Z pamiętnika scenografa, czyli Wawer na filmowo. Odc. 2.
Piszę ten artykuł w okresie świątecznym, jest magicznie, radośnie, dzieją się cuda. W filmie czy w serialu to rzadkość, żeby się zgodziły terminy nagrywania scen świątecznych z rzeczywistym okresem świąt. Albo nagrywamy je na długo przed świętami albo dawno już po. Wyzwaniem jest ubranie i to w sposób możliwie różny kilkunastu choinek w różnych domach serialowych bohaterów, kiedy już nie ma (albo jeszcze nie ma) całego bogactwa dekoracji świątecznych w sprzedaży. W magazynach tego nie uświadczysz, trzeba korzystać z domowych zasobów i własnej inwencji. Jest zabawa… jak już dochodzi do tego, że musisz ubrać swoją choinkę na święta, to patrzysz na nią z niechęcią i robisz to w możliwie najprostszy sposób. No cóż – szewc bez butów chodzi…
Drugi wariant – gramy w święta, a nasza fabuła nie dzieje się w święta jest prostszy. Usuwamy dekoracje i już po sprawie. No chyba … że mamy plenery na ulicach Warszawy. Trzeba się wtedy nieźle nagimnastykować, żeby znależć kawałek “czystej” ulicy.
Przypomniało mi się jedno śmieszne wydarzenie z tym związane. Mieliśmy mieć dzień zdjęciowy w jednej z willi konstancińskich do serialu “Przyjaciółki “. Było tuż przed Wigilią. Rutynowo zadzwoniłam do właścicielki domu z zapytaniem o choinkę, wyjaśniając, że nie gramy świąt, czy mają choinkę i czy będziemy mogli ją przenieść poza kadr. Właścicielka odpowiedziała mi, że jest choinka i że to nie będzie łatwe. Żachnęłam się: „ mamy tylu silnych chłopaków w ekipie – to żaden problem”. Miły głos w słuchawce nalegał, żebym sama podjechała do Konstancina i oceniła sytuację. Chcąc nie chcąc, uznając w duchu to za stracony czas wsiadłam w samochód i pojechałam do Konstancina. Wszak dobre relacje z właścicielami mieszkań i domów, w których gramy to podstawa.
Na środku salonu, w najwyższym jego punkcie stała …7 metrowa choinka, którą przywozi specjalna ekipa, montuje i ubiera! Koszt takiej operacji około kilku tysięcy. Musieliśmy się z nią zaprzyjażnić i zostawić w spokoju, tak inscenizować sceny, żeby nie weszła nam w kadr.
Wracając do mojej “Rodziny Zastępczej” granej przez 10 lat w Radości, odcinek świąteczny mieliśmy tylko raz i to zaraz prawie na początku, po przeprowadzce z Chełmskiej do Radości. Odcinek dotyczył wieczoru wigilijnego u siostry Ani Kwiatkowskiej – Uli, w której postać wcieliła się Maryla Rodowicz. Graliśmy go w domu obok, u tych samych właścicieli. Sytuacja była bardzo wygodna, cały przerzut sprzętu i ludzi to tylko mały spacer przez posesję.
Stół był zastawiony wigilijnymi potrawami, większa część akcji kręciła się wokół tego stołu. Wiele dubli, najpierw plan ogólny, potem sceny trójkowe, dwójkowe i na każdego bohatera. Utrzymanie wyglądu stołu do każdego takiego dubla w stanie nienaruszonym graniczyło z cudem. Nic tak dobrze nie smakuje jak jedzenie na planie. U nas w “rodzince” zwłaszcza, bo mieliśmy rekwizytora Krzysia, który genialnie gotował i wszystko co pojawiało się w scenariuszu z jedzenia – on sam przygotowywał z wielkim talentem kulinarnym.
Zawodowi aktorzy umieją markować jedzenie lub biorą takie potrawy, które są podzielne i łatwe do uzupełniania. Chodzi o to, żeby taki materiał filmowy dawał się póżniej zmontować. Panią Marylę musieliśmy dopiero tego nauczyć, było z tym trochę kłopotu …?
Choinkę ubrałam w cukierki czekoladowe w kolorowych papierkach i postawiłam gdzieś w kącie, żeby ją wnieść tuż przed sceną. Zaczynamy ujęcie, patrzę na choinkę i coś mi nie pasuje w jej wyglądzie, ale już jest za póżno – idzie scena. Dotarło do mnie, że została “objedzona” z czekoladek, ale tak sprytnie, że na gałązkach zostały same papierki. Tak, pysznie wszystko smakuje na planie … Wigilię w scenariuszu mieliśmy tylko raz, ale za to nasze ekipowe wigilie celebrowaliśmy co roku bardzo uroczyście. Z Krzysiem zestawialiśmy ze wszystkich grających stołów jeden długi stół, ja go dekorowałam, Krzyś gotował swoje przysmaki plus każdy przynosił swoje popisowe danie. Siadaliśmy, po ostatnim klapsie przed przerwą świąteczną i biesiadowaliśmy długo w noc, nierzadko do rana. Rozmowy, rozmowy, nikomu się nie spieszyło. Lubiliśmy swoje towarzystwo. Trochę brakuje mi tamtych wigilii w radościańskim domku.
0 komentarzy