Dawne i dzisiejsze uroki Falenicy

Autor: , Osiedle: Falenica Data: .

Lokalni patrioci, do których się zaliczam, wyróżniają Falenicę spośród innych wawerskich osiedli z wielu powodów. Do ważnych należą stosunkowo długie i zmienne dzieje. Były w nich zdarzenia tak dramatyczne, jak przejście frontu w 1915 r., Bitwa Falenicka we wrześniu 1939 r., dotkliwa okupacja niemiecka, eksterminacja ludności żydowskiej. W latach 1940–1942 w tutejszym getcie stłoczono około siedmiu i pół tysiąca Żydów z całej gminy, a następnie wywieziono do obozu śmierci w Treblince. Ocalało tylko około 100 osób. Tragedię ludności żydowskiej upamiętnia pomnik postawiony w 1992 r. i coroczne uroczystości 20 sierpnia. Dobrze wiedzieć, że w latach swego istnienia (1925–1951) gmina Letnisko-Falenica sięgała od Anina do Świdra, a jej centralne osiedle – Falenica – jako pierwsze posiadało murowaną szkołę, straż pożarną, kino i elektrownię. Po wojnie przedwojenne letnisko częściowo wypalone zmieniło się w „sypialnię” Warszawy i stało się terenem zabudowy spółdzielczej. Gdy się tu sprowadzaliśmy w końcu lat 60. XX w. polubienie Falenicy, jako nowej „małej ojczyzny” nie było łatwe. Własne miejsce do życia to był spółdzielczy segment i ogródek, a reszta była obca, zapyziała i nietrakcyjna. Cywilizacyjne zapóźnienia osiedla – brak gazu, telefonu, dobrej komunikacji, sklepów i utwardzonych ulic wynagradzała nieco bliskość Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, jego malownicze wydmy. W lasach można było zbierać grzyby, jagody i borówki, czasem zobaczyć sarnę, zająca, a nawet łosia. Obszary leśne (po obu stronach torów) są nadal atutem Falenicy, jeżeli pominąć bolesny problem zaśmiecania, zadeptywania (setki nowych ścieżek) i przecinki.

W latach 60. połączenie Falenicy z centrum stolicy zapewniała kolej i jeden autobus; ciuchcia Jabłonna-Karczew przestała jeździć w 1952 roku. Okazały dworzec Kolei Nadwiślańskiej z lat 20. XX w. (w stylu bauhaus) z restauracją, przechowalnią bagażu, żyrandolem zwisającym z pięknego drewnianego sufitu i hotelikiem na piętrze stracił już wtedy przedwojenną elegancję. Restauracja przekształciła się w niechlujny bar okupowany przez pijaków, ściany poczekalni pokrywały bazgroły i brud. Rano napełniał ją półśpiący jeszcze tłum ludzi udających się do pracy w mieście. Jeżeli pociąg się spóźniał, a zdarzało się to często, tylko nieliczni mieli gdzie usiąść. Wszędzie snuł się siwy dym papierosów, śmierdziało w zimie, a jeszcze bardziej w lecie. Zatłoczone pociągi wymagały od pasażerów dużej odporności na zaduch i niepożądaną bliskość współpasażerów.
Mając to wszystko w pamięci, warto dziś docenić czystość, częstotliwość i punktualność obecnych pociągów. Rzadko są zatłoczone – to rezultat powszechności komunikacji samochodowej. Niestety, ranne korki na trasach dojazdowych do centrum, pogorszenie jakości powietrza to skutki uboczne tego luzu w pociągach.

Dworzec – Kinokawiarnia. Fot. Z. Wizimirski

Kiedy uparta pamięć podsuwa brzydkie widoki sprzed 50. lat, tym bardziej cieszy przemiana dworca kolejowego w kinokawiarnię Stacja Falenica (2010), a dawnego szaletu/łaźni – w odnowiony bar Pendolino (2014). Cieszą też liczne i gładkie chodniki, utwardzone ulice, różnorodne sklepy, restauracje i bary (w sumie 12!), place zabaw, a zwłaszcza Kulturoteka (oddana do użytku w 2020 r.) z elewacją przypominającą styl świdermajerów. Warto dodać, że nowe miejsce znalazła tu wypożyczalnia książek, najstarsza w Wawrze, która od 1945 r. mieściła się w skandalicznie ciasnych i nieodpowiednich pomieszczeniach. W latach 2003–2019 w urokliwym ogrodzie neoromańskiego kościoła NSPJ można było w lecie posłuchać muzyki i obejrzeć wystawy artystów-plastyków organizowane przez Falenickie Towarzystwo Kulturalne. W razie niepogody koncerty przenosiły się do wnętrza kościoła, gdzie słuchacze mogli podziwiać polichromię, mozaiki i inne elementy wystroju wykonane przez artystę Zbigniewa Łoskota na początku lat 70. XX wieku.

Gdyby w latach 50. i 60. XX wieku ktoś miał czas i chęć oderwać się od codziennego kołowrotu praca-dom-dzieci i rozejrzeć się po osiedlu, mógł wtedy docenić Falenicę za te kilka pięknych drewnianych willi, dawnych pensjonatów, które przetrwały wojnę. Cóż, w latach 70. padły one ofiarą pożarów, lub marniały bez koniecznych napraw. Łatano je czym się dało, mnożyły się dobudówki, kryjące kurniki, zbędne sprzęty. Wille traciły urodę. Drugą szansę dostały nieliczne, np. „Złota Marysieńka” – dzisiejszy dom zakonny oo. jezuitów na ulicy Początkowej. Piaszczysty falenicki grunt, tak korzystny dla sosen i mikroklimatu, nie był w lecie przyjazny dla eleganckich pantofli. Od późnej jesieni do wiosny brnęliśmy przez błoto i śniegowe roztopy. W latach 60. było tu tylko kilka asfaltowanych ulic, równie mało chodników. W złą pogodę spacery oznaczały slalom między kałużami czy między mikro-lodowiskami. Poleganie na lokalnym autobusie kończyło się spóźnieniami, bo zdarzało się, że po prostu nie przyjeżdżał na przystanek. Może się psuł, ale podejrzewaliśmy też kierowców, że samowolnie pozwalali sobie na przerwy.

Kiepskie zaopatrzenie w niezbędne do życia artykuły też nie sprzyjało dobrostanowi, ale to dzieliliśmy z całym krajem pod rządami PZPR. Może więcej było tu warzyw i owoców, bo tradycyjnie dostarczali je konnymi wozami okoliczni i dalsi gospodarze. Natomiast osiedlowe sklepy „Społem” były miejscem, gdzie w kolejkach traciło się nerwy w starciach z nieuprzejmym personelem, który odkładał mięso i wędliny dla „swoich”, czyli za dodatkową opłatą. Gdy przyszedł kryzys w drugiej połowie lat 70., kupowanie w tych sklepach stało się udręką z racji kartek. Wtedy życie było już głównie zorientowane na zdobywanie koniecznych do życia towarów, gdzież czas i siły na kochanie osiedla, w którym nie można było kupić ubrań i butów dla dzieci, pieluszek, a pasta do zębów pojawiała się sporadycznie w kiosku „Ruchu” na stacji? Na potrzebne artykuły przemysłowe polowaliśmy w centrum Warszawy. Dobrze się to wspomina przy obecnej obfitości dóbr.

Straż Pożarna. Fot. z archiwum J.Rudnika.

Z kulturą też wtedy nie było lepiej. Tak dziś nostalgicznie wspominane kino „Szpak”, znajdujące się w dobudówce do remizy strażackiej, pozwalało w latach 60. i 70. obejrzeć na miejscu piękne filmy, ale nie miało porządnego ogrzewania, krzesła były niewygodne i na dodatek miejscowa łobuzeria pozwalała tu sobie na różne ekscesy. Podupadło całkiem w latach 90. Legendę „Szpaka” pielęgnuje teraz wspomniana Kinokawiarnia Stacja Falenica. Oferuje wygodne fotele do oglądania najnowszych i najlepszych światowych filmów, napoje i przekąski podczas projekcji. Europa!
Za czasów PRL codzienna walka o byt nie zostawiała nam zbyt wiele czasu na przyjemności. Zanim doprowadzono do Falenicy gaz ziemny, paliło się w piecach węglem kupowanym na rampie kolejowej. Wozacy zwalali go za furtką lub wnosili do piwnicy po schodkach, co odpowiednio kosztowało. Nikt z projektantów domów nie pomyślał, jak urządzić wygodny zsyp do piwnicy. Dosypywanie węgla do pieca może i było romantyczne, ale założenie gazu przyjęliśmy z ulgą.

Koncert FTK w kościele NSPJ. Fot. Z. Wizimirski

Niemożność założenia telefonu skazywała nas na korzystanie z publicznego aparatu, zawieszonego na ścianie pobliskiego sklepu. Najczęściej nie działał, bo ktoś urywał słuchawkę. Telefony mniej pilne załatwiało się więc z pracy, bardzo pilne od sąsiadów-szczęściarzy. Dla przyjemności takich jak kino, teatr, czy kabaret okazjonalnie jeździło się do Warszawy. Jeżeli już udało się znaleźć miejsce w restauracji, kelnerzy z reguły robili łaskę, obsługując „zwykłych obywateli”. Odwiedzając (przed pandemią) miejscowe różnorodne i egzotyczne lokale gastronomiczne, mogliśmy z łezką wspominać te czasy słusznie minione. Cdn.