Kameralna szkoła czy fabryka edukacyjna?
W związku z planami budowy przez firmę Dom Development osiedla mieszkaniowego w centrum Międzylesia (docelowo około 2000 mieszkań) potrzebna będzie duża liczba miejsc dla nowych uczniów. Nasuwa się logiczne rozwiązanie – budowa szkoły na terenie osiedla, tym bardziej że w okolicy, niezależnie od wspomnianej inwestycji, przybywa mieszkańców – zazwyczaj młodych ludzi, rodzin z dziećmi. Tymczasem proponowane jest inne rozwiązanie – rozbudowa Szkoły Podstawowej nr 138 im. Józefa Horsta. Ma przy niej powstać dodatkowa sala gimnastyczna, szatnia, stołówka, sale lekcyjne dla około 300 dzieci. Pomieszczeń zatem nie zabraknie, ale o jakości i charakterze szkoły nie decyduje to, ilu uczniów da się w niej „upchnąć”.
Obecnie SP 138 jest to placówka, nawet nie mała, ale optymalnej, średniej wielkości – liczy ok 400 uczniów (397 w 22 oddziałach szkolnych i 22 w przedszkolnych według zestawienia Biura Edukacji), tak więc po rozbudowie powiększy się niemal dwukrotnie. Może nie byłaby to jeszcze szkoła-moloch, ale jej kameralny charakter zostałby zniszczony bezpowrotnie.
Na internetowej stronie SP 138 wymienione są m.in. takie jej atuty jak indywidualizacja pracy dydaktycznej i wychowawczej oraz bezpieczeństwo, spokój, przyjazna atmosfera. Znajduje się tu oddział przedszkolny oraz oddziały integracyjne, do których uczęszczają dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Dla nich szczególnie ważne jest indywidualne traktowanie i poczucie bezpieczeństwa – nie tylko ma lekcjach, ale również w bibliotece, w stołówce, w świetlicy, na korytarzu.
Ja sama jestem nauczycielką podobnej szkoły – niewielkiego anińskiego liceum, również z oddziałami integracyjnymi i znam doskonale plusy takiego rozwiązania. Tworzymy społeczność, w której wszyscy mamy ze sobą codzienny kontakt – młodzież, nauczyciele, pracownicy administracji i obsługi. Uczniowie nie są anonimowi, znamy każdego z imienia i nazwiska, jego możliwości, osiągnięcia, problemy, sytuację rodzinną. Jak to wygląda w praktyce? Podam garść przykładów. Kiedy nauczyciel organizuje konkurs, akcję społeczną, przygotowuje przedstawienie – pamięta o uczniach, którzy chętnie wzięliby w nich udział – nie tylko z klas, w których uczy. Bibliotekarka wie, komu polecić jaką książkę, często kupuje nowości pod kątem upodobań konkretnych młodych czytelników. Woźna zwróci uwagę wychowawcy, że jego uczeń dziwnie zachowywał się na przerwie, a pielęgniarka na to, że uczennica jest chyba zbyt szczupła. Kiedy idę na zastępstwo do oddziału, w którym na co dzień nie uczę, pamiętam np. kogo nie powinnam prosić o wypowiedź na forum całej klasy, bo takie ma zalecenia od psychologa. Kameralność szkoły ma wpływ również na jakość uczniowskiej demokracji – licealiści, głosując np. na przedstawicieli do Młodzieżowej Rady Dzielnicy czy do samorządu uczniowskiego, dobrze znają swoich kandydatów z ich codziennej działalności, a nie tylko z plakatów czy przemówień w czasie kampanii. Można by powiedzieć, że tak powinno być również w dużej szkole, ale w praktyce jest to niemal niewykonalne.
Trzeba też pamiętać o wyzwaniach, jakie stoją przed polską oświatą w perspektywie najbliższych kilku lat. Potrzebuje ona odbudowy po ostatnich reformach systemu edukacji. Zdalna nauka w czasie pandemii (stracony rok dla wielu uczniów) obnażyła niedostatki, anachroniczność obecnych programów i metod nauczania. Warto zauważyć, że tak często przywoływany, chyba najlepszy w Europie, fiński system oświaty opiera się na dużej niezależności nauczycieli i szkół, w większości mało liczebnych (np. do ok 50% podstawówek uczęszcza mniej niż 40 uczniów). Kierunki i słowa-klucze nieuchronnej zmiany to: samodzielność, indywidualizacja, współpraca, demokratyzacja, zaangażowanie społeczne, rola rodziców. Tę konieczność widzą niemal wszyscy nauczyciele, z którymi rozmawiam – czy to z podstawówek, czy z liceów. Każda rada pedagogiczna będzie musiała sama te zmiany wypracować i wprowadzać w życie, zgodnie z charakterem swojej szkoły, drogą organicznej ewolucji, nie rewolucji, oczywiście przy wsparciu instytucji oświatowych.
Nietrudno zauważyć, że zmiany łatwiej będzie wprowadzać zgranemu gronu nauczycieli w niewielkiej placówce niż w dużej grupie osób, które ledwo się znają z widzenia w pokoju nauczycielskim.
Oczywiście proponowane przez inwestora rozwiązanie z punktu widzenia jego finansowych interesów jest lepsze, ale z pewnością gorsze dla przyszłych mieszkańców planowanego osiedla oraz dla uczniów i rodziców Szkoły Podstawowej nr 138. Dzieci nie powinny być traktowane jak kukułcze jajo, które można komuś podrzucić.
Agata Gładykowska
nauczycielka XXVI LO
im. Juliana Tuwima w Aninie, mieszkanka Międzylesia
0 komentarzy