Wielka metamorfoza małego budyneczku czyli… habent sua fata latrinae

Autor: , Osiedle: Falenica Data: .

Każdy, kto czeka w Falenicy na pociąg do Warszawy, musi zauważyć mały, murowany domek tuż przy torach. Ponad 25 lat temu został wpisany na listę gminnych zabytków razem z całym kompleksem stacyjnym. Nie od dziś zaciekawia swoją osobliwą architekturą. Mało kto wie, co się tam mieściło i jak głębokie są jego piwnice.

Rzadko spotyka się zabytek o tak niepewnej historii. Nieduży obiekt o spadzistym dachu, łukowatych oknach i przyporach mógł być zbudowany gdzieś na początku XX w. niedługo po 1897 roku, kiedy to w ówczesnych Willach Falenickich ustanowiono przystanek na „Nadwiślańskiej Kolei Żelaznej” Warszawa – Kowel. Na początku pojawił się przy torach parterowy drewniak, służący za kasę i poczekalnię. Dziś, opuszczony przez rodziny kolejarskie, ma jeszcze tabliczkę informującą, że powstał około 1900 roku. Przystanek nadawał nową rangę Willom Falenickim i sprzyjał ich rozwojowi. Miejscowość stała się atrakcyjna dla urzędników rosyjskich i bogatszych mieszczan (polskich i żydowskich), kupujących tu letnie domy i dla amatorów tanich letnich wywczasów.

Budynek dawnego falenickiego szaletu. Stan z 2010 roku. Fot. Barbara Wizimirska

Trudno znaleźć pewne daty dla całego falenickiego kompleksu kolejowego. Nieistniejąca nastawnia (obecna jest powojenna), drewniak, murowany dworzec kolejowy i ów mały domek nie ujawniają roku swojego powstania. Dokumentacja została albo zniszczona, albo zabrana przez uciekających w 1915 r. Rosjan. Możliwe, że zrobili to niemieccy okupanci opuszczający stolicę w 1918 roku. Jest prawdopodobne, że jeszcze przed Wielką Wojną planowano budowę dużego dworca i może nawet zaczęto stawiać fundamenty. Tego na razie nie sposób się dowiedzieć. Może były plany, które zrealizowano później, ale kiedy dokładnie – nie wiadomo. Najdziwniejsze, że nie można też znaleźć późniejszych dokumentów pozwalających na dokładne ustalenie daty budowy obecnego dworca falenickiego, czy jego przebudowy. Ba, brakuje zdjęć budynku dworca, gdy celebrowano otwarcie zelektryfikowanej linii otwockiej w 1936 roku. Fotografowano mniejsze stacje, a falenicką – nie. Może to skłaniać do podejrzenia, że obiekt ten miał charakter wojskowy (popatrzcie na jego dziwną wieżę!).

Tajemniczy domek powstał wcześniej – według znawców w latach 1906–1909. Przetrwał odwrót administracji rosyjskiej w 1915 r. któremu towarzyszyła ewakuacja całego taboru kolejowego i niszczenie mienia kolei. Czas powiedzieć czemu służył.

Otóż służył celom prozaicznym i niepachnącym. Stacja wymagała publicznego szaletu (latryny, ubikacji, wychodka, toalety – co wolicie) dla podróżnych przede wszystkim. Na początku XX wieku w Falenicy właściwie nie było domów murowanych. A ten nasz domek był cały z cegły, miał grube mury i głębokie fundamenty. Zapewne pełnił też inne funkcje, bo pozostały ślady dowodzące, że był wyposażony w ogrzewanie i możliwe, że mieścił łaźnię parową, o czym dalej. Nie było takiego drugiego na całej linii otwockiej! Zapewne miał obsługiwać nie tylko zwykłych pasażerów, ale i gości dworcowego hoteliku na piętrze, choć szalet nie miał połączenia z nowym murowanym dworcem. A może znikło po budowie tunelu pod torami w 1936 podczas wspomnianej elektryfikacji linii średnicowej Pruszków–Otwock?

Szalet prawie do końca lat 90. służył jako publiczna ubikacja. Nigdy nie odważyłam się z niej skorzystać. Z wywiadu dowiedziałam się, że dla panów ubikacja była w stylu rosyjskim (zwykły dół obmurowany, z miejscami na postawienie stóp). W PRL wygląd domeczku stale się pogarszał, podobnie jak elewacja i wnętrze dworca, który ostatni raz odnowiono w latach 70. O ubikację nikt się nie troszczył, przynajmniej o jej zewnętrzny wygląd. Kolej nie poczuwała się do remontu swoich obiektów, podupadały znacznie ważniejsze od falenickiego szaletu.

W 2010 r. gdy Ewa Jaskólska stworzyła na stacji salę kinową, przyległe pomieszczenia przeznaczyła na bar, zaplecze kuchenne i biurowe, kawiarnio-czytelnię i sklep z książkami. Znalazła się tam nawet porządna ubikacja, a po przebudowie nawet druga przy kawiarni. Nikt nie wzdychał do przywróceniu sąsiedniemu domowi jego pierwotnej funkcji, ale wielu lokalnych patriotów martwiło się, że kolejny zabytek popada w ruinę.

W 2013 roku sprawę wziął w swoje ręce pan Antoni Skolik. W walącej się ruinie dojrzał potencjał i gotów był poświęcić sporą sumę na remont. Nowe przeznaczenie obiektu miało być zupełnie inne (mała gastronomia). Projekt osobliwy, wróżono, że inwestor może się zawieść w swoich rachubach. Dlaczego? Otóż niektórzy mieszkańcy mogli pamiętać, do czego służył budyneczek i mieć opory w spożywaniu tam posiłków, a ponadto – tuż obok – w budynku stacyjnym funkcjonował bufet, do którego już przyzwyczaili się bywalcy kinokawiarni i podróżni. Wprawdzie wejście od peronu zostało zamknięte, przez co zakupy w bufecie były utrudnione, ale przyszłość pokazała, że i nowy obiekt, otwarty na peron, nie był oblegany przez czekających na pociąg do Warszawy. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Najpierw przeprowadzono remont, który wymagał ogromnej wytrwałości i zasobów. Był pełen niespodzianek. Inwestor zatrudnił architekta, bo status obiektu zobowiązywał go do zachowania wystroju i użycia odpowiednich materiałów. Właśnie przy remoncie pojawiła się hipoteza łaźni (sauny?). O jej istnieniu mógł świadczyć bojler znaleziony w obszernej piwnicy. Łaźnia dla pobliskiego hoteliku (na piętrze budynku stacyjnego) – to brzmiało znacznie lepiej niż ubikacja. Odkrycie śladów po łaźni może potwierdzać hipotezę o jego pochodzeniu z czasów cara Mikołaja II.

Odtworzenie charakterystycznego dachu musiało dużo kosztować. Inwestor dokonał też generalnej przebudowy wnętrza; naprawiono schodki, wymieniono drzwi. Niestety, wkrótce po zakończeniu prac, w piwnicy wybiła woda z podziemnych źródeł, zalewając gotowe pomieszczenia i na długo opóźniając zakończenie remontu. To była naprawdę przykra niespodzianka: w pobliżu torów, na terenie piaszczystej Falenicy ujawniły się jakieś podziemne źródła! Dziwne, a jednak podobno dawno temu w pobliżu stacji była studnia głębinowa, do której wybierano się po wodę z całej okolicy. Teraz nie ma po niej śladu, ale widocznie jakieś żyły wodne nadal tkwią pod powierzchnią.

Inwestor, zgodnie z wymogami Głównego Konserwatora, musiał (i chciał) zachować jak najwięcej starych elementów. Można je podziwiać w górnej części. W piwnicach urządzono elegancką ubikację oraz pokój socjalny (z prysznicem), na ścianach widnieją ciekawe malunki. Rezultat wart jest zobaczenia. Otoczenie budynku zostało uporządkowane – od frontu ułożono płyty w szachownicę; miały się tam odbywać mecze szachowe. Od ulicy postawiono kwietniki. Efekt był ciekawy, niestety wkrótce po otwarciu lokalu pod nazwą „Pokolei” (w maju 2016 r.), budyneczek został pomazany przez lokalnych „artystów”. Jak na razie inwestorowi nie udało się zrealizować pierwotnego marzenia, aby urządzać tu dyskusyjne spotkania. Inne ambitne plany też jakoś się rozpłynęły, bo klienci nie napływali tłumnie. Energii starczyło na zmiany menu i… nazwy. Po dwu latach napis „Pokolei” zastąpił „Viaduct”. Na ścianie budynku od strony torów pojawiło się graffiti (auto!) zakrywające bazgroły, a od ulicy – drewniana, zadaszona konstrukcja. Na szachownicy postawiono stoły; można na powietrzu wypić piwo lub kawę.

Wyremontowana toaleta w piwnicy budynku dawnego falenickiego szaletu. Fot. Barbara Wizimirska

„Viaduct”, jako nazwa nie utrzymał się długo. Wraz ze zmianą menu nadano budynkowi kolejną – „Pendolino”. Teraz obiekt specjalizuje się we włoskiej pizzy, a nazwa nawiązuje do szybkiego pociągu włoskiej proweniencji. Bardzo sprytnie. Pizza jest tam niezła, w dziesięciu rodzajach. Można zjeść na miejscu albo zamówić do domu. Przybywajcie do Falenicy, która z letniska zmieniła się w zagłębie gastronomiczne!


W lutym 2018 r. rozpoczęliśmy w Gazecie Wawerskiej cykl publikacji dotyczących spuścizny E.M. Andriollego na terenie dzielnicy Wawer. W każdym kolejnym numerze znajdziecie Państwo inny budynek, prezentowany w formie akwareli/rysunku. Staramy się wybierać obiekty niekoniecznie w najlepszym stanie, ale zawsze drewniane, wyłącznie z Wawra. Możecie je typować sami: p.grzegorczyk@gazetawawerska.pl, najlepiej z jakimś opisem, historią związaną z budynkiem lub/oraz z działką na której stoi. Dzisiaj prezentujemy – już po raz 24 – budynek dawnego falenickiego szaletu.

Autor szkicu: Piotr Grzegorczyk, architekt, scenograf, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Prowadzi niewielkie Studio Architektury Mieszkaniowej. Przewodniczący Komisji Ładu Przestrzennego Rady Dzielnicy Wawer. www.piotrgreg.x.pl