Kaczy Dół – Międzylesie. Ziemia niczyja. Część 32.
Cd. .
Ostatnia dekada lipca 1944 r. nie była zbyt pogodna. Grenadier Heinrich Lang zapisał: „23.7.44 samochodami ciężarowymi przy padającym deszczu przesunięcie na wschodni brzeg Wisły do Otwocka Wielkiego. Żadnego przeciwnika – zupełnie nic – nie słychać o partyzantach, rozbudowa stanowisk (polscy cywile wykorzystani są tu do pomocy). Patrol rozpoznawczy przyprowadza konie z majątku znajdującego się na ziemi niczyjej, na południu”1.
Tak było w dzień. Nocami pobliską Warszawę nieustannie nękały naloty rosyjskiego Lotnictwa Dalekiego Zasięgu. Samoloty startowały z lotnisk na Ukrainie, a nad miasto naprowadzała je linia Wisły2. Pod datą 24 VII Władysław Bartoszewski odnotował: „Co wieczór nadlatują nad miasto samoloty wywiadowcze i bombardujące sowieckie, oświetlają niebo rakietami (nazywanymi wnet przez warszawiaków «lampionami» i «żyrandolami»), przeprowadzają rozpoznanie, ostrzeliwują z broni maszynowej i obrzucają bombami oddziały niemieckie na szlaku odwrotu”3.
Dzień późniejszą datą opatrzony jest zapis w Kronice Ulanówka: „25 VII – nalot sowiecki: Zginęło w nocy kilkanaście osób. Wśród nich została ranna w płuca dziewczynka z Prewentorium. Wyzdrowiała. W sanatorium zostało czworo dzieci osieroconych przez panią Santorską, zabitą podczas nalotu”⁴.
Zaledwie dwieście pięćdziesiąt metrów od Ulanówka, na placu po hucie szkła M. Szpitbauma po przeciwnej stronie ulicy Głównej, Niemcy ustawili przeciwlotnicze reflektory. O jednym mówi Wiesław Gwadera, dwa zapamiętał Kazimierz Szalewski. Naprzeciwko Ulanówka przy Polnej mieszkali Sobotowie. Podczas nalotu Franciszka, Jerzy i Stanisław wyszli do sadu. Spod jabłonek oglądali świetlne widowisko – smugi reflektorów przeszukujące niebo, a chwilę później także owe „lampiony” i „żyrandole”, czyli opadające na spadochronach flary oświetlające teren. Gdy spadły bomby, zginęli wszyscy troje. Zginęła mieszkająca bliżej lasu Marciszewska. Akurat karmiła dziecko. Ono ocalało. Zginęła dwójka dzieci z opiekunką, które przyjechały na wakacje do Księżówki, też przy Polnej naprzeciwko Ulanówka. Według Henryka Wierzchowskiego straciło wówczas życie dwanaście osób⁵. Wszystkie zginęły na niewielkim obszarze sąsiadującym od zachodu ze stanowiskiem niemieckich reflektorów przeciwlotniczych. Marta Kulecka, mieszkająca nieco dalej, przy ul. R. Traugutta, gdy usłyszała eksplozje, porwała za ręce dwójkę chłopaków i pognała z nimi na nieużytki pod aniński las. Z dala od zabudowań przypadli do gruntu w zarośniętych trawami bruzdach. Wizgi spadających bomb przygniatały ich do ziemi, a każde jej głuche stękniecie dawało oddech ulgi. Oznaczało wybuch, ale odległy. Od reflektorów na placu niegdysiejszej huty Szpitbauma dzieliło ich osiemset metrów. Wystarczyło, by przeżyli.
Pogrzeb ofiar zorganizował komendant miejscowego posterunku policji Jan Kryszkiewicz. Proste drewniane trumny legły szeregiem na obrzeżu łanu zboża przy ul. Głównej naprzeciwko Ulanówka. Żałobnicy zgromadzili się na piaszczystej ulicy, a egzekwie poprowadził lubiany i szanowany ks. proboszcz Piotr Pieniążek z Anina. Wiesław Gwadera nie pamięta, czy trumny niesiono, czy wieziono na cmentarz. Myślał tylko o tym, że zostali już tylko we dwóch z ojcem. Miał trzynaście lat. Matka, uciekając przed łapanką, zginęła pod kołami pociągu. Dwaj starsi bracia wywiezieni do robót przymusowych w Niemczech. Teraz odprowadzał trumnę ze zwłokami starszego brata przyrodniego Staśka Soboty. Według Eugeniusza Klimontowicza niektóre trumny wieziono na furmankach, inne niesiono. Jedną z nich dźwigał razem z kolegami. Do cmentarza wojennego przy ul. Jasnej nie było daleko. Uczęszczana ścieżka wiodła od ulicy Głównej między Ulanówkiem a Drucianką aż do Jasnej. Chadzano nią często do żołnierskich mogił.
26 lipca Komendant Okręgu Warszawskiego AK wydał rozkaz, w którym dla Rejonu Otwock wyznaczył następujące zadania:
„1.Opanować ognisko walki Otwock, Anin i Wawer.
2.Opanować i zabezpieczyć most na Wiśle w rejonie Świdry i bronić nieprzyjacielowi dostępu od kierunku wschodniego (zniszczyć tylko w wypadku niemożności utrzymania).
3.Zamknąć szosę Garwolin – Wiązowna i szosę Karczew – Warszawa na rzece Świder.
4.Oddać dwie kompanie do Rejonu Rembertów.
5.Opanować i zabezpieczyć środki przewozowe na Wiśle, a w razie niemożności utrzymania – zniszczyć”⁶.
Tyle rozkaz, który, choć Międzylesia w nim nie wymieniono, międzyleskich grup AK przecież dotyczył. Relacje z kolejnych dni, pozostawione przez świadków i uczestników wydarzeń, układają się w obraz w miarę spójny, choć nie wszędzie zrozumiały i nie wolny od sprzeczności.
I tak „27 lipca 1944 roku w późnych godzinach popołudniowych odbyła się odprawa Sztabu Rejonu w szkole podstawowej w Aninie. Na odprawie było około 20 osób, wszyscy pod świeżym wrażeniem panicznego odwrotu Niemców, a zwłaszcza ewakuacji służb administracyjnych. Po zreferowaniu ogólnej sytuacji przez komendanta Rejonu « Kanię»⁷, omówił on następnie powiązania zamierzonych wystąpień zbrojnych w planowanej przez Komendę Główną AK akcji «Burza» na prawym brzegu Wisły (…). Na wspomnianej odprawie Komendant Rejonu zabronił kategorycznie jakichkolwiek samodzielnych wystąpień przeciw Niemcom bez jego rozkazu i bez odpowiedniego przygotowania” – tak nader oszczędnie odnotował odprawę Mieczysław Sawicki „Maciej”, organizator i pierwszy dowódca Rejonu IV Otwock, a następnie prokurator Rejonu⁸.
Ten sam dzień inaczej odnotował Feliks Zaremba „Żmudzin”, podchorąży, dowódca grupy AK w Radości, głośny po brawurowej obronie magazynu broni: „ W dniu 27 lipca 1944 r. wydano rozkaz ludziom
«Folwarku», do których włączono byłych «kedywiaków», do stawienia się 28 lipca 1944 r. o godz. 6-tej, z bronią i wszelkim posiadanym oprzyrządowaniem w lesie wiązowskim na wysokości stacji Michalin, w pobliżu wzgórz falenickich. Jedynie «Żmudzin» zdecydowanie sprzeciwił się wzięciu udziału ze swoimi ludźmi w tym zgrupowaniu”⁹. Zaremba nie wskazuje jednak, kto rozkaz ten wydał. Niejasne też jest znaczenie kryptonimu „Folwark”10.
W liście podporucznika Zygmunta Migdalskiego, ps. „Z.Z.” czytamy z kolei, : „W nocy zarządziłem zbiórkę oddziału i wyruszyłem z bronią w lasy między Świdrem a Falenicą, gdzie połączyłem się z grupą «Skrytego». Był tam na miejscu «profesor»11 oraz kpt. przysłany z Warszawy. Grupa liczyła około 100 l[udzi] dobrze uzbrojonych”12. Migdalski nie powołuje się na otrzymany rozkaz, a tylko oświadcza „zarządziłem”. A był dowódcą dywersji całego Rejonu IV.
Mieczysław Sawicki, obecny na odprawie w Aninie, odnotował zakaz wystąpień zbrojnych bez rozkazu Komendanta Rejonu, ale nie wspomniał o wydaniu rozkazu koncentracji wyznaczonej przecież na dzień następny rano.
To, że jakieś rozmowy na temat zgrupowania odbywały się jeszcze przed odprawą w Aninie, zdaje się wynikać z relacji Feliksa Zaremby ps. „Żmudzin”. Pisze on: „«Żmudzin» usilnie dowiadywał się, co ma na celu to zgrupowanie ludzi(…) Dowiedział się, że będzie to uderzenie z tyłu na wroga, gdy zbliży się front, przerwanie go i połączenie się z wojskami ZSRR i Armią Polską z nimi nadciągającą. «Żmudzin» słysząc to, miał swoje zdanie i własny pogląd, mówił więc – panie Wacławie13, pięknie to byłoby, gdybyście mieli broń przeciwpancerną, łączność i zwiad, ale tego nie macie. Nie można uderzać na nieprzyjaciela, nie znając jego ilości, miejsca i uzbrojenia. Przy takim działaniu możecie nic nie zyskać i nic nie osiągnąć, a ludzi stracić, tym bardziej, że oni nigdy jeszcze nie walczyli. To pospolite ruszenie. Dwa czołgi niemieckie rozniosą was, gdyż nie pomogą tu erkaemy i cekaemy. Gdzie pięści pancerne?14. Ludzie, zastanówcie się! Kto poniesie odpowiedzialność za rzeź niewiniątek? Bo tak być może. Tu nie ma innego wyjścia, jak tylko niewielkimi grupami opanowywać posterunki policji, likwidować patrole niemieckie i atakować niewielkie zgrupowania Niemców, opanowywać stacje i obiekty urzędowe , głównie w Otwocku i na całej linii. Żona «Wrońskiego» p. Ewa15 popierała «Żmudzina» koncepcję, a on przekonany o słuszności, miał ją przedstawić w dowództwie Rejonu. Przedstawił, ale została odrzucona, gdyż chodziło o pokazanie i zrobienie czegoś wielkiego, ponieważ?”16.
Nad ranem 28 lipca 1944 r. zarządzenie podporucznika rezerwy Zygmunta Migdalskiego ps. „Z.Z.”, dowódcy dywersji Rejonu IV zaczęto wykonywać.
Juliusz Ostrowski, ps. „Wiktor”, o godz. 3 otrzymał przez gońca rozkaz stawienia się ze swoją grupą o godz. 6 w miejscu koncentracji. Wyszedł z domu razem z gońcem, by jak najszybciej zebrać ludzi. Jerzego Brodowskiego i Stanisława Maciejewskiego odnalazł w piwnicy, gdzie schronili się podczas nocnego nalotu. Zaczął się o godz. 22. Według Mieczysława Sawickiego bombardowano linię kolejową Pilawa – Warszawa oraz szosę Kołbiel – Wawer17. Władysław Bartoszewski podaje: „Samoloty radzieckie obrzucają bombami Warszawę i okolice miasta (…) oraz ponownie linię kolejową otwocką”18. Zawiadomienie ludzi, zgromadzenie ich z bronią i doprowadzenie do lasu wiązowieńskiego w ciągu niespełna trzech godzin Ostrowski uznał za niemożliwe. Wyznaczył zbiórkę na cmentarzu w Zerzniu, a Maciejewskiego wysłał do Michalina, aby ten wywiedział się o marszrutę oddziału i uzgodnił miejsce dołączenia grupy międzyleskiej.
Według Maciejewskiego cala sekcja zerzeńska stawiła się na cmentarzu w ciągu nie więcej niż godziny. Przynieśli erkaem. Inni dołączali stopniowo nieco później. Natomiast na miejscu koncentracji znalazł on jedynie puste porzucone skrzynki po amunicji.
O tym, co się stało, wiemy od Jana Kamińskiego „Grzmota” z grupy „Skrytego” i od Mariana Wesołowskiego ps. „Marian”, zastępcy Zygmunta Migdalskiego „Z.Z.” – ta. Kamiński: „Cały nasz oddział był w pełnym uzbrojeniu i oczekiwał na postoju oddziałów Wojsk Liniowych z Falenicy i okolic. Jednak nikt więcej do nas nie dołączył. Wystawione ubezpieczenia – czujki – zatrzymały i doprowadziły dwóch dezerterów, żołnierzy niemieckich, do dowództwa. Po ich przesłuchaniu wysłano patrole w kierunku Wiązowny, rzeki Świder, Mlądza oraz w kierunku Falenicy do torów kolejowych. Po powrocie patroli z rozpoznania i [ze] złożonych meldunków wynikało, że przez Wiązownę wycofują się bardzo duże jednostki niemieckie w dużym pośpiechu i chaosie. Patrol znad rzeki Świder i [z] Mlądza stwierdził, że z przeprowadzonych obserwacji wynika, że po drugiej stronie rzeki widzieli zwiady wojsk sowieckich. Od strony Falenicy Niemcy w mundurach lotniczych zajmowali stanowiska z bronią maszynową wzdłuż torów od Świdra do Falenicy”.
I Marian Wesołowski: „tor kolejowy na całej długości od Falenicy do Świdra obstawiony karabinami maszynowymi co 30 – 40 m. przez Niemców w mundurach lotników.(…) W międzyczasie chłopcy przyprowadzili 2 Niemców, uciekinierów z wojska. Okazało się, że wycofywała się wtedy dywizja pancerna SS im. «Herman Göring» przez Wiązownę. Sytuacja nasza była beznadziejna, bez żadnych szans. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy zakopać broń i każdy na własną rękę wyjść z lasu do domu”19. Cdn.
Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski
Przypisy:
- Cyt. za Norbert Bączyk, Grzegorz Jasiński, Hubert Trzepałka, Brückenkopf Warschau 1944, Warszawa 2018, str. 77.
- Tamże, str. 92.
- Władysław Bartoszewski, 1859 dni Warszawy, dz. cyt. str.565.
- Henryk Wierzchowski podaje datę 28 lipca godz. 11:00, jednak nie wskazuje źródła, w: tenże, Z dziejów Międzylesia, str. 32. O nalocie w nocy z 25 na 26 lipca piszą obszerniej Norbert Bączyk, Grzegorz Jasiński i Hubert Trzepałka, , Brückenkopf Warschau 1944…, dz. cyt. str. 92.
- Henryk Wierzchowski, Z dziejów Międzylesia, dz. cyt. str. 32.
- Cyt. za : Jacek Zygmunt Sawicki, VII Obwód Okręgu Warszawskiego…, dz. cyt. str. 322. Według raportów z połowy 1944 r. siły IV Rejonu Otwock stanowił pułk, liczący ponad półtora tysiąca ludzi, oraz ok. 120, osobowy oddział dywersji. Zob. Sebastian Rakowski, Zarys dziejów IV Rejonu…, dz. cyt. str. 52-74 oraz – odpowiednio – str. 98 -100.
- Stanisław Szulc
- Cyt. za: Jacek Zygmunt Jaroszewski, Porucznik Zygmunt Migdalski…,dz. cyt. str. 148
- Tamże, str. 142.
- Wg Hanny Rybickiej kryptonimem „Folwark” określano Obszar warszawski AK. Jednak Sebastian Rakowski cytuje wyrok sądowy z 1953 r., gdzie kryptonimem tym oznaczano grupę AK działającą w okolicy Falenicy. Z jeszcze innych dokumentów wynika, że był to kryptonim Rejonu jako jednostki organizacyjnej.
- Pseudonim funkcyjny oficerów szkoleniowych.
- Cyt. za Jacek Zygmunt Jaroszewski. Porucznik Zygmunt Migdalski…, dz. cyt. str. 140.
- Wacław Wojtyszko, ps. „Wroński”, oficer organizacyjny Rejonu.
- Niemiecka ręczna broń przeciwpancerna – Panzerfaust.
- Ewa Wojtyszko z domu Lasocka ps. «Kasia».
- Jacek Zygmunt Jaroszewski, Porucznik Zygmunt Migdalski…, dz. cyt. str. 142.
- Tamże str.148.
- Władysław Bartoszewski, 1859 dni Warszawy, dz. cyt. str. 567.
- Jacek Zygmunt Jaroszewski, Porucznik Zygmunt Migdalski…, dz. cyt. str. Odpowiednio 141 i 159. Wzmianki dotyczące nazwy jednostki oraz mundurów występujące w obu relacjach, odnoszą się do Dywizji Spadochronowo- Pancernej « Herman Göring», w której noszono emblematy Sił Powietrznych. Dywizja ta nie należała
do SS.
0 komentarzy