Po co mieć własny las w mieście?

Około połowa lasów w Wawrze, jak i zresztą w skali całej Warszawy, to lasy w posiadaniu prywatnych właścicieli. I tu od razu nasuwa się pytanie: Po co komu mieć swój własny las w mieście?

To że parki i lasy pośród intensywnej zabudowy miejskiej są potrzebne nam wszystkim nie ulega wątpliwości i długo możnaby wymieniać zalety bliskości takiej skondensowanej przyrody. Zastanawiam się natomiast jaki jest cel inwestowania prywatnych środków w obszary leśne w granicach miasta? Nikt nie kupuje przecież lasu tylko po to, aby mieć miejsce do rodzinnych spacerów na wyłączność albo po to, by mieć zawsze udane grzybobranie.

Pomijając przypadki dziedziczenia obszarów leśnych i cwaniackiego zasiadywania lasów (których zresztą celem też jest spekulacja i łatwy zarobek), są tacy, którzy te lasy po prostu kupują. Po co? Głównie pewnie po to, aby na tym zarobić.

Specjaliści od lasów mówią jednak, że opłacalność gospodarki leśnej rozpoczyna się w okolicach kilkuset hektarów, a posiadanie takich połaci lasu przez jednego właściciela jest przecież abstrakcyjne nawet w skali całego kraju. Zresztą w warunkach miejskich grunty leśne są dużo droższe niż poza miastem, a mają też funkcję ochronną, co dodatkowo ogranicza możliwości prowadzenia leśnego gospodarowania – samo rozważanie kwestii zarabiania na wyrębie i odnawianiu lasu w Warszawie jest w związku z tym fantasmagorią.

Fot. Michał Mroziński

Jak zatem można zarobić na lesie w mieście? Żadne to odkrycie, ale metoda jest tylko jedna. Trzeba doprowadzić do zlikwidowania lasu, a w jego miejsce dopuścić możliwość realizacji zabudowy mieszkaniowej lub usługowej. Grunty takie rosną wtedy znacząco na wartości, a co za tym idzie zyski z zainwestowania w las mogą być nadzwyczajne.
Prywatni właściciele lasów w Warszawie próbują tego dokonać na różne sposoby. Najbardziej brutalne metody związane są z nielegalną wycinką, czy też magicznym usychaniem drzew. Inne prowadzą przez próby formalnego zniesienia charakteru ochronnego lasu i dokonania odlesienia w ramach uchwalania planu zagospodarowania przestrzennego. Jeśli takie odlesienie się nie udaje często wtedy procedowane są wyłączenia obszarów leśnych z opracowywanych planów zagospodarowania przestrzennego – w tym przypadku tylko po to, aby możliwość zabudowy lasu odłożyć na lepsze dla ich właścicieli czasy.

Tylko czy jest to w interesie nas wszystkich – mieszkańców miasta? To oczywiście pytanie retoryczne, ale zadaję je po to, abyśmy mogli się zastanowić od razu nad tym, jak chronić nasze miasto i naszą dzielnicę przed znikaniem kolejnych obszarów leśnych.

Nie chcąc w tym tekście stawiać większej liczby pytań niż odpowiedzi, stwierdzam od razu, że jedną z najbardziej oczywistych konkluzji w tej sprawie jest to, że lasów w mieście nie powinni jednak posiadać prywatni właściciele. Tak naprawdę tylko własność miejska lub państwowa lasów zmniejsza presję na ich likwidację i zabudowę (chociaż i tu społeczna kontrola jest niezbędna). Nie byłaby też wtedy potrzebna cała urzędnicza machina pracująca nad opasłymi wnioskami o odlesienia, przygotowująca podziały planów zagospodarowania i korespondująca z właścicielami w sprawie utrzymania lasów. Kosztuje to wszystko z pewnością dużo i może warto byłoby w związku z tym policzyć, czy nie byłoby w pewnej perspektywie rozsądniej, aby lasy te wykupować od prywatnych właścicieli. Jest to zresztą nieuniknione, jeśli nie chcemy, aby lasy w stolicy znikały.