Władza łatwo składa obietnice…
Olga Pasierbska: Jak zaczęła pani pracę w marysińskim klubie kultury ?
Urszula Rola: Jak to często bywa, trochę przez przypadek. Na wstępie drogi zawodowej w 1985, ktoś zaproponował, abym zastąpiła na kilka miesięcy instruktorkę Osiedlowego Klubu Kultury, prowadzonego wtedy przez Urząd Dzielnicy Praga Południe. To miały być 3 miesiące. I tak zostałam w klubie aż do 2022 roku.
O.P.: Co klub oferował mieszkańcom Marysina?
U.R.: Klub miał bogatą ofertę. Prowadziliśmy warsztaty plastyczne dla różnych grup wiekowych, rekwizytornię, naukę gry na instrumentach, grupy taneczne, do tego było mnóstwo konkursów. Zajęcia były tak ułożone, że dzieci przechodziły z zajęć na zajęcia. Były imprezy okazjonalne, jak Mikołajki, gdzie normą było uczestnictwo 500 dzieci, bale, bajki i teatrzyki z całą salą wypełnioną maluchami. Spotkania z ludźmi kultury. Seniorzy regularnie spędzali u nas czas na potańcówkach, graniu w szachy lub brydża czy też po prostu na cotygodniowych spotkaniach towarzyskich. Mamy wraz z maluszkami spotykały się rano w ramach MALu (Miejsce Aktywności Lokalnej – red.).
Do tego nasz klub prowadził liczne grupy taneczne, więc postanowiłam w 1996 zorganizować konkurs tańca. Od tamtej pory był organizowany corocznie aż do 2019 roku. W szczytowym okresie (2010 – 2016) uczestniczyło w nim 800 uczestników w jednym turnieju. Dzięki sponsorom nagrody wręczaliśmy każdemu uczestnikowi, nie tylko zwycięzcom.
O.P.: Jak się zmieniał klub, kiedy pani nim zarządzała?
U.R.: Zmieniały się tzw. organy założycielskie czyli instytucje finansujące naszą działalność. Najpierw był to Urząd Dzielnicy Praga Południe, który przekazał działalność kulturalną „Stowarzyszeniu Przyjaciół Marysina”. Po powstaniu samorządów lokalnych, udało nam się wspólnie z radnymi kadencji 1994-1998, przegłosować przejęcie Klubu Kultury przez Gminę Warszawa-Wawer. Stało się to mimo znacznego oporu części ówczesnych radnych uważających wydatki na kulturę za niepotrzebne obciążenie samorządu. Udało nam się to nie tylko dla Marysina. Gmina przejęła wtedy wszystkie istniejące wówczas ośrodki kultury. W Radości, Aninie i Zastowie. Potem jeszcze, w tej samej kadencji, powstały kolejne kluby w Falenicy i Aleksandrowie. Każdy z nich był samodzielną jednostką. Mam osobistą satysfakcję, że się do tego przyczyniłam.
O.P.: Co się stało później ?
U.R.: W kadencji 2010-2014 ówczesny Zarząd Dzielnicy Wawer postanowił połączyć wszystkie wawerskie kluby kultury i od tej pory ich samodzielność finansowa i decyzyjna została zlikwidowana. Klub Kultury Marysin zmienił nazwę na „filia Wawerskiego Centrum Kultury w Marysinie”.
O.P.: W jaki sposób wpłynęło to na funkcjonowanie klubu?
U.R.: Na dzień dobry odcięto nam środki finansowe, jakie do tej pory wypracował klub. Od nastania WCK-u każdy zakup, każda impreza, każda inicjatywa, a także stan osobowy instruktorów podlegały uzgodnieniu z dyrektorką WCK-u. Dawniej sami pozyskiwaliśmy sponsorów dla własnych pomysłów. Kiedy utworzono WCK samodzielność pozyskiwania sponsorowania została z miejsca ograniczona, wszystko było pod kontrolą dyrektorki WCK-u.
O.P.: Czy uczestnicy zajęć to odczuwali ?
U.R.: Starałyśmy się aby nie wpływało to na ofertę kulturalną i klimat w klubie. Robiliśmy wszystko, aby zachęcić do przyjścia dzieci i dorosłych, ale niektóre sytuacje nas przerastały. Zdarzało się, że instruktorzy byli narzucani odgórnie. Jednak mieszkańców nie da się oszukać i kiedy okazywało się, że chętnych na zajęcia z nimi nie ma, zajęcia wygasały. Podobnie było z opłatami za udział w zajęciach. Dawniej dostosowywałyśmy je elastycznie do zajęć i do możliwości uczestników. Po powstaniu WCK stawki zaczęto zatwierdzać odgórnie.
O.P.: Czy dostrzegano tę pracę?
U.R.: Przed utworzeniem WCK nie było roku abyśmy nie dostawały jako ośrodek kultury i ja osobiście podziękowań, pochwał, nagród czy wyróżnień. Cała ściana w dawnej siedzibie była wypełniona dyplomami. Jednak dla mnie najistotniejszym wyróżnieniem były uśmiechy dzieci uczestniczących w naszych zajęciach i ich zadowolonych rodziców, spotkania z byłymi uczestnikami zajęć przychodzącymi ze swoimi dziećmi na zajęcia.
O.P.: Przez te wszystkie lata wychowała pani kilka kulturalnych pokoleń w Marysinie. Co się stało, że filia zmieniła lokal? Czy pani wybierała nową siedzibę?
U.R.: O zamiarach nie byłam w tej sprawie nawet informowana. Musiałam wypełniać dyspozycje dyrekcji WCK. W pewnym momencie otrzymałam polecenie służbowe nakazujące mi przenosiny. Podobno decyzję podjął Zarząd Dzielnicy po konsultacji z dyrektorką WCK. Jak mówią sukces ma wielu ojców…
O.P.: Czy przenosiny klubu do pawilonu z lat 70’ to sukces?
U.R.: Dla Zarządu Dzielnicy, niektórych radnych i dyrektorki WCK podobno tak. Każdy za to widzi jak to wygląda: brakuje pomieszczenia recepcyjnego dla czekających rodziców, toalety są niedostosowane dla dzieci, brakuje wentylacji, pomieszczenia są niefunkcjonalne, w piwnicy panuje grzyb (pierwotnie obiecywano w niej miejsce dla młodzieży), brak obiecanej windy, niebezpiecznie wychodzi się z klubu na ulicę… Podobno wydano na to ponad milion złotych.
O.P.: Nie jest pani fanką nowej siedziby?
U.R.: Cóż. Jako pracownik wypełniałam polecenia dyrektorki WCK. Dzisiaj, jako mieszkanka Marysina, mogę osądzać decyzje władz dzielnicy wydających w końcu nasze wspólne pieniądze. Powiem, że zwykle remizy strażackie mają większe sale niż to, co jest teraz w dyspozycji mieszkańców Marysina – kilkunastotysięcznego wawerskiego osiedla. Gdyby nie efekt końcowy to decyzje podejmowane przez Zarząd Dzielnicy można by zakwalifikować jako komedia omyłek i absurdów. Najpierw pawilon przy ul. Korkowej 119/123 przeznaczono do rozbiórki i planowano postawić tu blok komunalny. Potem lokale po wyprowadzonych sklepach przekazano fundacjom. Następnie w listopadzie 2020 WCK rozpoczął remont parteru. Samorząd Marysina zorganizował petycję o pozostawienie klubu w starej siedzibie. Burmistrz odpisał, że Rada Osiedla nie ma prawa składać petycji w imieniu mieszkańców. Po zalaniu pomieszczeń piwnicznych, w których miał być klub młodzieżowy, postanowiono dodatkowo dołączyć do parteru pomieszczenia na piętrze. Dziś filia ma pomieszczenia na dole i na piętrze, ale nie są one połączone ze sobą funkcjonalnie. Zdecydowana większość zajęć odbywa się na piętrze. Mniej miejsca, to mniej zajęć i mniej uczestników, a głównym argumentem władz za przeniesieniem klubu było rzekomo zwiększenie dostępności. O tym wszystkim pracownicy filii dowiadywali się właściwie post factum. Nikt z nami nie konsultował – ani projektu przebudowy, ani zamiaru czy sensu tej przeprowadzki. Jako pracownik WCK wypełniałam polecenia starając się łagodzić problemy.
O.P.: Zapewne słyszała pani o planie budowy nowej siedziby filii WCK w Marysinie?
U.R.: Sprawa stawała na sesji rady dzielnicy na jesieni 2021 roku. Zarząd obiecywał wybudowanie nowego obiektu i oddanie go do użytku w 2023.
O.P.: Czy to jest realne ?
U.R.: Doświadczenia pokazują, że władza łatwo składa obietnice. Należy sądzić, iż obietnice z 2021 to raczej fakt wytworzony na potrzeby relacji w mediach i uspokojenia naiwnych. Mamy styczeń 2023 roku a nadal nie została wybrana lokalizacja pod budowę nowego klubu.
O.P.: Nagle zniknęła pani z klubu z Marysina. Mieszkańcy złożyli skargę do burmistrza na działania dyrekcji WCK. Co się stało?
U.R.: Rzeczywiście, zostałam, jak to dyrektor WCK określiła „czasowo przeniesiona do Międzylesia”. Podobno z uwagi na „uzasadnione potrzeby pracodawcy w celu zapewnienia prawidłowego funkcjonowania”. Jednak natychmiast na moje miejsce mianowano inną osobę. Nie mogłam się zgodzić na tę propozycję. Uważam, że nie zasłużyłam na takie traktowanie. Pracowałam dla mieszkańców Marysina przez 37 lat. Najwyraźniej ktoś uznał, że zabranie mnie z Marysina wyciszy niezadowolenie mieszkańców z „nowej” siedziby klubu i poprawi wizerunek władz.
O.P.: Dziękuję za rozmowę.
0 komentarzy