Co Elżbieta nam mówi?
Nic. Bo nie żyje. Umarła w 1380. W Budzie na Węgrzech – dziś w ramach Budapesztu. Bo za młodu poszła na królową Węgier, w mariażu z Francuzem zrodzonym w Napoli. Bo tak to już było w królewskiej kaście dawnych wieków, że jej członkowie mieszali swoje krwie miksując krainy, którymi menedżowali. I takoż Elżbieta, córka Władysława Łokietka, została wydana w młodym wieku na Węgry, aby zbudować sojusz polsko-węgierski przeciwko Tatarom, Litwinom, Niemcom lub Czechom – zależnie od kierunku wiatru. I na tych Węgrzech królowa Węgier Elżbieta, Łokietkówna po ojcu, z sukcesami angażowała się w ekspansję Węgier na obszarze Bałkan; z wymykami na włoski but.
W Polsce o imć Elżbiecie czytelnik zapewne nie słyszał. Ale o jej bracie zapewne czytelnik słyszał i czytał – Kazimierz Wielki jego imię. Wielki, bo przeniósł Polskę z politycznej ligi drugiej do pierwszej w Europie. Zastał drewnianą, zostawił murowaną, m.in. za pieniądze ze zreformowanego biznesu solnego (a sól była nie tylko do smaku, lecz przede wszystkim do konserwacji żywności, przeto jej waga była równoważna dzisiejszym chłodniom i energetyce). Gdy Kazimierz umarł nie pozostawiając syna, robota królewska trafiła w ręce siostrzeńca Lajosa-Ludwika-Louis i siostry Elżbiety-Erzsebet. No i nie była to robota godna Kazimierza – brak zasobów, wszak Bałkany były dość zajmujące. Rozwiązaniem okazał się melanż córki Ludwika, a wnuczki Elżbiety, o imieniu Jadwiga-Hedvig z Jogailą-Władysławem, kawalerem z Litwy. A jak palące było to rozwiązanie, niech świadczy choćby różnica wieku pomiędzy Jadwigą i Władysławem Jagiełło. I tak cień niepamięci w Polsce okrył imię Elżbiety Łokietkówny po ojcu.
Aż tu nagle BAM. POW wawerski ma nosić jej imię. Kilkanaście kilometrów trójpasmówki, najpotężniejszej drogi na terenie Wawra ma nosić imię Elżbiety Łokietówny. I rodzi się pytanie: ale o co kaman? Nadawać potężnej stołecznej arterii imię królowej Węgier, biopięczęci polsko-węgierskiej współpracy, w czasie gdy przewodniczący Węgier likwiduje państwo demokratyczne, wolne media i swobody obywatelskie; gdy gra na Rosję i Azję a przeciw broniącej się Ukrainie i Unii Europejskiej; w czasie gdy węgierski parlamentarzysta życzy Węgrom i Polakom powtórnie wspólnej granicy. Ignorancja czy sabotaż? „Głupi czy z milicji” zapytałby nawet Wujek Dobra Rada.
Propozycja tej nazwy wyszła z centrali, ze stołecznego ratusza. Kuluary twierdzą, że porażka tej nazwy to „porażka Trzaskowskiego” – cokolwiek miałoby to znaczyć. Konfuzja next level, bo ugrupowanie spod firmy KO, którego twarzą jest imć Trzaskowski, opowiada się za Unią Europejską i demokracją a przeciw Rosji i Orbanlandowi. Ignorancja czy krecia robota? A może zasłona dymna? Bo spójrzmy, jak działa demokracja stosowana w mieście Warszawa.
Rada Warszawy zwraca się do Rady Dzielnicy Wawer o zaopiniowanie rzeczonej nazwy. Rada Dzielnicy Wawer zwraca się do wawerskich Rad Osiedli o zaopiniowanie rzeczonej nazwy. Rady Osiedli opiniują różnie, część pozytywnie, część nie opiniuje, a rady aleksandrowska oraz falenicka opiniują negatywnie. Komisja ds. kultury dzielnicy Wawer opiniuje pozytywnie. Sprawa trafia pod głosowanie Rady Dzielnicy. Opinie zostają odczytane, co Rada Dzielnicy zbywa brakiem komentarza. Rozpoczyna się dyskusja. Ktoś o zasadności formalnej; ktoś że ta ulica jest za mała dla takiej postaci; ktoś że ta ulica prowadzi w niewłaściwym azymucie dla takiej postaci. Nikt, że nadanie tej nazwy to pomnik dla królowej Węgier i polsko-węgierskiego sojuszu, niezbyt stosowny w dzisiejszych czasach, wobec wojny Rosji z Ukrainą i poparciu Węgier dla Rosji. Ale znalazł się człowiek z ludu, który przedstawił rzecz również w tym świetle. Przychodzi do głosowania: 10 głosów ZA, oddane przez KO i jej koalicjanta WIS, 8 głosów PRZECIW, oddane przez PiS i RdW, 2 wstrzymujące się z PiS, 1 nieobecny z KO. Rada Dzielnicy Wawer zarekomendowała Elżbietę Łokietkównę pozytywnie.
Ignorancja czy sabotaż? O, nic z tych rzeczy. Informacji na samej sesji radni mieli dość. Na sabotaż to nie wyglądało. Natomiast w oczy rzuca się antagonizm partyjny i dyscyplina partyjna, które odbierają radnym władzę sądzenia, a może nawet rozsądek. Wskutek tego partyjniactwa radni KO poparli symbolikę niezgodną z oficjalną linią KO a radni PiS byli przeciw symbolice zgodnej z oficjalną linią PiS (przynajmniej do niedawna). Dzień pasażera pieszego.
Partyjniactwo rodzi pytania o system polityczny, podejmowania decyzji i dysponowania dobrem publicznym, w jakim żyjemy, również na szczeblu samorządowym. Jeśli działania radnych czy posłów, wybranych przez obywateli, reprezentują wolę przewodniczącego partii, a nie obywateli dających im mandat na sprawowanie władzy, tacy radni są zbędni i niepotrzebnie obciążają finanse publiczne. No chyba że akurat zachorują, spóźnią się na głosowanie, albo pomylą guzik – wtedy wynik głosowania może być odmienny od samodzielnego aktu wodza partii. Paradoksalnie w tym ich wartość. No i może jeszcze w naprawdę drastycznych i krańcowych przypadkach, jak np. głosowanie za wystąpieniem Warszawy z Unii Europejskiej. Choć to zawsze można zmitygować wekslem in blanco, posadą w państwowej firmie, albo co najmniej asfaltem do posesji. No i pod ręką jest reasumpcja głosowania (skądinąd groteskowy wybieg).
Z drugiej strony zakaz dyscypliny partyjnej i mechanizmów wymuszających na wybrańcach ludu posłuszeństwo wobec przewodniczącego partii może sparaliżować decyzyjność. A jednak Rady Osiedli działają w ten sposób i, hmm, działają. Problem nietrywialny i jego rozwiązanie wykracza poza zakres tego felietonu. A problem ten jest dolegliwy na szczeblu samorządowym, gdy radni przestają być głosem wyborców – swoich sąsiadów – a stają się głosem partii. Gdy radni, zamiast dbać o sprawy małe i duże z perspektywy i w interesie lokalnej społeczności, robią partyjne kariery i zamieniają samorządność w awangardę partyjnej polityki krajowej.
A POW, niczego nieświadomy kawał betonu, jest godny nazwy Polki, niekoniecznie z siatami matki, ale mądrej, zdolnej, silnej Polki, która własną kompetencją i pracą – a nie z urodzenia – może stanowić wzór; która jest godna pamięci.
Gdyby Elżbieta-Erzsebet Łokiektówna żyła, mogła by nam powiedzieć: „A báránynak fel kell nőnie, hogy ne szopjon.”. Wszak mądrą królową Węgier była.
Jan Frelek
radny Osiedla Aleksandrów
0 komentarzy