Kaczy Dół – Międzylesie. Konspiratorzy. Część 27.
Cd.
Tymczasem międzyleska grupa walki bieżącej Armii Krajowej od połowy 1943 r. prowadzona przez kaprala Juliusza Ostrowskiego ps. „Wiktor” nadal uczestniczyła w działaniach podejmowanych na szczeblu Rejonu. Niszczenie dokumentacji w Zarządach Gmin i niemieckich Urzędach Pracy (Arbeitsamt) oraz rozganianie spędów bydła (Józefów, Karczew) były w gruncie rzeczy aktami samoobrony. Niszczenie dokumentacji w Urzędach Pracy często ratowało ludzi przeznaczonych do wywózki na przymusowe roboty do Niemiec. „Arbeitsamty wysyłały imienne wezwania z terminem stawienia się w dniu następnym po ich otrzymaniu, a w przypadku ucieczki wezwanego brano w zamian członków jego rodziny”1. Z kolei w Zarządach Gmin niszczono ewidencje ludności, kartoteki gospodarstw, akta dotyczące przeglądu koni, rejestry bydła i wykazy kontyngentowe utrudniając pokrycie zapotrzebowania na towary objęte obowiązkowymi dostawami, przede wszystkim produkty żywnościowe. Ratowano w ten sposób wielu rolników przed karami nakładanymi za niewywiązywanie się z obowiązku przymusowych dostaw.
Najwcześniejszą akcję, jaka pamięta Władysław Pękosławski ps. „Włodzimierz” przeprowadzono w 1943 r. Brali w niej udział m.in. Pękosławski, Zygmunt Ostrowski i Bogdan Szkopowiec. W nocy z 19 na 20 lipca 1943 r. miały miejsce trzy równoczesne napady na siedziby Zarządów Gmin w Karczewie, Wiązownie i Falenicy. Grupy ich dokonujące liczyły odpowiednio 30, 40 i 50-60 osób. Napadu w Karczewie dokonała tamtejsza grupa Oddziału Specjalnego, w Wiązownie – połączone grupy wiązowneńska i świderska. W najliczniejszej grupie, która działała w Falenicy, uczestniczyli m.in. wspomniani wyżej międzylesianie. Akta wszystkich trzech gmin zostały wówczas spalone, w Falenicy razem z budynkiem, z którego uprzednio zabrano maszyny do pisania, urzędowe pieczęcie i blankiety dokumentów. Z przyległego budynku, gdzie mieścił się posterunek policji, uwolniono czworo aresztantów, w tym małżeństwo żydowskie, które następnego dnia, miało zginąć. Podczas napadów w Wiązownie i Falenicy doszło do wymiany ognia, w której wyniku jeden ze świderskich akowców został ranny. Po spaleniu siedziby Zarządu Gminy w Falenicy, urząd przeniesiono do Michalina. Lecz po 30 marca 1944 r. wszystkie trzy gminne urzędy zostały napadnięte ponownie. Tym razem grupa Oddziału Specjalnego weszła do michalińskiej siedziby urzędu falenickiego o godz. 10:30, a w akcji uczestniczyło zaledwie osiemnaście osób. Wśród nich byli Stanisław Maciejewski, Juliusz Ostrowski i Stanisław Skura, ochotnik – jak zapamiętał Maciejewski. Akta gminne zostały spalone w piwnicy, i akcja zakończyła się dopiero o godz. 16:002.
6 maja 1944 r. w Wawrze miały miejsce trzy jednoczesne napady: na siedzibę Zarządu Gminy Wawer, na Urząd Pracy (Arbeitsamt) oraz na Referat Wyżywienia i Rolnictwa tejże Gminy. Siedziby Zarządu Gminy i Arbeitsamtu umiejscowione były w pobliżu skrzyżowania obecnych ulic Mokrzyckiej i Minerskiej. Referat Wyżywienia i Rolnictwa, potocznie zwany Aprowizacją, znajdował się nieco dalej w obszernym budynku stojącym w północno-zachodnim kącie skrzyżowania ulicy Płowieckiej z torami linii kolejowej. Według akt warszawskiej żandarmerii wszystkie trzy napady rozpoczęły się równocześnie – o godz. 11:30. Według sprawozdań Kedywu, opartych zapewne na sprawozdaniu dowódcy oddziału podporucznika Zygmunta Migdalskiego ps. „ZZ”, napad na siedzibę Zarządu Gminy zaczął się o 11:05, natomiast na Arbeitsamt o godz. 11:30. Nieuwzględniony tu został trzeci z napadów, na Referat Wyżywienia i Rolnictwa. Relacje z pierwszego z napadów pozostawili trzej uczestnicy – Stefan Kloch, Zygmunt Sychowiec i Marian Wesołowski3. Znajdujemy tam jedenaście osób biorących udział w napadzie, wymienionych z imienia i nazwiska. A był to zespół z Otwocka, uzupełniony przez paru ludzi z Wiązowny. Jako, że w napadzie na Zarząd Gminy według sprawozdania uczestniczyło 10 osób, a w napadzie na Arbeitsamt 15 osób, przy czym w obu wypadkach wymieniono jako dowódcę podporucznika Z.Z, prawdopodobnie oba były dziełem tej samej grupy podzielonej na dwie części. Z Zarządu Gminy zabrano akta meldunkowe, pieczęcie służbowe, 300 blankietów kenkart, 2 aparaty telefoniczne, 2 powielacze, maszynę do pisania i …rower.
W Urzędzie Pracy spalono wszystkie akta i zabrano aparat telefoniczny. Pracownicy Zarządu Gminy zapakowali łup do wcześniej przygotowanych worków i zanieśli do furmanki. Wszystko zdążono przewieźć do pociągu na przystanku kolejki wąskotorowej w Aninie. Tam worki załadowano do wagonu pocztowego, skąd podawano je na palenisko w parowozie. Listonosz z Międzylesia Paweł Jarzyło był jednym z pasażerów. Wśród akowców rozpoznał – jak mówi – Wacława Wojtyszkę z Borkowa4. Jarzyło zapamiętał przedłużony postój na jednej ze stacji z powodu przyduszenia ognia w palenisku parowozu. Kolejka ruszyła ponownie dopiero po dłuższym postoju. Wspomniany Marian Wesołowski tak o tym pisze: „Całą drogę od Wawra do Świdra zamiast węgla ładowano worki z papierami. Parowóz tak osłabł, że ledwie dociągnął do Świdra. Z komina cały czas waliły kłęby spalonych i palących się papierów”5.
W sprawozdaniu Kedywu brak informacji o napadzie na siedzibę Referatu Wyżywienia i Rolnictwa6. Jedynym śladem jest wyszczególnienie zdobyczy z Referatu, wliczonej zresztą w łup wyniesiony z budynku Zarządu Gminy.
Napadu na „Aprowizację” nie uwzględnia również Sebastian Rakowski w swoim opracowaniu. Odnotowali to natomiast Jolanta Adamska wg akt żandarmerii oraz Henryk Witkowski wg Kroniki policyjnej7. W Kronice policyjnej znalazł się zapis następujący: „ Z Wydziału Wyżywienia [i Rolnictwa zabrano] maszynę do pisania, akta kontyngentowe dotyczące jaj i spisy zwierząt za lata 1942/43. Na zabraną maszynę typu »Royal« zostawili pokwitowanie » Paka 1795«” . Otóż Paka to kryptonim plutonu. Nie było plutonu 1795, ale pluton 795 był jednym z trzech plutonów wchodzących w skład 7-ej kompanii liniowej podporucznika Bolesława Paprockiego ps. „Janka” z Międzylesia. Z plutonów liniowych zaś – przypomnijmy – rekrutowali członkowie Oddziałów Specjalnych, prowadzących walkę bieżącą. Juliusz Ostrowski, Stanisław Maciejewski i Władysław Pękosławski pamiętają akcję „na Aprowizację” – jak to nazywali – na Płowieckiej przy torach kolejowych. Według Ostrowskiego całość operacji wawerskiej 6 maja odbywała się pod okiem oficera organizacyjnego IV Rejonu Wacława Wojtyszki, którego rozpoznał listonosz Paweł Jarzyło. Stanisław Maciejewski zachował w pamięci paru kolegów biorących udział w akcji na Referat Wyżywienia i Rolnictwa, niewyodrębniony w dokumentach Kedywu. Razem z Maciejewskim byli wówczas m.in. Jerzy Brodowski, Michał Różycki i Zbigniew Szpringwald, a dowodził grupą Juliusz Ostrowski. Jemu to, gdy zabierał dokumentację dotyczącą obowiązkowych kontyngentów nałożonych na rolników, urzędniczka ruchem głowy wskazała miejsce, gdzie znajdowały się pieniądze. Szóstym, spośród znanych nam, był Władysław Pękosławski, w którego pamięci utkwiły słowa, jakie usłyszał, kiedy zobaczyła go z bronią w ręku pracownica Aprowizacji, znajoma mieszkanka Międzylesia o nazwisku Kołakowska8. Była Niemką z pochodzenia, która wyszła za Polaka. Jako osoba znająca dobrze oba języki została zatrudniona tam, gdzie ciągle miało się do czynienia z Niemcami. Rozpoznawszy Pękosławskiego, zaskoczona, miała rzec: – Wiem, wiem. Przeżywam to sama, bo mam dwóch u was. Zarówno jej mąż9, jak i syn Zygmunt10, służyli w AK, i niewiele później, razem z kilku innymi międzylesianami, walczyli na Starówce w Powstaniu Warszawskim. Pękosławski mówi: – Cała akcja odbyła się bez jednego wystrzału. Założyliśmy kocioł. Ludzie z obstawy wpuszczali do budynku wszystkich, ale nikogo nie wypuszczali. Tak Ostrowski, jak i Maciejewski zapamiętali, że dokumenty wynieśli z urzędu w teczkach, a palili je w Międzylesiu przy Głównej „pod siódmym”. Maciejewski podaje, ze palono je w piecach w mieszkaniu jego rodziców, a Ostrowski, że w mieszkaniu położnej Zofii Modro, której mąż Zygmunt Modro, porucznik strzelec lotnictwa bombowego zginął nad Niemcami pod koniec wojny. Obie rodziny mieszkały w tym samym drewnianym, piętrowym budynku przy ul. Głównej 7. Pieniądze Ostrowski przekazał Wojtyszce.
Cdn.
Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski
Przypisy:
- Henryk Witkowski. Kedyw Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943 -1944. Warszawa, 1985, str. 167.
- Przebieg wymienionych napadów wg: Jolanta Adamska, Kronika ruchu oporu…, dz. cyt. str. 242,277,278, 284; także w: Sebastian Rakowski. Zarys dziejów IV Rejonu…, dz. cyt. str. 124 – 129 i 183 – 189; Henryk Witkowski. Kedyw Okręgu Warszawskiego…, dz. cyt. str. 259 i 312 -331.
- Jacek Zygmunt Jaroszewski. Porucznik Zygmunt Migdalski…, dz. cyt. str. 115-117 oraz: Sebastian Rakowski. Zarys dziejów IV Rejonu…, dz. cyt. str.210-212.
- Wacław Wojtyszko ps. „Wroński” był nauczycielem szkoły w Zerzniu.
- Jacek Zygmunt Jaroszewski. Porucznik Zygmunt Migdalski…, dz. cyt. str.117.
- Zob.: Odziały i akcje Kedywu …, dz. cyt. str.88.
- Jolanta Adamska . Kronika ruchu oporu …, dz. cyt. str. 284; oraz Henryk Witkowski. Kedyw Okręgu Warszawskiego…, dz. cyt. str.336.
- Dorota Kołakowska.
- Stefan Kołakowski ps. „Miś”.
- Zygmunt Kołakowski ur. w Bremie, ps. „Mruczek”.
Jest 4 kwietnia ,w „obiegu” już kolejny numer Gazety z kolejnym 28 odcinkiem historycznym Wiktora Kulerskiego i Spółki . Odcinek to dla dla mnie szczególny z uwagi na POSTAĆ mego NAUCZYCIELA fizyki Jana Kociszewskiego. Po kilkudziesięciu latach ośwadczam :
„Tym kim byłem i jestem” …
Ps.Pan Jan był również organizatorem szkolnych zajec sportowych . To tam „złapałem sportowego bakcyla” ( w latach 50-tych jeszcze w Pałacyku , biegi przełajowe i palant na piaszczystej przyszkolnej polanie) To ten „bakcyl” po wielu latach ” kojarzył mi sie natrętnie” w czasie
przygotowań organizacyjnych ( m.in. wspolnie z Tomaszem Hopferem i Januszem Kalinowskim ) do I Maratonu Pokoju we wrzesniu 1979 roku w którym takze startowałem (fragment trasy biegu wiodła przez Międzylesie) .I kolejne pózniejsze me już „pozakrajowe” przygody biegowe ( min. wielokrotnie ” 100 km von Biel” w Szwajcarii)… Po wielu ,wielu latach ,gdy w Konstancinie odsłanialiśmy Tomkowi Kamień Pamięci ( przy Jego dawnej scieżce biegowej ) wspomiałem w mym okolicznościowym słowie o moim pierwszym sportowym „Trenerze”.