Sen o Wawrze
Ciągle ich ubywa, ale wciąż jeszcze można niektóre zobaczyć spacerując po Falenicy, Miedzeszynie, Radości czy Wawrze. Kilka świetnie zachowanych jest w sąsiednim Józefowie, całe kwartały ostały się w Otwocku. Drewniane budynki, zwane „świdermajerami”, przypominające o letniskowych korzeniach naszej części aglomeracji. Co miesiąc jeden staje się bohaterem akwareli prezentowanej na łamach „Gazety Wawerskiej”. Czy jedyne co możemy zrobić to utrwalać na blejtramach, kliszach i matrycach te ostatnie perełki architektury? Są wakacje pozwólcie więc, że pofantazjuję.
Sytuacja pozornie jest beznadziejna. Głównym problemem jest stan prawny budynków. Wiele z nich to lokale komunalne. W przypadku drewnianych, zabytkowych konstrukcji rozproszenie odpowiedzialności jest zabójcze. One nie nadają się do celów kwaterunkowych, jako 100 latki wymagają stałej opieki i miłości właścicieli. Wystarczy zwiedzić, któryś z miejskich drewniaków, by to stwierdzić. Do dość ponurego obrazu należy dodać kupowanie działek z drewniakami przez szemranych biznesmenów, którzy najpierw doprowadzają budynek do ruiny, następnie na koszt miasta lokatorzy są wykwaterowywani, a ostatecznie działka zostaje, jak to mówią deweloperzy – uwolniona pod inwestycje. Trzeba też podkreślić, że nasze drewniaki nie były w większości budowane jako budynki całoroczne. Nie miały też zapewne dożyć – i to często bez gruntownych remontów – XXI wieku. A jednak jeszcze są.
Pojedyncze świdermajery zyskują czasem nowe życie. Warunek jest jeden – dobry gospodarz. Może to być prywatny właściciel albo wspólnota zakonna jak w Falenicy. W Józefowie trwa zlecony przez urząd miasta generalny remont dwóch drewnianych budynków na potrzeby ośrodka kultury i usług dla seniorów, a w Otwocku budząca emocje rekonstrukcja monumentalnego Gurewicza. I choć w obu przypadkach z oryginalnej konstrukcji wiele się nie uchowa to klimat, kształt i tradycja zostaną zachowane dla przyszłych pokoleń. To wyjątki, w dodatku niestety głównie spoza Warszawy, pokazują one jednak, że do ocalenia tych pięknych budynków potrzebne są dwie rzeczy – wizja i chęci. No i pieniądze, ale to sprawa drugorzędna. Skupmy się na pierwszej, czyli wizji.
Pierwszym krokiem jest dostrzeżenie, że architektura drewniana na linii otwockiej nie jest obciachem, ale czymś unikalnym z czego powinniśmy być dumni. Dlatego powinna stać się wizytówką Wawra i całej południowo-wschodniej aglomeracji. Wokół niej powinniśmy osnuć opowieść o dawnych osadnikach, wielonarodowej mieszance, Żydach, ale też imprezach, artystach, wzornictwie, drewnie, sosnach, klimacie, Wiśle, Świdrze, ciesielce i kolei, czyli o tym co stworzyło linię otwocką i co stanowi o jej odrębności. Nie jest to nic odkrywczego, wystarczy ruszyć w Polskę, by zauważyć, że każdy co sprawniejszy gospodarz, z pomocą unijnych funduszy i dofinansowań, potrafi stworzyć takie „opowieści” o swoich gminach. Potrzebny jest dobry pomysł. Tak np. Pacanów, skądinąd ładne miasteczko, dorobiło się nowoczesnego muzeum bajki, której przewodnikiem jest oczywiście Koziołek Matołek, a podradomska Wsola stała się siedzibą nowego muzeum Gombrowicza, choć Gombro tylko tam bywał i – być może – pisał fragmenty Ferdydurke. Reszta to sprawna realizacja, marketing i dobre funkcjonujący biznes, tworzący całą lokalną gałąź gospodarki, który przy okazji pełni funkcje edukacyjne, rozrywkowe oraz kulturalne.
Wróćmy jednak z Pacanowa do Wawra. Marzy mi się, żeby Warszawa, we współpracy z powiatem otwockim rozpoczęła starania o stworzenie swojego „centrum świdermajer”, jako atrakcji i wizytówki tej części miasta. Znalazła teren, na który przeniesione zostaną (a zważywszy na ich obecny stan – w większości zrekonstruowane) poszczególne nadające się do tego budynki. Obiekty, rozrzucone w sosnowym lesie, odtwarzałyby fragment autentycznej tkanki letniskowej, a w ich wnętrzach i wokół nich umieszczone byłyby atrakcje dla osób w każdym wieku. Byłoby tam miejsce dla pensjonatów oraz sanatoriów, a także odtworzonej uliczki handlowej, mógłby tam znaleźć też przystań drewniany dworzec z Falenicy, na który przecież PKP S.A. nie znajdzie nigdy pomysłu, wraz z krótkimi szynami, starym wagonem albo drezyną. Mógłby tam być amfiteatr, w którym odbywałyby się koncerty i przedstawienia, ośrodek dokumentujący i propagujący nadświdrzańską
architekturę drewnianą i jej wzornictwo. Kto wie, może powinna tam działać tradycyjna szkutnia budująca łodzie wiślane? Albo Muzeum Wawra, które od lat szuka siedziby z prawdziwego zdarzenia. Powstałby park kulturowy, skrzyżowanie skansenu z tematycznym parkiem rozrywki i miejscem imprez. Lekceważone upadające drewniaki przekształcilibyśmy w prawdziwą siłę Wawra, Józefowa i Otwocka, miejsce, które tchnęłoby nowe życie w naszą dzielnicę i znów, jak u swoich korzeni, dało powód, by warszawiacy z centrum wpadali tu na weekend.
Oczywiście jest to tylko jakaś fantazja, wizja niepoparta ani analizą wykonalności, rozmowami z lokalnymi historykami, czy stowarzyszeniami. Jestem jednak przekonany, że w czasach obecnej dzikiej zabudowy naszej dzielnicy, właśnie od wizji powinniśmy zaczynać rozmowę o przyszłości Wawra i każdego z jego osiedli. Zapraszam do dyskusji.
W lutowym wydaniu Gazety Wawerskiej rozpoczęliśmy cykl publikacji dotyczących spuścizny E.M.Andriollego na terenie dzielnicy Wawer. W każdym kolejnym egzemplarzu naszego miesięcznika znajdziecie Państwo inny budynek, prezentowany w formie akwareli/rysunku autorstwa artystów zrzeszonych w Związku Akwarelistów Polskich. Będziemy wybierali obiekty niekoniecznie w najlepszym stanie, ale zawsze drewniane, wciąż istniejące, wyłącznie z Wawra. Możecie sami typować do publikacji konkretne obiekty: p.grzegorczyk@gazetawawerska.pl najlepiej z jakimś opisem, historią związaną z budynkiem lub/oraz z działką na której stoi.
Dzisiaj prezentujemy – szósty z kolei – budynek z Radości, znajdujący się na liście wojewódzkiej ewidencji zabytków.
Na akwareli:
Świdermajer przy ul. Drwali 12 (przed II wojną światową była to ulica Sadowa). Budynek jest w gestii Zarządu Gospodarki Nieruchomościami dzielnicy Wawer i to dzięki uprzejmości dyrekcji tej instytucji uzyskaliśmy o nim garść informacji. Zbudowany w 1919 roku, niepodpiwniczony, o pow. użytkowej 134 m2. W dniu 20 marca 2006 r. uległ częściowemu spaleniu, po czym został całkowicie wyremontowany. Wymieniono w nim m.in. część konstrukcji, pokrycie dachu, stolarkę okienną i wewnętrzne instalacje. Ponowne pozwolenie na użytkowanie uzyskał w I połowie 2008 r. Obecni lokatorzy pochodzą z kwaterunku i niewiele wiedzą o historii budynku. Podobnie okoliczni sąsiedzi.
Autor akwareli:
Radosław Maciej Kakareko – absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej gdzie doskonalił warsztat studiując m.in. rysunek i malarstwo, członek Związku Artystów Polska Sztuka Użytkowa. Tematem wiodącym jego akwareli jest architektura i pejzaż miejski – glównie Wenecji i Białegostoku (swojego rodzinnego miasta). Maluje również portrety i martwe natury. Facebook: R.Kakareko.akwarele
0 komentarzy