Z pamiętnika scenografa, czyli Wawer na filmowo, odc. 3
Miałam zamiar opisać dalsze śmieszne i nieśmieszne sytuacje związane z serialem “Rodzina Zastępcza“, ale jadąc do Falenicy wzdłuż torów minęłam dziwny budynek i wróciło inne wspomnienie. To będzie przewrotne, bo napiszę o projekcie, w który ekipa włożyła mnóstwo pracy i czasu, a który nigdy nie powstał.
Piszę tu o serialu pod roboczym tytułem “Zakład”. Historia dotyczy małego miasta z prężnie działającym zakładem produkującym szkło, zakład ten opiera się w większości na kapitale włoskim. W pewnym momencie inwestor włoski się wycofuje i tu następuje szereg różnych wydarzeń, w które są uwikłani główni bohaterowie. To tak w wielkim skrócie o fabule tego serialu.
W naszej pracy było podobnie. Podpisane umowy, dziesiątki godzin dokumentacji, rozpisana kalendarzówka na pół roku, zakontraktowani aktorzy i… trzy razy, tuż przed rozpoczęciem, odwołane zdjęcia z powodu zmiany decydentów w telewizji. To trwało dwa lata. I ostatecznie za trzecim razem zapadła decyzja, że w to miejsce antenowe telewizja kupiła gotowy serial produkcji tureckiej.
Jestem urodzoną optymistką i zawsze widzę w każdej sytuacji jej dobre strony i tu też tak było. Przede wszystkim obejrzałam mnóstwo świetnych obiektów i miejsc. Dużo miało się dziać na terenie Grodziska Mazowieckiego, Piaseczna, Legionowa. Oczywiście wiele też obiektów znalazłam i “sprzedałam“ w Wawrze. Między innymi mieliśmy mieć bardzo dużą inscenizację przed naszym pięknym basenem w Aninie – jako nowoczesnym obiektem sportowym otwieranym przy pomocy filmowego zakładu. Miała być zbudowana duża scena, pokaz ogni sztucznych, kramy z wszelakimi dobrami. Basen aniński w punkt wpasował się w nasz scenariusz i oczekiwania reżysera. No i wracam do tego tajemniczego budynku w Falenicy przy torach.
Szukałam jakiejś starej fabryczki, pustych pomieszczeń przemysłowych jako miejsca prób muzycznych dla chłopców z serialu. Dawno mnie ten budynek, na rogu Patriotów i Gruntowej, intrygował, uparłam się i zamęczałam obiekciarza, żeby dotrzeć do właścicieli i móc go obejrzeć. Okazało się, że to stara elektrownia, pierwsza na Wawrze, obecnie już od dawna nieczynna, należąca do STOEN-u. Raczej dla nas bez szans. Miałam dużo szczęścia i po jakimś czasie udało się załatwić pozwolenia na zdjęcia wewnątrz.
Weszłam tam jak do wraku Titanica, od lat zamknięte, zarośnięte dzikim winem. Przy budynku przylegające jakieś dwa mieszkanka, chyba komunalne. Piękne, ogromne okna, magiczne wnętrze. Cisza. Spokój. I tak sobie pomyślałam – jakie piękne miejsce na koncerty, może bibliotekę, klub, restaurację, galerię…
Serial do skutku nie doszedł, minęły pewnie ze trzy lata, przejeżdżam koło starej elektrowni i widzę jak niszczeje. Szkoda.
W Wawrze…
” jakie piękne miejsce na koncerty, może bibliotekę, klub, restaurację, galerię…” to samo pomyślałem kiedy kilka lat temu udało mi się po raz pierwszy zajrzeć do wnętrza tego arcyciekawego budynku. A może nie tyle do wnętrza co przejrzałem go na wylot – zobaczyłem, że główna część to wysoka hala. Śniły mi się potem projekty, realizacje, koncert na otwarcie, składaną widownię umożliwiającą wielofunkcyjne zastosowanie sali. Zakochałem się w tym budynku, ale co ja mogę…
Pozdrawiam serdecznie autorkę wpisu.