Kaczy Dół – Międzylesie. Czas wojenny. Część 10.
W kronice Zosinka – Zakładu Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi przy ul. Kościelnej (ob. Paprociowa), której spisywanie rozpoczęto 15 października 1949 r., pod datą 1 września 1939 r. zapisano „Zakład nie został zaopatrzony w żywność, ratowano się plackami z otrębów pszennych. Cały dom był przepełniony uciekinierami z Warszawy: sale, korytarze, schody były tak ciasno zapełnione, że ani nogi nie było gdzie postawić, ani drzwi otworzyć”1.
W kronice Ulanówka, drugiego międzyleskiego Domu Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi przy ulicy Niepodległości (ob. Żegańska) 34 wskazany jest tylko rok 1939, bez daty dziennej, i znajduje się następujący zapis: „Przez trzy tygodnie sale dziecięce zamienione były na szpital. Urządzono wówczas cmentarz przy posesji Ulanówka dla żołnierzy zmarłych w szpitalu.(…) Ustępujący uciekinierzy zostawili kilkumiesięczne dziecko wśród drzew Ulanówka. Dziewczynka została przez 5 lat w Domu Sióstr, potem adoptowana. Dwóch księży wysiedlonych przez Niemców zostaje w Domu: ks. prałat Jerzy Słonicki, profesor Seminarium Duchownego w Płocku i ks. Czesław Borawski, prof. z Łomżyńskiego”. Przez cały ten czas medykamenty do Ulanówka dostarczała Jadwiga Klimontowicz z zasobów swojej apteki.
W notatce siostry Zofii Laskowskiej znajdujemy dodatkową relację o krótkim postoju „konnicy polskiej” w Zosinku, o wydawaniu przez siostry zupy żołnierzom, opatrywaniu rannych, przekazywaniu lekarstw i zaopatrzenia na dalszą drogę.
Danuta Sokołowska (1931) miała wówczas zaledwie osiem lat. Mieszkała przy ul. Henryka Dąbrowskiego (ob. Hafciarska). Zapamiętała ten dzień, choć daty określić nie potrafi: „Gdy od strony Starej Miłosnej z lasu wyjechały niemieckie czołgi, zaczęła się strzelanina. Z tarasu mojego domu strzelał polski żołnierz, a Niemiec rzucił do pokoju na parterze granat zapalający. Szczęśliwie pożar udało się ugasić, lecz wiele domów, szczególnie drewnianych, spaliło się – kilka tuż obok. (…) W pobliżu mojego domu zginęło pięciu polskich żołnierzy.(…) Matka żołnierzowi, który strzelał, proponowała, żeby przebrał się w cywilne ubranie mojego ojca, żeby się ratował, ale on odmówił i opuścił nasz dom. Pamiętam jego brązowe, niespokojne oczy”.2
Prawdopodobnie wówczas właśnie nie przeżył pierwszego spotkania z Niemcami Stefan Sawicki. Pobiegł do pożaru na Szelągowiźnie, a więc tam gdzie płonęły domy, o których wspomniała Danuta Sokołowska. Nie zatrzymał się na niespodziewane niemieckie „Halt!” , i wtedy padł strzał – jak to zapamiętał jego kolega Eugeniusz Klimontowicz (1927). Stefan Sawicki jest pierwszym z poległych z 91 Mazowieckiej Drużyny Harcerzy, których nazwiska uwidocznili koledzy na pamiątkowej tablicy w kruchcie kaplicy w Zosinku.
Dopiero Henryk Wierzchowski wymienia ścisłą datę: „14 września doszło w Starej Miłosnej do starcia czołgów z tyłowym oddziałem 12 pułku ułanów. W walce poległo 8 ułanów, których pochowano w Międzylesiu na cmentarzu prowizorycznym [cmentarz zlikwidowano 28 marca 1958 r.-red.] tuż za budynkiem szkoły [ po fabryce Chrzanowskiego – red.]. Rannych ulokowano w szpitalu polowym, na który zajęto szkołę, a zmarłych z ran chowano obok poległych”3. Wierzchowski nie podaje jednak źródła informacji. Szpital znajdował się nie w szkole, lecz w Ulanówku. Cmentarz także został niedokładnie umiejscowiony. W rzeczywistości znajdował się przy ulicy Jasnej (ob. Świebodzińska) w dość znacznym oddaleniu od budynku szkolnego, za wcale niemałym szkolnym sadem, i przylegał do południowo-wschodniego skraju 6 -morgowego lasu należącego do Ulanówka, już w pobliżu granicy lasu Branickich dzielącego Międzylesie od Radości. W 1940 r. na czterdziestu sześciu mogiłach poległych i zmarłych z ran żołnierzy ustawiono jednakowe odlane z betonu krzyże wykonane w międzyleskim oddziale FAE K. Szpotańskiego.4
Prawdopodobnie tego właśnie dnia, który został wymieniony przez Wierzchowskiego, u wylotu ul. Romualda Traugutta (ob. Rosnąca) otwierającej się na las aniński i dalej ku Warszawie, zginął ułan Stanisław Łodzia-Kurnatowski. Skrajne domy na północnym obrzeżu Międzylesia były już obsadzone przez Niemców. Pod ich strzały weszli przedzierający się do Warszawy kawalerzyści. – Stanisław Łodzia–Kurnatowski ciężko ranny został przy płocie. Z pomieszczenia na piętrze domu wyszedł na taras żołnierz niemiecki, i widząc poruszającego rękoma leżącego rannego dobił go jednym strzałem – mówi Jan Szymański (1898), właściciel domu. Na miejscu śmierci Łodzi-Kurnatowskiego niewiele później stanął wysoki krzyż z sosnowego drewna. Napis na całej długości ramion głosi „STANISŁAW ŁODZIA – KURNATOWSKI STUDENT AK UŁAN MAZ. BRYG. WIERNIE SŁUŻYŁ POLSCE . WIECZNE SZCZĘŚCIE DAJ MU PANIE” i niżej na dolnej części słupa: „JEDYNEMU SYNOWI MATKA”. Datę dzienną odłupał pocisk albo odłamek w 1944 roku. Czytelne zostało tylko „września 1939 r.”.
Według Szymańskiego na jego placu, w miejscu, gdzie stoi krzyż pochowano ośmiu zabitych, a naprzeciw, po drugiej stronie ulicy, kilkunastu poległych. Brak jednak pewności, czy byli to ułani z września 1939 roku, czy piechurzy z września 1944 roku. Ci ostatni bowiem także ginęli w pobliżu i tak właśnie zostali pochowani w bratnich mogiłach, zanim przeniesiono ich na wojenny cmentarz przy ulicy Jasnej (ob. Świebodzińska), a później dalej – do Aleksandrowa.
Janek Petschl z Wiśniowej Góry odwiedzał poległych pochowanych na cmentarzu w Starej Miłosnej, niedaleko od drewnianej kaplicy. Miał tam bliżej. Albo wchodził na dach domu i wyżej, na komin, by oglądać z daleka gejzery wybuchów z czarnymi, to białymi chmurami dymu i kurzu kryjącymi płonące miasto. I samoloty, które siały bomby niczym ryby składające ikrę. – Tak właśnie to wyglądało – mówi Jan Dyonizy Petschl, rocznik 1926. Tam, w samym śródmieściu, była jego szkoła – gimnazjum Wojciecha Górskiego przy ulicy tegoż imienia. Jeszcze była czy już nie? W domu na wieszaku w korytarzu wisiało charakterystyczne granatowe kepi z niewielkim denkiem opadającym ku przodowi, jakie wzorem francuskich żołnierzy nosili gimnazjaliści z Górskiego. Zwykle zakładał je, kiedy wychodził do szkoły.
Edward Dyszel (1920) pamięta pierwsze konne patrole niemieckie w centrum Międzylesia, które pojawiły się 15 września w pobliżu apteki Klimontowiczów przy skrzyżowaniu dwóch głównych ulic – Niepodległości (ob. Żegańska) i 11 Listopada ( ob. M. Pożaryskiego). Większe oddziały wojska weszły dopiero 16 września.
Siostry Franciszkanki z Zosinka „po wejściu na teren Międzylesia Niemców ukryły na strychu gospodarczym 14 polskich żołnierzy, a następnie ułatwiły przebranie się i ucieczkę. Niemcy nie zajęli Domu, ale postawili na dziedzińcu nocną wartę, a na podwórzu gospodarczym swoją armatę”.5
Inny oddział zakwaterował w centralnym miejscu Międzylesia, na terenie Ochotniczej Straży Pożarnej przy skrzyżowaniu ulic Niepodległości i 11 Listopada. Jak zapamiętali strażacy „Niemcy wkroczywszy do Międzylesia, zajmują zaraz remizę Straży dla swoich celów. Zabierają oba samochody – Mercedes i Ford. Po kilku dniach remizę przerabiają na stajnię. Węże pocięte używają zamiast lin przegradzających konie. Nikt z ocalałych od wywiezienia do Niemiec członków Straży nie ma prawa wstępu do remizy. Straż zostaje kompletnie zdezorganizowana , a sprzęt całkowicie zniszczony”.6
Z Oddziału Międzyleskiego FAE już pierwszego dnia, 16 września, Niemcy zabrali około 40 znajdujących się tam pracowników i „uprowadzili do obozu w Mińsku Mazowieckim, potem do Ostrów- Komorowa, Ostrołęki i Grabowa, skąd po dwóch tygodniach zostali zwolnieni – kilku jednak wywieziono stamtąd na zachód. 25 września obrzucono zabudowania fabryczne bombami zapalającymi, które na szczęście szkód żadnych nie wyrządziły”.7
„Dnia 26 września trzydzieści ciężarowych samochodów zabrało z Oddziału Międzyleskiego wszystko, co można było zabrać – poza tym jednak OM żadnych innych szkód nie poniósł”.8
Wcześniej, 24 września Niemcy zabrali wszystkie trzy samochody – ciężarowy nowy Chevrolet i 2 samochody osobowe DKW.9
Tymczasem do Międzylesia napływali uchodźcy z terenów objętych walkami. W Arkuszach ocen za rok szkolny 1939/1940 odnotowano nazwy szkół, do których uczniowie uczęszczali przed przybyciem do Międzylesia. Przy czternastu nazwiskach podano „Szkoła Powszechna w Modlinie”.10
Modlin bronił się dłużej od Warszawy. Twierdza modlińska skapitulowała dopiero 29 września. Część uchodźców stamtąd trafiła do Międzylesia. Ponadto przy kilkunastu nazwiskach znajdują się nazwy takie, jak Homel, Lwów, Narewka, Przemyśl, Wołkowysk oraz mniejszych miejscowości leżących na wschodzie. Uchodźcy przybywali zatem i z tamtych terenów. Przy czym nie są to dane pełne, przy części nazwisk stosowne rubryki pozostają nie wypełnione. Bolesław Paprocki, były legionista i uczestnik wojny 1920 r. pracował wówczas w hurtowni gminnej. Według Zofii Paprockiej właśnie jemu wójt Stanisław Krupka polecił zająć się piekarnią, aby dostarczała większą ilość pieczywa dla uchodźców, w ramach pomocy społecznej. Prawdopodobnie uchodźcom właśnie został wtedy udostępniony budynek teatru, o czym wspomina Zofia Paprocka, mówiąc że w Teatrze podczas wojny zamieszkiwały rodziny bezdomnej biedoty. Musiały zostawić budynek w nienajlepszym stanie, skoro jeszcze w czasie okupacji został rozebrany przez Kocbusa prowadzącego skład opałowy, jak to zapamiętała Franciszka Zielińska (1897), wcześniej bywalczyni Teatru. Społeczny Komitet Opiekuńczy w Wawrze i Podkomitet Opiekuńczy w Międzylesiu zorganizowane dla niesienia pomocy uchodźcom subsydiowane były przez OM FAE.11 Przypuszczalnie to ich starania doprowadziły do udostępnienia uchodźcom budynku teatru, i jednym z działaczy tych komitetów był zapewne Bolesław Paprocki.
Komendant posterunku PP, mieszczącego się w Kamienicy zwanej też Szanghajem, Jan Kryszkiewicz i policjanci Jaroszewski, Walichnowski i inni, jak wszyscy funkcjonariusze Policji Państwowej, musieli zdjąć z kaszkietów orzełki. Zostały tylko te najmniejsze na mundurowych guzikach. Z dnia na dzień stali się funkcjonariuszami Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa podporządkowanej niemieckiej policji porządkowej. Służbę pełnili nadal. Pod datą 15 maja 1940 r. Jolanta Adamska odnotowała według akt niemieckiej żandarmerii polowej, że „ Około godz. 1:00 policja granatowa z Międzylesia otrzymała wiadomość z policji kryminalnej z Warszawy, że w mieszkaniu Antoniego Zawadzkiego w Podkaczym Dole za Wawrem zatrzymało się dwóch poszukiwanych przez Niemców mężczyzn. Dom został obstawiony przez policję kryminalną i policję granatową. Podczas wymiany ognia został zastrzelony syn właściciela domu Tadeusz Zawadzki. Około godz. 6:30 poddał się Niemcom Jan Wiliński. Został on aresztowany razem z dwoma przebywającymi w domu kobietami. Wiliński miał pistolet bez amunicji”12.
Inne sytuacje wskazują jednak na to, że konspiratorom międzyleskim miejscowi policjanci starali się co najmniej nie przeszkadzać. Edward Dyszel zapamiętał zdarzenie z 1942 r., kiedy to nocą sześciu ludzi z bronią, a każdy niósł jeden albo dwa karabiny, wychodząc z lasu Branickich w pobliżu leśniczówki Bałabana, natknęło się na policjantów. Obie grupy zauważyły się, gdy były już blisko, kiedy dzieliła ich odległość nie więcej niż 30 metrów. Szli wtedy m. in. Bogdan Szkopowiec, Roman Kudelski i Edward Dyszel. Trzech albo czterech policjantów prowadził komendant posterunku Jan Kryszkiewicz. Udawali, że nie widzą grupy leśnej – jak to nazwał Dyszel. Ci z kolei niby to rozmawiając między sobą wymieniali życzliwe uwagi o miejscowych policjantach, tak aby to słyszeli. Inaczej to wyglądało, kiedy policjanci uczestniczyli w działaniach wspólnych z niemiecką żandarmerią polową. I tak 26 listopada 1943 r. „ w godz. 4 do 9:00 żandarmeria (2 /16) i policja granatowa (5 policjantów) przeprowadziły obławę w lasach na wschód od Międzylesia ( koło Wawra). W czasie akcji Niemcy zastrzelili 6 Żydów, 6 mężczyzn zbiegło”.13
Czy i jak strzelali polscy policjanci – nie wiemy. Autorka cytatu podaje, że to „Niemcy zastrzelili 6 Żydów”. Czy rzeczywiści i na pewno wyłącznie Niemcy? Tego też nie wiemy. O jednym z międzyleskich policjantów nazwiskiem Wiese mówiono, że był zaciekłym tropicielem Żydów. Obawiała się go Jadwiga Bogucka, która ukrywała dziewczynkę żydowską. Jednocześnie zarówno on, jak i komendant posterunku Jan Kryszkiewicz mieli opinię tych, którzy współpracowali z AK – jak pamięta Florian Hartwig. Na korzyść Kryszkiewicza przemawia opinia o jego zastępcy, odnotowana w protokóle przesłuchania Stanisława Kukowskiego: „– Starczewski, zastępca komendanta PP w Międzylesiu, jest w ścisłym kontakcie z żandarmerią z Rembertowa i załatwia z nimi poufnie sprawy: bardzo często żandarmeria zwraca się bezpośrednio do Starczewskiego, omijając komendanta PP”.14
Córka policjanta Jaroszewskiego, Henryka była łączniczką miejscowej grupy AK. Jej bliska przyjaciółka Krystyna Ostrowska, również działająca w podziemiu jako kolporterka prasy, wyklucza jednak możliwość współpracy Jaroszewskiego z AK. Podobnie brak zastrzeżeń co do policjanta Walichnowskiego, choć jego brat okazał się konfidentem żandarmerii.
Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski
Przypisy końcowe:
1. s. T. Frącek RM. Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w latach 1939 – 1945, w: Kościół Katolicki na Ziemiach Polskich w czasie II wojny światowej. Materiały i Studia. Zeszyt 1, Akademia Teologii Katolickiej, Warszawa 1973, str. 31).
2. Danuta Sokołowska – Świderska. Październik liście zakrwawił. Wojenne wspomnienia mieszkanki Międzylesia, w: Gazeta Wawerska, październik 2019 Nr 9 ( 24 ) str. 10.
3. Henryk Wierzchowski, Z dziejów Międzylesia, Warszawa 2005, str. 23. 4. Czesław Bartkiewicz. Z kroniki OM 2.6.44. w: Informacje dla współpracowników FAE – OM 1939 – 1944. 15.6.44, nr 2, fotokopia s. 47.
5. s. T. Frącek RM. Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek…, dz. cyt. str. 31.
6. Historia Ochotniczej Straży Pożarnej… dz. cyt. str. 10.
7. Czesław Bartkiewicz. Z kroniki OM…, dz. cyt. str.44.
8. Kazimierz Szpotański. Oddział FAE w Międzylesiu 20.4.1939 – 20.4.1944 r. 22.5.44, w : Informacje dla współpracowników FAE…, dz. cyt. str. 42.
9. Wg: Czesław Bartkiewicz. Z kroniki OM…, dz. cyt. str. 45.
10. Księga ocen za rok szk. 1939/1940. Arch. Szkoły Podstawowej Nr 138 im. Józefa Horsta w Warszawie.
11. Czesław Bartkiewicz, Z kroniki OM…, dz. cyt. str. 47.
12. Jolanta Adamska. Kronika ruchu oporu w okupacyjnym powiecie warszawskim w latach 1939 – 1944, w: Rocznik Mazowiecki Nr 5 z 1974 r. str.227.
13. Tamże, str. 261-262.
14.Oddziały i akcje Kedywu Okręgu Warszawskiego poza Warszawą. Dokumenty z lat 1943 – 1944. Wybór i opracowanie Hanna Rybicka. Warszawa 2011, str. 43.
0 komentarzy