Władza nad miastem
W myśl Art. 14 Ustawy1, każdej gminie przysługuje prawo władczego rozstrzygania o przeznaczeniu terenów oraz określeniu sposobu ich zagospodarowania i zabudowy. Narzędziem do tego są plany miejscowe. To gmina (w przypadku Warszawy Rada Miasta) uchwala przystąpienie do sporządzenia m.p.z.p.2. Prezydent Warszawy sporządza i wykłada do publicznego wglądu projekt planu, ogłaszając jednocześnie termin zgłaszania uwag. Następnie wprowadza uwzględnione w całości lub częściowo uwagi i przedstawia ostateczną wersję projektu Radzie Miasta.
Rady Dzielnic, jako jednostki pomocnicze Rady Warszawy, opiniują projekty planów. Rada Warszawy uwzględnia te opinie (lub nie), a następnie uchwala m.p.z.p. po wcześniejszym stwierdzeniu jego zgodności ze Studium3.
Konsultacje
Wyłożenie projektu m.p.z.p. to wymóg Ustawy, jednak mit o pro-obywatelskiej procedurze i szerokich konsultacjach społecznych nie przystaje do rzeczywistości. Nie ma publicznej debaty, bo trudno za taką uznać 2-3 godzinne spotkanie projektantów z mieszkańcami. Np. publiczne spotkanie z projektantem wyłożonego m.p.z.p. dla 206-hektarowego obszaru Marysina Wawerskiego trwało niespełna 3 godziny, a i tak byłem ponaglany przez prowadzącą. Co z tego, że ustawowo zagwarantowano dostęp do informacji, skoro niewielu po nią sięga. Słaba aktywność potencjalnie zainteresowanych rozstrzygnięciami planu miejscowego wynika m.in. ze słabej informacji o wyłożeniu oraz z niskiego poziomu wiedzy o planowaniu i urbanistyce w ogóle. Mieszkańcy koncentrują się najczęściej na swoich własnościach, ew. na obszarach, które znają i których przekształcenie nie jest im obojętne.
Jestę politykiem i was urządzę
Co z tego wynika? Że uchwalanie miejscowych planów to domena polityków. Grupy interesów: partyjnych, gabinetowych, miejskich, dzielnicowych, deweloperskich i innych – sępią nad planem jak alegoryczne postaci zaborców nad mapą I Rzeczpospolitej. Jeśli napiszę, że fragmenty planów tworzone są pod polityczne zamówienia to się pomylę? Chciałbym, bardzo.
Aby wzruszyć zapisy m.p.z.p. trzeba naprawdę silnych argumentów, dużo zdrowia i wiele samozaparcia. Ścieżka odwoławcza od faktu nieuwzględnienia uwag do planu jest jednocześnie mozolna, absorbująca i kosztowna, wyłącznie dla wybranych. (Nie mam pańskiego płaszcza…) Z moich obserwacji wynika, że koalicje rządzące samorządami przegłosują wszystko co chcą, nawet najbardziej bzdurny postulat do planu, ale rzadko pomogą jednostce walczącej o kawałek własnej miedzy. Politycy jeńców nie biorą – najczęściej rozkładają ręce obarczając jednocześnie winą system, złe prawo, przewlekłe procedury. To kolejny argument za tym, aby w wyborach samorządowych głosować lokalnie, nie oglądając się na polityczne podziały kreowane w mass mediach.
Prace nad warszawskimi planami nadzoruje BAiPP4 – jednostka pracująca pod dyktando stołecznego Ratusza. Jeśli więc w projektach wykładanych planów zdarzają się zapisy niezrozumiałe, np. nieadekwatne współczynniki zabudowy, nadmierne wysokości, nieoczywiste funkcje terenów czy zbyt niska dopuszczalna PBC5 – za to wszystko odpowiada BAiPP.
„Lub czasopisma”
Niedocenianą powszechnie, złą cechą planów miejscowych jest ich niejednoznaczność. Zbyt miękko formułowane zapisy (tłumaczone troską o swobodę dysponowania własnością) są powszechnie nadinterpretowane na korzyść podmiotów inwestorskich. Nierzadko brak myślnika lub przecinka w tekstach szczegółowych wywraca intencje urbanistów do góry nogami (casus „lub czasopisma”). Instancje odwoławcze są bezradne, ponieważ subtelności bywają nieoczywiste także dla specjalistów, a większość odwołań jest zazwyczaj spóźniona i przypomina płacz nad zlewem pełnym brudnych naczyń. Plany potrafią być wewnętrznie niespójne, nader często brakuje im solidnej weryfikacji przed wprowadzeniem do obiegu prawnego. Niech za przykład posłuży ubiegłoroczne unieważnienie (w całości!) m.p.z.p. obszaru Zbójnej Góry rejonu ul. Fromborskiej w Wawrze, który po 6-ciu latach obowiązywania został wyrokiem NSA uchylony. Nie mylicie się – to BAiPP firmowało ten bubel.
Nie spieszy się
Wybitnie szkodliwą praktyką jest tworzenie planów miejscowych latami. To nie są przypadki, raczej reguła. Np. do prac nad m.p.z.p. dla Marysina przystąpiono w 2009 wyłożono go w 2013, a kolejnych 6 lat nic się z nim nie działo. Dopiero w 2019 wydzielono z osiedla północny, mocno zainwestowany pod nieobecność m.p.z.p. obszar i przystąpiono do przyspieszonej procedury uchwalania. Kto zyskał, a kto stracił na tej sześcioletniej zwłoce? Trzynasty rok prac planistycznych i końca nie widać!
Bywają plany procedowane ponad 20 lat, jak np. osiedle Aleksandrów. Z powodu takich karygodnych opóźnień wiele wcześniej pozyskanych uzgodnień trzeba na nowo aktualizować, obszary objęte procedurą zmieniają w międzyczasie swój charakter, powstaje chaotyczna zabudowa na naciąganej regule dobrego sąsiedztwa, zmieniają się kadencje i składy samorządów. Słabo i tak merytorycznie przygotowani do czytania projektów planów radni, nie rozumieją kontekstów oraz nie czują się odpowiedzialni za poprzednie ustalenia. Koalicje (w Warszawie głównie KO) głosują zgodnie z linią partii. To są wymierne koszty finansowe oraz niepoliczalne koszty społeczne.
Prace nad warszawskimi planami ostatnio jakby przyspieszyły, ale ich merytoryka jest wciąż słaba (np. m.p.z.p. dla obszaru Marysin cz. I). Unika się wytyczania nowych dróg gminnych oraz wszelkich zapisów generujących koszty dla Miasta. Zakole Wawerskie? – Ochronić, ale żadnych rekompensat!
Lasy w mieście
Nie jest tajemnicą, że prywatne obszary o funkcjach leśnych to zmora BAiPP i Ratusza. Ich przekształcenie wymaga zgody marszałka województwa, a ten wydaje je wyłącznie pod inwestycje celu publicznego. Nie ma więc mowy o odlesieniach pod mieszkaniówkę czy komercyjne usługi. (Mogą za to powstawać drogi, szpitale, obiekty oświaty itp.) Jest pat – z jednej strony brak zgód (na szczęście) marszałka na zmianę przeznaczenia, z drugiej obawa przed roszczeniami właścicieli gruntów, których leśny status zostanie przypieczętowany w m.p.z.p. . Właściciele działek leśnych przezornie popierają ich wyłączenia z procedowanych planów: „ziemia jeść nie woła, niech czeka” jak się wyraził wiceburmistrz Łukasz Jeziorski na jednej z sesji Rady Dzielnicy.
Mamy więc od kilku lat do czynienia z wyłączaniem obszarów leśnych z procedowanych m.p.z.p, a ochrona tych terenów jest odkładana na wieczne nigdy. Nie ma we władzach miasta samorządowców formatu Stefana Starzyńskiego6, który stojąc na czele stolicy znacznie biedniejszego państwa, doprowadził do wykupu z rąk prywatnych Lasu Kabackiego.
Przypisy:
- Ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.
- M.p.z.p. – miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.
- Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego dla m. st. Warszawy.
- BAiPP – Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego.
- PBC – powierzchnia biologicznie czynna.
- Stefan Starzyński – prezydent Warszawy w latach 1934-39.
0 komentarzy