwy, a dostarczanie i sadzenie drzew najlepiej zrealizują zewnętrzne firmy wyłaniane w przetargach. Czy tak jest w praktyce można ocenić samemu spacerując po Wawrze.

Milion drzew dla Warszawy
Pomijając kwestie techniczne można zadać sobie pytanie czy w Wawrze i całej stolicy drzew przybywa? Regularnie do mieszkańców dociera przekaz o zielonej Warszawie, milionie drzew dla Warszawy, adaptacji stolicy do zmian klimatu, ochronie zielonej infrastruktury, zalesieniach itp. Znalezienie realnych danych jest niezmiernie trudne. Zasadniczym problemem jest definicja drzewa, inna w przypadku sadzenia, a inna w przypadku usuwania. Najprościej rzecz ujmując każda posadzona nawet najmniejsza sadzonka jest ujmowana w statystykach. Po stronie ubytków inwentaryzowane są tylko drzewa znacznych rozmiarów. Przykładowo w lasach miejskich można posadzić 1000 młodych klonów i ten fakt jest odnotowywany, w tym samym czasie inwestor unicestwi spychaczem 1000 takich samych drzewek i one nie są oficjalnie zaliczane do ubytków. Podobnie wygląda sytuacja w trakcie zabudowy lasów, przywracania gruntów do tzw. kultury rolnej, niszczenia lasów nad Wisłą, w wielu przypadkach nikt nie ewidencjonuje usuwanych drzew i krzewów. Zielenią zarządza też wiele podmiotów, każdy z nich inaczej podchodzi do przedmiotowej kwestii. Nie można więc porównać liczby drzew sadzonych i usuwanych w poszczególnych okresach. Władze Warszawy chwalą się sadzeniem drzew, w przypadku podejmowania decyzji o masowej ich zagładzie, nikt o tym nie informuje. Pozytywnie muszę ocenić stworzenie, za pomocą metod teledetekcyjnych, Mapy Koron Drzew na terenie stolicy. Każdy na stronie UM w zakładce Zieleń może zapoznać się z wynikami tych prac. Tego typu metoda inwentaryzacji nie jest doskonała i uwzględnia tylko duże drzewa, daje jednak całościowy pogląd o liczbie drzew, ich wysokości, składzie gatunkowym. Realnych danych o zmianie liczby drzew w skali całego miasta dostarczyłoby regularne powtarzanie takiego mapowania. Co kilka lat powinny być publikowane raporty z informacją czy drzew przybywa czy ubywa. Podobnie można periodycznie badać stopień pokrycia miasta betonem i asfaltem, co uwidoczniłoby, czy w Warszawie faktycznie trwa walka z „betonozą”, czy jest wręcz odwrotnie i beton zalewa stolicę w skali nieznanej w jej historii.

Wątpię abym doczekał kiedykolwiek takich obiektywnych raportów. Obserwując otoczenie i podejmowane decyzje planistyczne trudno być optymistą, drzew z pewnością bardzo szybko ubywa, a miejsce zieleni zastępuje beton.

Przyszłość również nie rysuje się w zielonych barwach. Niestety od czasów wprowadzenia Lex Szyszko ochrona prawna drzew znacząco osłabła. Pomimo licznych zapowiedzi wzmocnienia ochrony, w sejmie trwają prace nad dalszą liberalizacją przepisów, mającą jeszcze ułatwić i przyspieszyć wycinanie drzew. Drzewom z pewnością nie sprzyjają również coraz jaskrawiej widoczne zmiany klimatyczne.
Optymalnym i darmowym rozwiązaniem, jest po prostu ochrona zieleni, która już istnieje. Minione pokolenia zadbały o to aby Wawer był zielony, niestety obecnie decydenci traktują te tereny jako rezerwę gruntów budowlanych, zielono jest tylko w obszarze przekazu medialnego.