To ile masz dzieci, Janusz?

NOWE OPŁATY ZA ŚMIECI. O śmieciach Piotrka Samosprawnego z Januszem Dziecioobfitym sąsiedzki dialog.

To ile masz dzieci, Janusz?
– 4 i pół.
Pół?
– Kaśka jest w czwartym miesiącu.
To od maja za śmieci wyjdzie ci jakieś 255 złotych.
– Właśnie. A było 94. Podwyżka duża i trudno pogodzić się z nią, Piotrek.
U mnie jest teraz 65 złotych miesięcznie, bo mieszkam w bloku. Od kwietnia będzie 51. Normalnie 14 złotych do przodu.
– No a u mnie 161 do tyłu będzie.
No a u Marka spod piętnastki, co mają jedno dziecko, będzie 89 do tyłu.
– Czyli śmieci w promocji dla Samosprawnych.
Powiem ci, że ja tego nie rozumiem. Z jednej strony państwo zachęca obywateli do dzietności, bo ZUS i przyszłość emerytur, bo inni mnożą się szybciej i cukru w cukrze może nie starczyć. A z drugiej strony państwo wprowadza rozwiązania efektywnie karzące za każdą sztukę potomstwa.
– Ja rozumiem, że jest administracja centralna i samorządowa. Ale nie rozumiem, dlaczego nie ma spójności pomiędzy nimi w tej sprawie. A ja wychodzę na janusza, jakem Janusz.
Ale słuchaj, czy nie ma jakiejś ulgi dla wielodzietnych?
– Jest ulga. Są i ale. Ale po pierwsze trzeba mieć co najmniej trójkę potomstwa i sprawić Kartę Dużej Rodziny. Ale po drugie, ulga jest dla mało zarabiających – 1848 złotych na głowę miesięcznie. Ale po trzecie, ulga polega na obniżce rzędu 25 złotych na głowę. Zawsze to taniej, ale każdy domownik, to wzrost opłaty. A przecież ustawa śmieciowa przewiduje limity wydatków na domostwo gdzieś w okolicach 100-150 złotych. A rozwiązanie przyjęte przez Radę Warszawy te limity obchodzi.
Więcej jesz, więcej śmiecisz, więcej płacisz. Sprawiedliwie, Janusz.
– Z jednej strony sprawiedliwie. Z drugiej strony niesprawiedliwie. Jedne domy w Polsce zapłacą za śmieci max 100-150 złotych miesięcznie. Drugie domy będą płacić i po kilka setek, zależnie od dzietności. To nie jest równe traktowanie, Piotrek. A poza tym, jaka to jest sprawiedliwość, jeśli domy podłączone do kanalizacji miejskiej płacą za ścieki około setki miesięcznie, a ja muszę 400-500 wydawać. Nie dlatego, że chcę, lecz dlatego, że Miasto Warszawa od dziesięcioleci nie podłączyło mojego domu do kanalizacji. Ja tego chcę, miasto tego nie czyni, ja wydaję setki złotych co miesiąc. Bo przecież prościej przerzucić koszty na mnie, aniżeli spiąć się i skanalizować miasto. Przecież według nowych zasad ścieki i szambo wyjdą u mnie jakieś 700 złotych miesięcznie! Taka sprawiedliwość.
– Faktycznie sporo. Ale czekaj, czy nie możesz oszczędzać wody ? Przecież nowa opłata za śmieci zależy od zużytej wody. 12,73 za 1m3 przelanej wody.
Mam własną studnię, więc mam płacić ryczałt – 4m3 za osobę miesięcznie. Stąd wychodzi stawka za osobę 51 złotych
.
I popatrz, jest takie rozporządzenie ministerialne z normami zużycia wody w różnych gospodarstwach domowych. Wedle tego rozporządzenia normą dla mojego domu jest 2,4m3 na osobę – dom z szambem i własnym centralnym ogrzewaniem. A Miasto Warszawa jakoś wyliczyło 4m3 na osobę. Nie wiem, może urzędnik doliczył te dziesiątki tysięcy ludzi, którzy w dzień pracować przyjeżdżają do Warszawy z promienia jakichś 100 kilometrów i przelewają wodę. Ale tacy ludzie nie produkują śmieci w Warszawie, lecz bardziej w swoich domach poza Warszawą. Więc dlaczego ich uwzględniać w tym rachunku ?
A poza tym przecież ład prawny powinien obowiązywać: najpierw konstytucja, potem ustawa, potem rozporządzenie ministerialne a potem zarządzenia czy akty prawa lokalnego. To jakaś podstawa.
Czyli widzisz, ryczałt wątpliwy a wysoki. A przy tym nie mam żadnej możliwości oszczędzania. Ty mieszkasz w bloku, więc pewnie masz wodę miejską. Ale powiedz szczerze: naprawdę zużyjesz mniej wody z powodu śmieci ?
– Wodę mam na licznik, więc i tak oszczędzam od lat, bez względu na śmieci. Dopisanie śmieci do wody nie sprawi, że wypiję mniej herbaty albo rzadziej się umyję. Co najwyżej częściej kupię wodę mineralną w butelce – rachunek za wodę spadnie, choć śmieci będzie więcej. Ale to byłby mało istotny dodatek do całej sytuacji.
I powiem ci, że kompletnie nie na miejscu jest ten ton, że naliczanie śmieci od wody jest najlepsze, bo trzeba zmusić lud do oszczędzania wody. Normalnie jakbym był jakimś niegrzecznym malcem musztrowanym przez naczelnego opiekuna ludu, ustami jego partyjnych popleczników z dyżurnego esemesa.
Jak już te partie krajowe wdarły się do samorządów, to niech dogadają się ze swoimi centralami krajowymi, żeby zmienić ustawę śmieciową i naliczać opłaty za śmieci u ich źródła, czyli u producentów. Przecież to producent realnie wpływa na opakowanie produktu i wynikającą z tego ilość śmieci. Tu zadziałałyby normalne mechanizmy rynkowe. A i zarządzanie odbiorem i utylizacją śmieci trzeba by powierzyć samorządowi gospodarczemu przemysłu, a nie terytorialnemu.
Dobrze mówisz – dać ci wódki.
– No a wracając do oszczędzania, to oszczędzić mogę na tym, że do ośmieciowania zgłaszam miesiące o najmniejszym zużyciu wody. Do rozliczenia śmieci wybieram dowolne 6 miesięcy z ostatniego roku. Z tych miesięcy zostanie wyliczona średnia zużycia wody jako podstawa do opłaty za śmieci. I tak co roku mogę wybierać miesiące o najniższym zużyciu.
No widzisz, Piotrek. I gdzie tu sprawiedliwość. Ja nie mogę nic z tych rzeczy. Nawet nie mogę założyć na swoją wodną rurę miejskiego licznika, który karmiłby system opłat za śmieci.
No tak, to nie sprawiedliwe.
– Początkowo myślałem, że to z powodu technicznej maszynerii do rozliczeń z klientami za wodę. Ale gdzie tam. Ten techniczny system, w którym spoczywa pełna informacja o zużyciu wody miejskiej, ma być nietknięty. Natomiast zużycie wody do rozliczania śmieci będzie deklarowane przez ludzi. Rozumiesz: deklarowane! Kolejne pole do tzw. optymalizacji wydatków. A przy tym sztab urzędników będzie te deklaracje odczytywał, przenosił dane, archiwizował. Produkcja kolejnych śmieci.
Do tego ktoś to pewnie będzie kontrolował, bo to przecież deklaracje i obywatel może się rozminąć z faktami. Kolejne etaty urzędnicze. A jak ktoś zostanie przyłapany, to po prostu będzie musiał poprawić deklarację.
No tak, to bez sensu. Miasto Warszawa ma tę informację, a tu raz na rok trzeba będzie kolejną deklarację produkować. Nie wspominając o możliwościach tzw. optymalizacji i o kosztach kontroli. I to po to, żebym oszczędził 14 złotych miesięcznie.
– I to wszystko po to, żebym zapłacił 161 złotych miesięcznie więcej.
Powiem ci, Janusz, że gdyby Miasto Warszawa mnie zapytało, czy życzę sobie te 14 złotych, to bym się mocno zastanowił. Zważywszy na cały ten zachód, niesprawiedliwości i trudności dla ciebie.
– Powiem ci, Piotrek, że porządny z ciebie gość. I że też nie rozumiem, dlaczego Miasto Warszawa nie zapytało Warszawiaków w tej sprawie. Przecież miasto jest nasze.

Jan Frelek
mieszkaniec Aleksandrowa
radny Rady Osiedla Aleksandrów