Pojezierze wawerskie

Po każdym większym opadzie, znaczna część wawerskich osiedli zamienia się w bajora, jakby te tereny wciąż pamiętały, że bywały onegdaj zalewane przez Wisłę. Mamy jednak XXI wiek, w poblis­kich lasach w Świerku, naukowcy rozszczepiają atomy, a naszą dzielnicę wciąż przerasta kwestia odprowadzenia deszczówki.

Zalana ulica Bystrzycka

Co więcej, wydaje się, że problem zamiast powoli ustępować – narasta. Gdy przyjrzy się nowym inwestycjom, bardzo często okazuje się, że aspekt odprowadzenia wód opadowych jest zupełnie pomijany. Bywa też, że są one zaprojektowane lub zrealizowane źle. Tak jest w przypadku nowego parkingu po wschodniej stronie torów w Miedzeszynie. Powierzchnia chłonna, z której wykonano parking wcale wody nie chłonie, a nowe zbiorniki odsączające są albo za małe, albo umieszczone w złym miejscu, uniemożliwiającym spływ wody. Auta stoją więc w kałużach i są oblewane strumieniami wody z rozlewiska na Patriotów. Woda z Patriotów nie spływa, bo nowy zbiornik położony jest wyżej niż jezdnia. Inwestycję realizowała Dzielnica Wawer. Tymczasem w Falenicy Zarząd Dróg Miejskich wyremontował fragmenty Walcowniczej. Jezdnia jest gładka, jednak jej nowe wyprofilowanie sprawia, że woda stoi albo na przejściu dla pieszych, albo wręcz zalewa chodnik. Przeciągający się remont pogorszył sytuację. Prawdopodobnie tematu odprowadzania wód opadowych w ogóle nie wzięto pod uwagę.

Miasto coraz mocniej akcentuje potrzebę radzenia sobie ze zjawis­kami atmosferycznymi i zmianami klimatu. Badania wykazują, że choć suma opadów pozostaje w przybliżeniu stała, to składają się na nią coraz bardziej gwałtowne zjawiska. Zamiast rozłożonych w czasie, przewidywalnych i drobnych opadów mamy okresy suszy przeplatane ponadskalowymi ulewami. Od kilku miesięcy miasto udostępnia statystyki i mapy pogodowe z kilku ostatnich lat. Widzimy na nich m.in. liczbę interwencji straży pożarnej związanej z podtopieniami, rozkład powierzchni nieprzepuszczalnych czy wskaźniki oznaczające stopień zazielenienia i stan miejskiej zieleni. Nakładka na miejskie mapy nazywa się AdaptCity i sugeruje potrzebę przygotowania się na zmiany. Informacja jest ważna, jednak czy pójdą za tym konkretne rozwiązania i pieniądze? Albo czy zagospodarowanie wód opadowych stanie się priorytetem uwzględnianym np. podczas remontu nawierzchni ul. Walcowniczej? Czas pokaże.

Do kogo można zatem zwrócić się z problemem uporczywych kałuż i podtopień? Jak to często bywa w przypadku m.st. Warszawy odpowiedzialność jest rozmyta. Pierwsza myśl biegnie ku Miejskiemu Przedsiębiorstwu Wodociągów i Kanalizacji, które jednak nie zajmuje się kanalizacją burzową. Zarząd Zieleni ma w opiece tylko infrastrukturę przeciwpowodziową i cieki wodne, Zarząd Dróg Miejskich zajmuje się wybranymi ciągami komunikacyjnymi. Za resztę odpowiada Dzielnica Wawer oraz każdy z mieszkańców. Warto jednak zwracać się do Dzielnicy. Jako Stowarzyszenie Razem dla Wawra interweniowaliśmy np. w sprawie bulwersującej sytuacji uczniów SP 109, którzy w drodze do stołówki musieli przechodzić przez prowizoryczną, rozkładaną każdorazowo przez „Pana Stopka”, kładkę. Po kilku dniach urzędnikom udało się wykonać odwodnienie ulicy.

Przejście uczniów SP 109 przez kładkę w drodze na stołówkę

Intencją tego tekstu nie jest jednak krytykowanie urzędu, choć trzeba przyznać, że w przypadku tego mokrego problemu, krytyka nie byłaby bezzasadna. Poprawę sytuacji warto zacząć od siebie. Wedle prawa budowlanego za zagospodarowanie wód opadowych odpowiada właściciel posesji, przy czym wpuszczanie ich do kanalizacji ogólnej jest zabronione. Co więcej, w myśl paragrafu 29 ww ustawy nielegalne jest też „dokonywanie zmiany naturalnego spływu wód opadowych w celu kierowania ich na teren sąsiedniej nieruchomości”. I tu dochodzimy do sedna problemu, ponieważ wiele z dokuczliwych kałuż bierze swój początek z pojedynczych rynien wyprowadzanych wprost na ulice. Polecam spacer badawczy podczas deszczu. Czasem widać skomplikowane systemy połączeń rur, budowane tylko po to, by woda mogła wypłynąć na chodnik. Gdyby tę energię i pomysłowość spożytkować na budowę dołka odsączającego na własnej posesji bylibyśmy o krok bliżej od poradzenia sobie z problemem kałuż.

Zieleń Miejska w 2017 r. realizowała akcję „Warszawa chwyta wodę”. Polegała ona m.in. na promowaniu małej retencji i tzw. ogrodów deszczowych. Są to proste, ale skuteczne instalacje, składające się z ok. metrowej głębokości dołka odsączającego wypełnionego piachem i żwirem oraz rur: drenażowej i przelewowej. Na powierzchni można zasadzić rośliny hydrofitowe, które dodatkowo wychwytują z wody zanieczyszczenia. Według przeliczników 2 m2 takiego ogrodu wystarczą do zagospodarowania deszczówki ze 100 m2 dachu. Wszelkie materiały wraz z planami takich ogrodów dostępne są na stronie Fundacji Sendzimira (http://sendzimir.org.pl). Tam też można znaleźć broszury skierowane zarówno do wspólnot mieszkaniowych jak i osób indywidualnych. Spróbujmy w 2018 r. przyjrzeć się naszym rynnom. Być może wspólnymi siłami uda nam się choć trochę poprawić sytuację w dzielnicy. Sąsiedzi, nie zalewajmy!