Kaczy Dół – Międzylesie. Czas wojenny. Część 14.

Autor: , Osiedle: Międzylesie Data: .

Cd.

Pod koniec wiosny 1941 roku w Druciance zakwaterowano żołnierzy1, w Pałacu – oficerów. W pobliżu budynków zaparkowano samochody. Lekcje odbywały się gdzie indziej. Dwie izby na ten cel użyczyły siostry Franciszkanki Rodziny Maryi w Zosinku, jedną izbę w swoim domu przy Dworcowej 5 odstąpili Cecylia i Tadeusz Filipowiczowie, wreszcie jeden z parterowych domów letniskowych udostępniono w Chrzanowie. – Żołnierze w Druciance zachowywali się po chamsku – mówi Wiesław Gwadera (1931), mieszkający wówczas przy pobliskiej ulicy Polnej. – Kręcącej się w pobliżu dzieciarni, ciekawej obcego wojska, rzucali chleb z okien na piętrze. Kiedy podbiegała, by podnieść, polewali ją wodą. Oficerów zobaczył któregoś dnia na cmentarzu. Pochylali się nad ukwieconymi mogiłami i czytali napisy na białych tabliczkach sporządzonych przez miejscowych strażaków. I salutowali… Tak! Przystawali przed każdym takim grobem z hełmem albo rogatywką na krzyżu, a po przeczytaniu napisu prostowali się, trzaskali obcasami i salutowali! Potem odeszli. A do mogił ludzie ciągle przynosili kwiaty. Polne i ogrodowe. Dziewczynki przynosiły wianki splecione z ziela rozmaitego i kwiatów. Kładły je na grobach przed krzyżami i układały klomby i napisy.

Dopiero po 21 czerwca2 wojsko opuściło Druciankę. Wyrostki ze starszych klas, jak co roku, mogły wyprawiać się na wiśnie pokonując płot ogradzający sad za szkołą. Jego użytkownik, kierownik Franciszek Kręcicki, płoszył ich nieskutecznie jak co roku, wygrażał i straszył karami. Niekiedy jednak puszczał to płazem, jak wojennemu półsierocie Wieśkowi Gwaderze, co chodził zawsze głodny. Jego ojciec i dwaj starsi bracia, absolwenci międzyleskiej szkoły, zostali wywiezieni na przymusowe roboty do Niemiec w 1940 roku, a mama zginęła w 1941 roku pod kołami pociągu. 21 października uciekała przez tory kolejowe przed łapanką, dźwigając na plecach worek szczap drewna z lasu narąbanych na sprzedaż. Po raz drugi Drucianka została zajęta na potrzeby wojska zimą 1941/42 r. „Lekcje dla siedmiu klas odbywały się w dwóch izbach mieszkalnych domu inspektora szkolnego Tadeusza Filipowicza. Ciasnocie towarzyszył chłód i fatalne warunki sanitarne. Straty w godzinach lekcyjnych nadrabiano przeprowadzając po siedem, osiem lekcji dziennie oraz wydłużając rok szkolny do połowy lipca”3.

Branki uliczne na roboty przymusowe do Niemiec, zwane potocznie łapankami, od lutego 1940 r., były na porządku dziennym4. Właśnie podczas jednej z nich zatrzymano ojca Wieśka, Józefa Gwaderę. Nie tylko nie posiadał przy sobie Kennkarty, ale w dodatku nie miał stałego miejsca zatrudnienia. Skierowano go do Lotaryngii, do pomocy niemieckiemu rolnikowi. Józef na niego nie narzekał. Trafił do porządnego człowieka. Kiedy dwaj starsi bracia Wieśka – Marian i Wacław – otrzymali wezwania do niemieckiego urzędu pracy ( Arbeitsamt) w Wawrze, to już było wiadomo, że będzie wysyłka na roboty do Niemiec. Józef zdążył polecić ich swojemu pracodawcy. Tymczasem otrzymał od niego urlop w związku ze śmiercią żony. Dostał go tym łatwiej, że zastąpili go synowie. Nie wrócił już do Lotaryngii, ale jakiś czas później został złapany ponownie.

Zostałem sam ze Staśkiem – mówi Wiesław Gwadera. – To był mój przyrodni brat. On już pracował i uczył się w zasadniczej szkole zawodowej przy fabryce lamp na Karolkowej. Ja miałem wtedy trzynaście lat. Dowiedziałem się od kogoś, kogo zwolnili, a może na posterunku policji, dokładnie już tego nie pamiętam, że ojciec jest na Skaryszewskiej do wysyłki5. Pojechałem tam. Chodziłem wokół gmachu i wypatrywałem, czy w którymś z okien go może zobaczę. Do środka nie wpuszczali. Pilnowali wachmani i policjanci. I odpędzali. Kiedy tak się tam kręciłem, w oknach pojawiły się białe kartki. Przyklejali je ci, którzy byli w środku. Ludzie mówili, że to znak, że szykuje się transport. Ktoś poradził mi, żebym napisał do Arbeitsamtu, że zostało nas samych dwóch dzieciaków. Ale to trzeba było napisać po niemiecku i potwierdzić na policji. To poszedłem do Kani. On był tłumaczem. Napisał mi. Potwierdzili mi to na posterunku i pojechałem z tym do Wawra. Tam, w Arbeitsamcie, przyłożyli pieczątki i podpisali, ale kazali jechać z tym do Arbeitsamtu powiatowego w Otwocku. Tam też podpisali i podstemplowali i kazali jechać do Warszawy na plac Napoleona. Tam był główny Arbeitsamt. Pilnowali go wartownicy w żółtych mundurach6. Pokazałem ten papier jednemu, przeczytał i wpuścił. Kazał iść na piętro i podał numer pokoju. Urzędniczka mówiła po polsku, to jej wszystko opowiedziałem i dałem ten papier. Wysłuchała mnie i kazała wracać do domu. To pojechałem kolejką do Międzylesia. Kiedy przechodziłem koło Kamienicy, gdzie był posterunek – usłyszałem glos ojca. On już był z kolegami na podwórzu. Tyle Wiesław Gwadera o tylko jednym z wielu przypadków.

Więźniarski numer 63874 wytatuowany 2 października 1943r. w obozie koncentracyjnym Auschwitz na przedramieniu szesnasto- letniej Zofii Orzeł. W okresie powojennym Zofia Szczyglińska z domu Orzeł pracowała na stanowisku woźnej w międzyleskiej szkole. Fot. Alfred Józefacki.

Z zsyłki na roboty przymusowe zbiegł Juliusz Ostrowski. On także otrzymał przepustkę w związku ze śmiercią matki. Po pogrzebie nie wrócił na wyznaczone miejsce robót i zamieszkał u rodziny Klimontowiczów. W domu rodzinnym regularnie dopytywali się o niego żandarm z policjantem. Do robót przymusowych w Prusach Wschodnich został skierowany Antoni Sadowski, wzięty do niewoli podczas kampanii wrześniowej. Liczba międzylesian wysłanych na roboty przymusowe pozostaje nieznana.
O pracownikach FAE aresztowanych przez gestapo lub złapanych „na mieście i przeznaczonych na roboty do Rzeszy” pisze anonimowy autor „Monografii Pierwszej Państwowej Fabryki Aparatów Elektrycznych” : „Fabryka starała się w miarę sił i możności pomagać aresztowanym bądź znajdującym się w obozach czy niewoli. Nie ustawano w wysiłkach, by zwolnić aresztowanych, co się wielokrotnie udawało. W dniu 10.11.1942 r. zostaje aresztowany dyrektor Szpotański i przebywa w więzieniu na Pawiaku [przez] 8 tygodni, powracając po usilnych staraniach 6 stycznia 43 r.”7

Antoni Sadowski, stolarz, podczas pobytu w Prusach Wschodnich. Jako robotnik przymusowy musiał nosić żółtą naszywkę z fioletową literą ,,P”.

Pośród wydarzeń rozgrywających się niejako na oczach międzylesian i bezpośrednio ich dotykających, przewijały się inne, których istotę znali jeno wtajemniczeni. Według Henryka Wierzchowskiego, któregoś dnia około połowy marca 1943 r. w mieszkaniu Antoniego Korzyckiego przy ul. S. Żeromskiego (ob. Maciejowicka) spotkali się Paweł Finder, sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej, Władysław Gomułka i Ignacy Loga-Sowiński także z PPR, oraz Wiesław Kowalski i Antoni Korzycki, działacze Stronnictwa Ludowego. Następstwem tego spotkania było doprowadzenie do rozłamu w Stronnictwie Ludowym przez utworzenie nowej partii pod nazwą Stronnictwo Ludowe – „Wola Ludu”, zależnej od PPR. Do wykonania tego posłużył Antoni Korzycki8.
Tenże Henryk Wierzchowski podaje, że u Feliksa Sikory, działacza PPS-u, przy ulicy Kresowej (ob. Jeżynowa), między torami kolei i kolejki wąskotorowej, w różnych okresach czasu ukrywali się członkowie władz krajowych Polskiej Partii Socjalistycznej: Józef Dzięgielewski, współorganizator Robotniczych Brygad Obrony Warszawy we wrześniu 1939 r., poseł na Sejm I i II kadencji; Antoni Szczerkowski, poseł na Sejm I,II i III kadencji, przewodniczący Związku Zawodowego Robotników i Robotnic Przemysłu Włókienniczego; Tomasz Arciszewski przed przerzuceniem do Londynu, dwukrotny minister w początkach niepodległości , w latach 1944-47 premier rządu polskiego w Londynie, a poza tym współzałożyciel i opiekun międzyleskiego Helenowa9.

Feliks Sikora

Sikora mimo ryzykownych przedsięwzięć, zazwyczaj promieniał humorem, albo pokrywał nim stałą czujność wobec tego, co działo się wokół. Mało co uchodziło jego uwadze. Bystry, sprytny i obrotny zwykle podśpiewywał, bynajmniej nie z cicha, a to Czerwony sztandar, a to Warszawiankę z 1905 r., Międzynarodówkę lub Marsyliankę. Do jego ulubionego repertuaru należała zresztą i Pieśń Konfederatów barskich. Był społecznikiem i chyba rewolucjonistą niejako z natury, choć miarkowanym iście lisią ostrożnością.
Ci, którzy ukrywali swoją tożsamość, na ogół posługiwali się fałszywymi dokumentami. Wystawiali je specjaliści, często na oryginalnych, urzędowych blankietach wykradzionych albo zrabowanych. Pieczęcie również bywały oryginalne, zdobyte w ten sam sposób. Jak pamięta Henryk Witkowski (1930) wystawianiem fałszywych kenkart zajmował się w Międzylesiu Kazimierz Bogucki. Według inżyniera Władysława Fryca, wieloletniego pracownika fabryki Szpotańskiego, fałszywymi dokumentami wystawionymi na nazwisko Alfreda Hamerskiego, posługiwał się kierownik tamtejszej kuźni. A był nim poszukiwany przez Gestapo inżynier Alfons Hoffman z Grudziądza, wybitny i wielce zasłużony specjalista w dziedzinie elektroenergetyki oraz znany działacz narodowo – społeczny na Pomorzu, jeszcze pod zaborem pruskim, w latach międzywojennych współtwórca elektroenergetyki polskiej, prezes Stowarzyszenia Elektryków Polskich10.

U Wandy Sławińskiej, w piętrowym budynku otoczonym sadem i ogrodem przy ul. R. Traugutta ( ob. Rosnąca), w połowie 1942 r. Ignacy Gołaś umieścił rodzinę Kuleckich. Pod tym nazwiskiem kryła się rodzina Kulerskich: wdowa po wybitnym działaczu narodowo-społecznym na Pomorzu jeszcze pod zaborem pruskim (był posłem do Reichstagu, później senatorem RP) Leontyna i synowa Marta z dwójką chłopców. Syn Wiktora – Witold, działacz Stronnictwa Ludowego – zdołał przedrzeć się na Zachód. Był sekretarzem premiera rządu RP na uchodźctwie i członkiem Rady Narodowej. Jego siostra schwytana w Pińczowie, została osadzona w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, a jej mąż w Auschwitz, gdzie został rozstrzelany11. Obydwoje działali w sieci tajnego nauczania. 10 maja 1944 r. rodzinie Kuleckich udało się przetrwać wielką obławę w Międzylesiu. Tego dnia rano ośmioletni Tolek po przebudzeniu podszedł jak zwykle do oszklonych dwuskrzydłowych drzwi prowadzących na południowy taras i ogród. Przez drucianą siatkę ogrodzenia przeskakiwali żołnierze w hełmach, z bronią w ręku i taśmami błyszczących w słońcu nabojów krzyżującymi się na piersiach. Przedzierali się przez gąszcz porzeczkowych krzewów ku domowi. – Mamo! Niemcy! – krzyknął. Marta Kulecka błyskawicznie podmieniła fotografie pod szkłem stojące na nocnym stoliku. Na wierzchu znajdowała się fotografia męża, a pod spodem – siostrzeńca Bronka w mundurze Wermachtu. Pozostał z bliskimi w rodzinnym Grudziądzu. Po przyłączeniu Pomorza do Rzeszy został wcielony do wojska. Jego fotografię Marta umieściła na wierzchu zasłaniając nią zdjęcie męża. Nie zdążyła odejść , kiedy wtargnęli żołnierze, a po chwili za nimi wszedł oficer. Fotografia natychmiast zwróciła jego uwagę. Wziął ją do ręki, przyjrzał się uważnie. – Kto to? – zapytał. Kiedy usłyszał wyjaśnienie w nienagannej niemczyźnie, i to – jak zauważył – z berlińskim akcentem, trzasnął obcasami, zasalutował i kazał żołnierzom wyjść. Przeprosił za najście. Po wymianie paru zdań zasalutował ponownie i wyszedł. Fotografia ojca Tolka wróciła na swoje miejsce dopiero po dłuższym czasie. Bronek zginął niespełna rok później w czasie bombardowania podczas oblężenia Wrocławia. Był w załodze działa przeciwlotniczego. Po wojnie matka odnalazła jego szczątki i przeniosła na cmentarz w Grudziądzu.

Niewiele później, bo 26 lipca 1944 r. przy ulicy 11 Listopada (ob. Pożaryskiego) aresztowany został inny działacz Stronnictwa Ludowego – Stanisław Miłkowski. Był przewodniczącym komisji programowej podziemnego kierownictwa ruchu ludowego „Roch” oraz przewodniczącym Wojewódzkiego Kierownictwa Ruchu Ludowego w Warszawie12. Początkowo osadzony w obozie koncentracyjnym w Stutthofie, nosił numer 79352, następnie przeniesiony do Pölitz pod Szczecinem, i kolejno do Bergen-Belsen, gdzie zginął.

Stanisław Miłkowski, ,,Sikorzycki”, ,,Tomasz” (1905-1945)

Tego samego dnia przy ul. Dworcowej aresztowano Tadeusza Filipowicza i wywieziono go do Drezna13. Stamtąd pieszym marszem ewakuowano więźniów do obozu koncentracyjnego Buchenwald. Filipowicz był skrajnie wycieńczony i chory. Podczas marszu nie nadążał i trapiły go krwotoki. – Krew z tego człowieka ciekła jak z kurczaka – relacjonował współwięzień – uczestnik marszu i świadek śmierci Tadeusza Filipowicza. – Konwojent zastrzelił go na szosie jak wielu innych. Cecylia Filipowicz już nie pamiętała nazwiska ani imienia człowieka, który przeżył marsz i po wojnie odszukał ją, by opowiedzieć o okolicznościach śmierci jej męża.

Tadeusz Filipowicz (1899-1945)

Cdn.

Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski

Przypisy końcowe:

  1. Bogdan Birnbaum i Wiktor Kulerski w artykule „ Drucianka. Szkoła międzyleska w latach 1939-1944” zamieszczonym w „Między nami aninianami” Nr 2/104 z marca 2018 str. 10-12, błędnie datują to wydarzenie na „ po 15 września 1939 r.” W rzeczywistości miało ono miejsce bliżej nieokreślonego dnia w czerwcu 1941 r. Sprostowanie wg relacji ustnej Eugeniusza Klimontowicza ur. 1927 r.
  2. Początek inwazji niemieckiej na Rosję.
  3. Marek Getter. ,,Anin i Międzylesie… ”, dz. cyt. str. 24.
  4. Por.: Władysław Bartoszewski, 1859 dni Warszawy, Kraków 1974, str. 112.
  5. Obóz przejściowy przy ul. Skaryszewskiej 8 mieścił się w gmachu szkolnym i był miejscem przetrzymywania osób przeznaczonych do wywózki na roboty przymusowe do Niemiec.
  6. Mundury takie noszono w jednostkach SA (Sturmabteilungen) w Warszawie, złożonych głównie z folksdojczów wykorzystywanych do służby wartowniczej w ważniejszych niemieckich urzędach.
  7. Monografia Pierwszej Państwowej Fabryki…, dz. cyt. str.16.
  8. Por.: Henryk Wierzchowski. Z dziejów Międzylesia….dz. cyt. str. 27.
  9. Wg: Kto był kim w drugiej Rzeczpospolitej. Red. prof. Jacek Majchrowski, Warszawa 1994, oraz: Henryk Wierzchowski. Z dziejów Międzylesia…,dz. cyt. str. 27.
  10. Zob:htts://e-wietor.pl/hoffmanalfons/ oraz: http://apw.ee.pw.edu.pl/tresc/sylw/a-hoffman.htm
  11. Zob. Teresa Astramowicz – Leyk. Od idei pracy organicznej do społeczeństwa obywatelskiego. Przekaz międzypokoleniowy na przykładzie rodu Kulerskich. Olsztyn 2013.
  12. Zob.: Słownik biograficzny działaczy ruchu ludowego Warszawa 1989.
  13. Wg Cecylii Filipowicz przebywał w Arbeitslager R.A.W. (10) Dresden 5A, Wesseratenfer 50, nosił numer 28513.