O czytaniu „Balladyny” w Kulturotece w Falenicy

Autor: , Osiedle: Falenica Data: .

O czym jest „Balladyna? Po kolei: o wygnanym władcy (pustelnik); ślepej miłości (Goplany do Grabca); matczynej miłości (do Balladyny i Aliny); fizycznej miłości (Balladyny i Grabca); zbyt pospiesznej miłości (Kirkora do sióstr); o zazdrości i zbrodni (Balladyny na Alinie); niebezpieczeństwach, jakie kryją się w opuszczaniu ambitnej małżonki i spełnianiu obietnic (Kirkor); bezwzględności i chorej ambicji (Balladyna); o nieuchronności kary za zbrodnie (Balladyna). Jeżeli to nie wszystko, każdy, kto musiał czytać (sam!) to dzieło w szkole, dopowie sobie resztę.

Może i dopowie, jeżeli nie zapomniał, a jeżeli zapomniał, mógł sobie przypomnieć, słuchając tej tragedii-baśni w wykonaniu vipów z naszej dzielnicy, którzy, wzorem prezydenta RP, zdecydowali się popróbować swoich sił w czytaniu (i w graniu). Niektórzy z nich praktykowali już to w poprzednich latach – tworzy się więc nowa tradycja. Nowootwarta Kulturoteka plus reżyser Szczepan Szczykno na posterunku, stwarzały warunki nie tylko do odczytania, ale także inscenizacji tej tragedii. Rezultat był przedziwny, miejscami porywający, chwilami mniej.

Fot. Marta Różańska

Czytelnik musi się zdać na moją relację, bo spektakl nie był nagrywany, a szkoda. Wart obejrzenia, niewątpliwie. Niektórzy mogliby kwestionować dobór wykonawców, ale rozumiem, że reżyser grymasić nie mógł, zgromadził sporo wawerskich vipów, niektórzy rewelacyjnie się sprawdzili (nie powiem, którzy). Czerpał też z zasobów Teatru Falenica i tu można było oczekiwać perfekcji… cóż. Najlepiej wypadli ci, którzy potrafili oderwać oczy od kartki z tekstem. Było ponoć kilka prób, może dobrze byłoby zrobić generalną, skoro zamysł był bardzo ambitny – pokazać całość tragedii. Aktorzy chwilami się gubili, może powodem było nowe miejsce obfitujące w wejścia-wyjścia.

Dobry pomysł z zaznaczeniem charakterystyki postaci (strój pustelnika, Matki, Grabca, hełm z pióropuszem Kirkora) nie objął innych postaci, przez co wyglądały zbyt współcześnie na tle innych. Ponieważ jednak Balladynę „przerabiałam” równo 60 lat temu, moje mętne pojęcie co do przebiegu akcji powoli się klarowało i końcowy grom, jaki spadł na zbrodniarkę, przyjęłam z prawdziwą ulgą i w poczuciu dokonanej sprawiedliwości. Szkoda, że nie było go słychać, a tu aż się prosiło o efekt specjalny!

Po przedstawieniu – mała refleksja. Podobno, jak oznajmiły nam 5 września media, „Balladyna” Juliusza Słowackiego jest elementem naszej tożsamości, polskiej kultury i polskiej duszy. Że kultury – trudno się nie zgodzić, bo tragedia dobra i z morałem. Co do duszy – ryzykowna to teza. Czy w naszej polskiej duszy naprawdę panuje żądza sprawowania władzy za wszelką cenę, wypierania się przeszłości, zdradzania kochających mężów, mordowania sióstr? Nie oczekuję odpowiedzi, boję się potwierdzenia.