Kaczy Dół – Międzylesie. Archeologia pamięci. Część 7.
„Wytwórnia Wędlin Maria Świderska” to ulica Niepodległości 20A (obecnie ul. Żegańska 20A) – piętrowy murowany i nieotynkowany budynek przy samej ulicy. Na parterze sklepy – po lewej mięsa, po prawej wędliny Aleksandra Świderskiego. A jeszcze na piętrze fryzjernia Zofii Paprockiej, gdzie wejście prowadziło z podwórza. Na podwórzu zaś, z boku, przy otaczającym je murze, dwie lodownie – wgłębione w grunt piwnice wymurowane z kamienia, nakryte sklepieniami i nasypem ziemnym. Prowadziły do nich w dół schody i dubeltowe drzwi. Wewnątrz, na grubą warstwę słomy, kładziono kilka warstw bloków lodu wyciętych zimą z zamarzniętych zbiorników wodnych i zwiezionych saniami. Nakryte białymi prześcieradłami mięso trzymało się tam znakomicie nawet w najbardziej upalne miesiące lata. Przeciwległą ścianę podwórka stanowił murowany pawilon warsztatowy z pomieszczeniem rzeźni przy budynku mieszkalnym, dalej masarni i wędzarni blisko muru dzielącego plac od ulicy Wąskiej (ob. Kożuchowska). Przed warsztatem stała wcale pokaźna ręczna pompa tłokowa. Wędliniarnia Świderskich przyciągała klientelę także z sąsiednich miejscowości.
W drewnianej parterowej i lichej chałupce zwróconej szczytem do ulicy, a tkwiącej między murowanicą Świderskich a zabudową parceli Czułowskich, pracował Hersz Centner, szewc. Eugeniusz Klimontowicz (1927) pamięta, że buty robił mu na obsztalunek właśnie Hersz Centner. Kiedy podeszwy się zdarły, Hersz buty zelował, a póżniej robił i następne, bo chłopak rósł szybko. Zresztą młody Klimontowicz bywał u Centnerów nie tylko z mamą. Młodszy od niego o rok Moszek i starszy Benek Centnerowie, byli przecież stałymi towarzyszami jego dziecięcych zabaw na lesistej działce za apteką. Domy obu rodzin dzieliło tylko skrzyżowanie jednako piaszczystych ulic i zakole tramwajowego toru. Hersz Centner zwany był Kucem, jako że nieco utykał, a i z tej przyczyny drobił krótkimi kroczkami, prędko i jakby nerwowo. Sprowadził się z Zerzenia w 1936 roku, razem z żoną Balbiną, równolatkami z około 1925 r. Frajdą i Moszkiem oraz najmłodszym Beniaminem urodzonym 19 listopada 1928 r. Czułowscy prowadzili sklep spożywczy, przy czym Adam Czułowski, znany jako złota rączka, dodatkowo zajmował się różnego rodzaju naprawami. Dom Czułowskich pod numerem 22 stał między ulicami Niepodległości a Wąską, przez którą Adam Czułowski sąsiadował z Aleksandrem Filingierem. Ten, zamieszkały przy Wąskiej, również 22 (obecnie posesja pod adresem ul. Kożuchowska 22), zastępował sołtysa Franciszka Paprockiego sprawującego urząd w latach 1923-1940, po czym został jego następcą do 1945 roku. Zaraz za ulicą 11 Listopada (ob. M.Pożaryskiego) znajdowała się restauracja Zaczewskiego, a na jej tyłach siedziba Związku Strzeleckiego, przy którym działała młodzieżowa organizacja ”Orlęta”. Jedyne świadectwo jej istnienia w Międzylesiu pozostawił Adolf Stefański pisząc ,, W roku 1938 lub 1939 (dokładnie nie pamiętam) przez okres miesięcy letnich należałem do org. młodzieżowej pod nazwą ”Orlęta”. Do organizacji tej trafiłem na skutek tego, że moi koledzy szkolni, którzy należeli do niej, wciągnęli i mnie. Członkowie tej organizacji rekrutowali się, w odróżnieniu od harcerstwa, z najbiedniejszej części ludności Międzylesia”.1
Budynek z restauracją przy ul. Niepodległości 28 (obecnie prawdopodobnie posesja pod adresem ul. Żegańska 22E) był, stosownie do miejsca, nader okazały. Piętrowy, drewniany, wyróżniał się tym, że parter od strony ulicy poprzedzała szeroka weranda, przez którą prowadziło wejście do jadalni. Podobnymi werandami opatrzone były zresztą pozostałe elewacje. W sezonie letnim frontowa weranda była ulubionym przez letników miejscem obiadowania na otwartym powietrzu. Atrakcję stanowiła możność obserwowania przystanku tramwajowego przed zakrętem przy skrzyżowaniu ulic Niepodległości (uprzednio Tramwajowa) z 11 Listopada i jej przedłużeniem w kierunku Anina i Wawra, które zachowało nazwę Tramwajowej. Na zakolu konie idące od Wawra skęcały w ul. Niepodległości ku Wiśniowej Górze, a wracając – na odwrót. Tramwajem – jak nazywano Kolej Konną Wawer Wiązowna – przyjeżdżali letnicy na posiłki do Zaczewskiego. Dzieci lubiły altanę na sztucznie usypanym wzgórku w samym narożniku krzyżujących się ulic. Można było w niej lizać lody i zarazem obserwować we wszystkich czterech kierunkach, co działo się na ulicach. W dodatku tuż obok w także drewnianym piętrowym budynku znajdował się sklep Marii Smolińskiej, a w nim oprócz lodów przeróżne wypieki, cukry i owoce, zaś naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, karmelki kilku smaków w aptece Jadwigi Klimontowiczowej.
Apteka mieściła się w willi ,,Podlasie” u zbiegu ulic Niepodległości i Tramwajowej. Był to jeden z większych drewnianych budynków Międzylesia, postawiony zresztą na odpowiednio sporej działce, bo liczącej bez mała 3,5 tys m2. Willę zbudowała w 1913 r. Emilia Wolf z Dobraczyńskich a pierwszą aptekę poprowadził Stefan Dobraczyński. W 1920 r. ,,Podlasie” odkupiła podopieczna Emilii, Jadwiga Klimontowicz, córka Julii z Dobraczyńskich i pułkownika Władysława Juliusza Chyczewskiego, urodzona w 1892 r. i osierocona w wieku lat siedmiu. Ona też przejęła prowadzenie apteki. Budynek był piętrowy i podpiwniczony. Według Eugeniusza Klimontowicza liczył sobie ni mniej ni więcej jak tylko czterdzieści metrów długości. A stał w tym samym miejscu, gdzie niegdyś znajdowała się karczma Kaczy Dół, znana z mapy de Pertheesa’a. Karczmę do niedawna, bo jeszcze w 1830 r. prowadził niejaki Segaszewski.2 ,,Podlasie” podobnie było też ustawione – frontową elewacją skierowane na południwy zachód, ku skrzyżowaniu dwu starodawnych traktów. Dwie wiekowe sosny oskrzydlały alejkę prowadzącą od skrzyżowania do wejścia głównego, pod balkonem na środku elewacji. Drugie, umieszczone w narożniku od strony ul. Niepodległości, naprzeciwko restauracji Zaczewskiego, wiodło do apteki, a trzecie wreszcie, z tyłu budynku, otwierało się – podobnie jak główne – do sieni z klatką schodową. Na parterze mieścił się gabinet Zygmunta Klimontowicza, urzędnika wyższego szczebla w kolejnictwie, jadalnia, kuchnia i oczywiście apteka. Dom Klimontowiczów był domem otwartym, swoistym salonem politycznym. Na proszonych obiadach bywali tam m.in. emerytowani, utytułowani księża zamieszkujący w tzw. księżówce, jasnożółtej willi z facjatą pod blachą, naprzeciwko Ulanówka, bywał zapewne i sędzia Izby Karnej Sądu Najwyższego Jan Duda, zięć zmarłego w 1919 r. Edmunda Chrzanowskiego, a także doktor habilitowany Zygmunt Bugajski, naczelnik Wydziału Penitencjarnego w Ministerstwie Sprawiedliwości, pomieszkujący obok w swojej letniej willi przy ul. Tramwajowej.
Dysputy musiały bywać ożywione, jako, że Zygmunt Klimontowicz był sympatykiem Stefana Dmowskiego, zaś rezydenci z księżówki sprzyjali rządzącym podówczas piłsudczykom, nie mówiąc o naczelniku więziennictwa. Poglądy polityczne Jana Dudy pozostały nieznane, jak przystało na sędziego. Jadwigę wszystko to niezbyt interesowało. Jej życiem była farmacja i pomoc cierpiącym, szczególnie tym najuboższym . Sama sporządzała większość leków według recept, jako że gotowych wówczas nie było zbyt wiele. Częstym gościem w aptece bywał stary felczer Bazyli Tretiak. Przysiadał w pobliżu okna i przeglądał recepty, które udostępniała mu Jadwiga. Szczególnie interesowały go wystawione przez tak cenionych lekarzy jak Jan Sałaciński z Anina i doktor nauk medycznych M. Gelbstein z Kasy Chorych, adiunkt kliniki uniwersyteckiej. Z recept skrzętnie odpisywał przydatne nowości. Od najbiedniejszych Jadwiga nie tylko nie pobierała zapłaty, ale sama potrafiła podsunąć im, albo i sporządzić dla nich skuteczny specyfik bez recepty lekarskiej. Także przygodne psy i koty nie odchodziły głodne, jeśli nawinęły się przed oczy. A i pozostawały – bywało – na dożywociu. Dobroczynność ułatwiało jej to, że była osobą majętną. Po rodzicach odziedziczyła posiadłość w okolicy Płocka, liczącą około tysiąca hektarów razem z folwarkiem i gorzelnią. Stamtąd co roku przed zimą zjeżdżały do Klimontowiczów dwie lub trzy furmanki z ziemiopłodami i przetworami. Samym majątkiem Jadwiga niezbyt się interesowała, pozostawiając gospodarzenie zaufanym zarządcom. Bliscy i dalsi sąsiedzi mieli Klimontowiczom za złe jedno tylko. Młodszy z dwojga rodzeństwa, Genio, lubił o piątej rano wymknąć się ze skrzypcami i smyczkiem z domu, by razem z ptakami ćwiczyć na otwartym powietrzu. Zbiorowe wycie okolicznych psów dawało wówczas efekt zbliżony do strażackiej syreny umieszczonej od niedawna na dachu pobliskiej remizy.
Naprzeciwko apteki, po drugiej stronie ulicy, obok sklepu, nieco odsunięty od drogi (obecnie prawdopodobnie posesja pod adresem ul. Żegańska 22C) stał wreszcie trzeci z sąsiadujących budynków, który co starsi jeszcze kaczodolanie wspominali nie bez dumy – Teatr.
I tylko tak też go nazywali, używając tego słowa jako nazwy własnej, jednostkowej. Jednokondygnacjowy drewniany budynek wyposażony był wewnątrz w scenę z niewielkim zapleczem i widownią powiększoną o galerię3. Budowali go – podobnie jak restaurację Zaczewskiego – miejscowi cieśle, m.in. Feliks Wasilewski. – Artyści warszawscy przyjeżdżali każdego tygodnia latem, a co dwa, trzy tygodnie zimą – pamięta Franciszka Zielińska (1919), mieszkająca w pobliżu przy ul. Jasnej (ob. Świebodzińska). Według niej niektóre widowiska wystawiano w odcinkach, co przyciągało widzów na kolejne spektakle. Wiemy, że ,,Pierwsze przedstawienie odbyło się 6 lipca 1914 roku. Jego dochód została przeznaczony na potrzeby Straży Ogniowej. Zagrano »Trójkę hultajską« w wykonaniu trupy aktorskiej pod kierunkiem S. Rosołowskiego”.4 Repertuaru nie znamy, ale w pamięci mieszkańców przetrwał tytuł jednego ze spektakli – „Żyd w beczce”. Bywały także spektakle zespołów amatorskich. Około 1914 r. aktor Piotr Hryniewicz z grupą młodzieży anińskiej wystawił tu sztukę „Znawca kobiet”.5 Wyobrażenia o repertuarze wszystko to nie daje, ale pewne światło nań rzuca. Wacław Burgraf zapamiętał tragedię, jaka wydarzyła się na widowni, kiedy to od przypadkowego – jak mówi – wystrzału z broni policjanta zginęła młoda kobieta.
Teatr w Kaczym Dole zbudowano w 1911 r. z inicjatywy Edmunda Chrzanowskiego i na terenie jego dóbr. Należały do niego grunty położne po obu stronach drogi wiodącej ku Wiśniowej Górze na długości około 400 m, licząc od skrzyżowania z Traktem Wołowym, późniejszą ulicą 11 Listopada. Obszary te graniczyły z jednej strony z lasem Branickich, później przebiegała tam ulica Jasna, a po stronie przeciwnej sięgały drogi do Podkaczego Dołu, późniejszej ulicy Henryka Dąbrowskiego (ob.Hafciarska), już w pobliżu Anina. Tylko część działek przyulicznych była zasiedlona przez innych, pomniejszych posesjonatów. Sam Chrzanowski wystawił swoją siedzibę w roku 1905, a w następnym budynek fabryczny po przeciwnej stronie drogi, którą biegło torowisko tramwaju konnego.
Do okazałej siedziby Edmunda Chrzanowskiego, której później przypisano numer 21/23 przy ulicy Niepodległości (obecnie budynek ma adres ul. Żegańska 21/23), wiodła dekoracyjna brama. Jej łuk oparto na dwóch głębokich sklepionych kolebkami niszach otwartych do wnętrza bramy. Całość wykonano z drucianej siatki ogrodzeniowej rozpiętej na konstrukcji z prętów żelaznych i obłożonej polnym kamieniem na zaprawie cementowej. Wewnątrz nisz ściany szczytowe zakryte były malowidłami na blasze z wyo brażeniami Chrystusa w Ogrójcu w niszy lewej, i Maryi z Jezusem w niszy prawej. Składano tam kwiaty i zapalano świece. Parę nieco mniejszych, podobnych sztucznych grot rozmieszczono przy alejkach pałacowego parku. Bramę od budynku dzielił kolisty klomb, po którego objechaniu/obejściu trafiało się przed paradne marmurowe schody wielce szerokie u dołu, a zwężające się ku górze. Opatrzone z boków pełnymi balustradami prowadziły na podest przed drzwiami wejściowymi. Najniższe stopnie oskrzydlone były postumentami pod blaszane wazony, w których sadzono rośliny kwiatowe. Sam budynek to istniejąca do dziś piętrowa murowanica na wysokiej suterenie, nakryta czterospadowym spłaszczonym dachem pod blachą opatrzonym małymi lukarnami. W przeszłości budowla uzupełniona była dodatkami mającymi przydać jej charakteru pałacowego. I tak na osi elewacji frontowej, otynkowanej i ozdobionej dekoracyjnymi gzymsami i obramowaniami okien oraz wejścia głównego, wyrastała z dachu ceglana atrapa kwadratowej wieży obronnej zwieńczona blankami. Z jej środka wyłaniała się wyższa ozdobna wieżyczka z wymyślną blaszaną iglicą. Z kolei do wąskich elewacji zachodniej i wschodniej dostawiono na poziomie wysokiego parteru drewniane, długie i zadaszone werandy gęsto zdobione ażurami. Wewnątrz budynku również nie przesadzano ze skromnością. Wejście główne prowadziło na obszerną klatkę schodową z szerokimi jednobiegowymi schodami wykładanymi marmurem. Ubezpieczone były balustradami o ażurowych żeliwnych tralkach nakrytych dębowymi poręczami. Stropy pomieszczeń udekorowano sztukateriami, a łazienki wyposażono w marmurowe wanny. Budynek nazywano też Pałacem, jako że bledły przy nim nawet najbardziej wymyślne wille i pensjonaty w Kaczym Dole i okolicy. Chrzanowem zaś określano całość siedliska. Wokół swojej siedziby Chrzanowski posadził świerki, a w pewnej odległości za nią położył betonowy kort tenisowy . Ten chyba przede wszystkim dla letników. A przyjmował ich sporo, bowiem w lesistej części posiadłości, bliżej Traktu Wołowego, postawił kilka drewnianych domów właśnie dla letników. Według Wacława Burgrafa „letnicy wynajmowali mieszkania na trzy miesiące sezonu. Wpłacali po 150 rubli, kiedy w innych pensjonatach brano po 60-70 rubli. Mieszkali w dużych, drewnianych domach letniskowych w parku pałacowym”. Z dwóch stron – od południa, wzdłuż torowiska tramwaju konnego, i od wschodu, wzdłuż przecznicy, która dziś nie istnieje, i której nazwy już nikt nie pamięta Chrzanowski posadził rzędy topoli czarnych. Osłaniały tę część posiadłości, na której znajdował się Pałac. Po bez mała stu latach osiągnęły imponujące rozmiary. Rosły szybko, jako że woda znajdowała się wówczas na głębokości nie więcej jak paru metrów, a nie jak obecnie metrów parunastu. Mocno przetrzebione ich resztki zostały wycięte pod koniec stulecia.
Piętrowy budynek fabryczny z ciemnej cegły, nakryty stromym, dwuspadowym dachem z dachówką holenderką, Chrzanowski postawił w 1906 r (obecnie posesja pod adresem ul. Żegańska 32). Elewacje otrzymały tylko skromną ceglaną dekorację w postaci dzielących je na przęsła lizen, łączonych gzymsami wieńczącymi kondygnacje. Wejście główne budynku prowadziło do sieni, gdzie naprzeciwko znajdowało się wejście tylne, a drewniane schody wiodły na piętro, i dalej na strych. Dziesięciu do piętnastu pracowników wytwarzało tu „tkaniny metalowe, ogrodzenia druciane, sita druciane, drut kolczasty i liny druciane”. Fabryka Edmund Chrzanowski Kaczy Dół na wystawie w 1909 r. otrzymała medal srebrny wielki6. Po pierwszej wojnie światowej fabryka zwana Drucianką nie wznowiła produkcji.
Przypisy końcowe:
1.Akta personalne funkcjonariusza SB : Stefański Adolf …,IPN BU 0193/6545.
2.Barbara Buczek – Płachtowa. Dzieje dóbr Miłosna. Warszawa 2010 r., str.29.
3.Por.Henryk Wierzchowski, Z dziejów Międzylesia, Warszawa 2005, str.20.
4.Adam Ciećwierz, Edmund Chrzanowski- Drucianka i letnisko Kaczy Dół, wydruk komputerowy niepublikowany, str. 6 , cyt. za zgodą autora.
5.Barbara Wołodźko-Maziarska, O starym Aninie- inaczej. Przewodnik towarzysko historyczny i nie tylko, Wasrszawa-Anin 2009, str.69.
6. Wystawa przemysłu i rolnictwa w Częstochowie w 1909 r. www.wystawa 1909.pl
0 komentarzy