Kaczy Dół – Międzylesie. Archeologia pamięci. Część 9.
Naprzeciwko wylotu Kościelnej (obecnie ul. Paprociowa) na ulicę Niepodległości (obecnie ul. Żegańska) po Hucie Szkła „Wawer” M. Szpitbaum i Bracia, działającej od 1909 roku pod adresem Kaczy Dół Poczta Praga, i zatrudniającej ok. 50 robotników, pozostały już tylko osmalone ceglane ściany jakiegoś małego, parterowego budynku oraz pokłady szklanych odpadów. Były one terenem ustawicznych dziecięcych poszukiwań barwnych ułamków szkła różnych kolorów w rozmaitych odcieniach. Kwitł handel wymienny nimi i kolekcjonerstwo. Najbardziej cenione były czerwone, jako że było ich najmniej i znajdowano je rzadko. Dodatkową atrakcją było odnajdywanie różnokształtnych sopli i buł szklanych różnej wielkości. Ułamki szkła barwnego pochodziły prawdopodobnie z pierwszego okresu działalności Huty w latach 1909–1914. Wówczas bowiem produkowano „słoje, szkła do lamp itp.”. Właśnie klosze i to, co Berger określa skrótem „itp.” mogły być intensywnie różnokolorowe. Józef Kociszewski (1907) był w Hucie dozorcą od 1932 do 1938 roku, i twierdzi że produkowano tam butelki apteczne i monopolowe. Wskazują na to również znajdowane w całości jak i we fragmentach różnokształtne i rozmaitej pojemności butelki. Według Kociszewskiego produkcja została zakończona w 1930 r., a rozbiórka nastąpiła dopiero w 1938 r., przy czym Berger podaje tu rok 1937. Wersję Bergera potwierdza Wiesław Gwadera (1931). Jako dziecko nosił posiłki ojcu pracującemu przy rozbijaniu pieców, tygli do topienia szkła i wanien szklarskich. Pamięta też szczególnie go interesujące piszczele do wydmuchiwania szkła. Nie mógł to być rok 1938, ponieważ wówczas chodził już do szkoły w Druciance. Józef Kociszewski mówiąc o Hucie używa nazwy „Huta Goldmana”. W rzeczywistości od 1925 r. Huta Szklana „Wawer” produkująca „szkło butelkowe” należała do Marii Heleny Goldmanowej, adres Warszawa, ul. Orla 4. Henryk Wierzchowski pisze o kilkakrotnych zmianach właścicieli. Jeśli tak, to Maria Helena Goldmanowa byłaby ostatnią właścicielką huty.


Niedogodne położenie miała trzecia z hut i też wiemy o niej najmniej. Dzieliło ją kilkaset metrów na północ od linii tramwaju konnego. Znajdowała się na pograniczu Wiśniowej Góry i Podkaczego Dołu. Dziś nikt już nie jest w stanie określić, do którego z sołectw miejsce to było przypisane. Materialnym śladem, jaki pozostał, jest urwisko w zboczu niegdysiejszej wydmy, dawne wyrobisko po wydobywaniu piasku. A był tam piasek jeszcze wydmowy, nie żółty, zrudziały od wrzosowiskowego żelaza, jeno biały, dobrze wypłukany przez deszcze i przewiany przez wiatry, czysty. Właśnie w tej okolicy Zygmunt Wasilewski (1911) umiejscawia hutę szkła Dworzyńskiego, po której upadku parcelę przejął niejaki Bukowski. Według Karola Mrozińskiego (1905), huta Dworzyńskiego istniała do około 1925 roku. Jan Berger pisze o znajdującej się w Kaczym Dole hucie szkła „Rokitno”, należącej do E. Dworzyńskiego, siedzibę przedsiębiorstwa przypisuje do Gocławka. Henryk Wierzchowski pisząc o Kaczym Dole wymienia hutę szkła „Rokitno” Dworzyńskiego, obok huty szkła M. Szpitbauma. Jeśli pominąć późniejsze powtórzenia niektórych z powyższych informacji, byłoby to wszystko co wiemy o trzeciej z miejscowych hut szkła.
Linia Kolei Konnej Wawer–Wiązowna, nigdy zresztą niedokończonej, zwanej potocznie tramwajem konnym, nieco na wschód od przystanku Huta, odchylała się ku północy i biegnąc między podmokłym, okresowo podtapianym lasem a wysoką wydmą przy Trakcie Brzeskim, z której startowały szybowce, i kierowała się ku Starej Miłosnej. Tam przy cegielni Nawrockiego znajdował się ostatni przystanek. Budowa trwała od 1906 do 1908 roku, a jednym z inicjatorów oraz udziałowcem nowo powstałej spółki był Edmund Chrzanowski. Bocznice towarowe prowadziły do Fabryki Wyrobów Żelaznych „Wawer”, Drucianki Chrzanowskiego oraz huty Szpitbauma. Ze Starej Miłosnej wożono cegły, dachówki i kafle. Do przewozów towarowych służyły cztery wagony, a trzy do osobowych. Siłę pociągową stanowiło dziesięć koni zaprzęganych parami albo w pojedynkę. Marianna Kuciara (1903) mówiąc o latach dwudziestych, wspomina wielki natłok letników i tramwaj oblepiony pasażerami. Władysława Sadowska (1902) korzystała z tramwaju codziennie w dni powszednie. Nie może zapomnieć wypadku, kiedy przejechane zostało dziecko. Niespodziewanie wybiegło z jakiejś furtki na tor pod końskie kopyta. Listonosz Paweł Jarzyło (1917) wożąc przesyłki na Wiśniową Górę w latach trzydziestych, także korzystał z tramwaju konnego. Zygmunt Wasilewski (1911), pracownik FAE Kazimierza Szpotańskiego, z końca lat trzydziestych, zapamiętał tylko przewozy towarowe. Żywot Kolei Konnej Wawer-Wiązowna dobiegł końca w 1939 r.

Do Helenowa (obecny adres tej posesji to ul. Hafciarska 80/86) , który z żalem wspomina Zygmunt Wasilewski, od przystanków Huta albo Wiślica – ten nazwę przejął od pobliskiego folwarku – trzeba było spory kawałek przejść pieszo i przeprawić się jedną z chwiejnych kładek z poręczami albo bez, na drugi brzeg Kanału Wawerskiego. Dalej prowadziły ścieżki przez wrzosowiska. Jadwiga Teresa Szymczak pisze, że „adres Helenowa był zawsze aniński”. Z kolei listonosz Paweł Jarzyło zapamiętał nazwę Dom Wychowawczy dla sierot im. Heleny Dłuskiej, jako że poczta do tegoż Domu „przychodziła adresowana na Międzylesie”. Co prawda J. Teresa Szymczak pisze o czasach powojennych, zaś Paweł Jarzyło mówi o latach przedwojennych, ale dwugłos ten dobrze pokazuje położenie Helenowa, a nadto i jego znaczenie. W rzeczywistości i nazwę i umiejscowienie pierwotne określano inaczej : ,, Dom Dziecka im. Heleny Dłuskiej, w którym wychowują się dzieci w wieku od 3 do 14 lat, znajduje się w Helenowie pod Warszawą, w bardzo ładnej okolicy przy kolejce Wawerskiej, w odległości dwóch kilometrów drogi od stacji Anin”9. W istocie rzeczy Helenów położony był między Aninem, Międzylesiem a Wiśniową Górą. Licząca 16 hektarów gruntów i dwa budynki majętność w Podkaczym Dole należała do Kazimierza Dłuskiego, lekarza, społecznika, współinicjatora ruchu socjalistycznego w Królestwie Polskim. W 1922 roku Kazimierz Dłuski przekazał tę posiadłość utworzonemu niewiele wcześniej, bo w 1919 r., Robotniczemu Wydziałowi Wychowania Dziecka i Opieki nad Niem przy Centralnym Komitecie Wykonawczym Polskiej Partii Socjalistycznej. Przeznaczył ją na dom opiekuńczy dla powojennych sierot i dzieci z najbiedniejszych rodzin robotniczych. Uczynił przy tym parę zastrzeżeń: nowo założonej placówce miało być przypisane imię Heleny Dłuskiej, dla upamiętnienia tragicznie zmarłej córki; posiadłość nie mogła być przekazana zakonowi; jeden z dwu budynków początkowo pozostawał nadal we władaniu Dłuskich. Kiedy w 1926 r. Robotniczy Wydział Wychowania przy CKW PPS uległ przekształceniu w Robotnicze Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, przejęło ono nowy obiekt w Podkaczym Dole. Anonimowi autorzy wyż. wym. opracowania opisują Helenów następująco: ,,Zabudowania zakładu stanowią 2 domy : jeden murowany, piętrowy z gankiem i balkonem oraz drugi, drewniany, dwupiętrowy z czterema werandami. W domu drewnianym, który jest obszerniejszy i liczy więcej pokojów, niż murowany, koncentruje się całe życie zakładu. Znajdują się w nim sala jadalna, rekreacyjna, uczelnie, przedszkole, sypialnie dla dziewcząt i dzieci z przedszkola, zaś kuchnie, piekarnia, łazienki i pralnia w suterenach murowanych. W murowanym domu znajdują się sypialnie chłopców oraz izolatki. Cały zakład ma elektryczne oświetlenie, wodociągi i kanalizację. Przy zakładzie istnieje niewielki folwark, w którym utrzymuje się 6 krów, 3 konie i chlewnia”10. W latach 1926, 27 i 28 w Helenowie przebywało odpowiednio 78, 82 i 81 dzieci, przy czym personel wychowawczy liczył zaledwie 6 osób : kierowniczkę, jednego wychowawcę i dwie wychowawczynie, jedną ,,ochroniarkę” ( przedszkolankę) oraz jedną ,,higjenistkę”. Dzieci od drugiego oddziału wzwyż uczęszczały do szkoły powszechnej w Aninie. ,,Czuwanie nad porządkiem w zakładzie (zamiatanie, skurzanie, słanie łóżek) należy do obowiązku zarówno dziewczynek jak i chłopców. Dyżury w kuchni natomiast, przy szykowaniu śniadań, obiadów załatwiają dziewczynki. Do pracy przy obieraniu kartofli obok dziewcząt stają również i chłopcy. Pielenie i sadzenie kartofli wykonują wszystkie dzieci z wyjątkiem najmłodszych”11. W dodatku ,, jako metodę wychowawczą stosuje się w zakładzie system opieki starszych nad młodszymi, a więc np. sześcioletnie dziecko ma w opiece dziecko trzyletnie” 12. Tyle mówią autorzy opracowania z 1929. Helenów był ośrodkiem otwartym, do którego chętnie zaglądali mieszkańcy okolicy. Według Jana Czerniawskiego „Od początku promowano w nim nowatorskie podejście do pracy z podopiecznymi. W okresie, gdy w innych placówkach wychowawczych dominował koszarowy dryl i tresura, w Helenowie postawiono na tolerancję, współpracę i dziecięcą samorządność”13. Jak widać pod tym względem Helenów można było porównywać z falenickim Sanatorium im. Włodzimierza Medema i Korczakowską Różyczką w Marysinie Wawerskim. Było, ponieważ po Sanatorium im. Medema i Różyczce pozostało już tylko wspomnienie. Dla miejscowych jednak największą atrakcją Helenowa był staw z wyspą, altaną i mostkiem. Okrągły staw miał raptem parędziesiąt metrów średnicy, wyspa na środku zaledwie kilkanaście. Całość jej powierzchni zajmowała drewniana altana, w której latem jadano posiłki. Prowadził wprost do niej łukowy, również drewniany mostek. Z płytkiego stawu chętnie korzystały nie tylko dzieci, ale i domowe ptactwo hodowane w Helenowie, a często i przylotne. W dodatku były w nim ryby, karasie, a wpuszczano tam i karpie. Zawszeć coś większego niż cierniki i piskorze w Kanale Wawerskim. Wszystko to razem sprawiało, że do niedzielnego repertuaru atrakcji, po kupieniu karmelków w aptece Jadwigi Klimontowiczowej, obejrzeniu strażackich ćwiczeń na wspinalni i obiedzie u Zaczewskiego, należała jeszcze „przejażdżka odkrytym konnym tramwajem do parku w Helenowie, gdzie był staw ze sztuczną wyspą i mostkiem” – by wrócić do wspomnienia Zygmunta Wasilewskiego. I w tym miejscu trudno nie przywołać innego wspomnienia. Nie niedzielnego, odświętnego, ale o dniu powszednim, roboczym dniu fabrycznym: „Zawsze z przyjemnością jadę do Międzylesia, lubię tę czystość, która tam panuje wszędzie: w warsztatach, w stołówce, w umywalniach i w ubikacjach, lubię ten porządek, który tam jest wszędzie. Czystość jest uśmiechem Międzylesia, a porządek budzi poczucie spokoju, pewności, zaciszności, a nawet pewnego dobrobytu wewnętrznego” – piał Kazimierz Szpotański w Oddziale Międzylesie swojej FAE14.
Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski


Przypisy końcowe:
- w: Przemysł fabryczny
w Królestwie Polskim 1911,
Opracował i wydał inż. Antoni
Rościsław Sroka, Wydawnictwa
rok siódmy, Warszawa, nr 3185,
zob. także: Adam Dylewski, Ruda, córka Cwiego…,dz. cyt., str. 194. - Jan Berger, Dawny Wawer…dz. cyt., str. 52.
- w: Rocznik Polskiego Przemysłu
i Handlu 1932. Wydawnictwa
rok trzeci, Warszawa, nr 1459. - Henryk Wierzchowski. Z dziejów Międzylesia…, dz. cyt., str. 21.
- Jan Berger, Dawny Wawer…dz. cyt., str. 52.
- Henryk Wierzchowski. Z dziejów Międzylesia…, dz. cyt., str. 20.
- Adam Ciećwierz, Iwona
Derlatka, Dorota M. Kozielska, Krzysztof Oktabiński, 150 lat Gminy Wawer, Warszawa 2015, str. 191-193. - J. Teresa Szymczak, W 80–lecie Helenowa, [w]: Między Nami Aninianami, maj 2002, nr 5, str. 5.
- Społeczne wychowanie dziecka robotniczego w Polsce 1919-1928. Warszawa 1929, str 23. Bez autora)
- tamże, str.24
11.tamże, str.31
12.tamże, str.28 - Jan Czerniewski, Wawer…,dz.cyt. str. 92
- Kazimierz Szpotański, Oddział FAE w Międzylesiu 20.4.1939-20.4.1944, [w}; Informacja dla współpracowników OM 1939-1944, nr 2, str.43
0 komentarzy