Kaczy Dół – Międzylesie. Ziemia niczyja. Część 34.
Cd. .
W północno-zachodniej części Międzylesia ten wtorek wydawał się przebiegać spokojnie, choć był to pozór tylko. Maria Kaczorowska (1894) mieszkająca przy ul. J. Piłsudskiego w sąsiedztwie fabryki mówi: – 1 sierpnia o godzinie 5 rano po syna przyszedł Feliks Wiland. Usłyszałam ruch w domu. Jurek mieszkał na pięterku, niewykończonym jeszcze. Kiedy wyszłam, Jurek był już ubrany. „– Dokąd to, syneczku? Przecież jeszcze za wcześnie do szkoły”1. Odpowiedział mi: „– Ale ja muszę iść, mamusiu. Muszę!” I to było ostatnie, co od niego usłyszałam. Poszedł. Przy furtce pomachał mi jeszcze ręką. Uśmiechnął się.
Według Bogdana Podbielskiego, rówieśnika Jurka, jedną z wczesnych akcji, w których uczestniczył Kaczorowski, było zdobycie Gęsiówki2. Część niemieckiej załogi zdołała zbiec, ale pozostałych pojmali powstańcy. Strażników szczególnie okrutnych zabijano – twierdzi Podbielski. Do jednego z nich, któremu kazano uciekać, miał strzelać Jurek. Podniósł pistolet i…strzał nie padł. Zaciął się zamek. Strażnik znikł wśród gruzów i uszedł cało. Jurek rozpłakał się wtedy.
Maria Kaczorowska zachowała w pamięci zdarzenia, o których dowiedziała się po wojnie od innych kolegów Jurka. Kocbus3 mieszkający za kolejką kucharzył w powstaniu. Opowiadał, jak to Jurek przynosił mu papierosy. Pytany, skąd je ma, powiedział: – Przecież ja nie palę, a przydział dostaję. Możesz brać mały. A gdy Wiland⁴ po akcji, siedząc pod murem, pożywiał się chlebem łamiąc kromki, Jurek zagadnął: – Co? Tak na sucho? Wiland odpowiedział: – Ano, tak na wojnie, bracie, że i suchy ćpasz. Po chwili Jurek skądś wrócił i wetknął Wilandowi do ręki puszkę z jakimś tłuszczem. W grupie międzylesian trzymających się razem – wszyscy mieszkali za kolejką – znajdowali się jeszcze Zygmunt Kołakowski z ojcem⁵ i Jan Siwek⁶. Tych pamięta Kaczorowska. – Siwek nie żyje – dodaje. – Wiland też. Po walce wszyscy oni odpoczywali na Długiej, gdy zaczęły wybuchać pociski. Zdążyli zawołać do Jurka: – Chowaj się! Gruchnęło przy nim. Jurek miał otwarty bok, widoczne płuco, był nieprzytomny. To było 15 sierpnia⁷. Przenieśli go na Barokową do szpitala. Siwek chciał zebrać resztki dokumentów, ale były tak poszarpane i zakrwawione, że zrezygnował. Ani tego gdzie obmyć nie miał, ani w co zawinąć. W szpitalu po trzech dniach syn zmarł. Przytomności nie odzyskał. Może to i lepiej – mówi Kaczorowska patrząc gdzieś w przestrzeń. Po trzydziestu latach opowiada o tym bez emocji, bez łez, spokojnie. Ma osiemdziesiąt lat.
Jerzego Kaczorowskiego pochowano razem z innymi zabitymi, na miejscu na podwórkowym cmentarzyku. Niewiele później spadła tam bomba lotnicza. Pozostał tylko ogromny lej. Maria Kaczorowska po powrocie do Międzylesia zastała dom zrujnowany i obrabowany. Wśród gruzu, rozbitych sprzętów, resztek i śmieci odnalazła rozdartą i zdeptaną fotografię syna. Warszawscy fotografowie nie chcieli podjąć się wykonania reprodukcji tak zniszczonego oryginału. Któryś z przyjaciół zabrał go do Londynu. Teraz jest to jedyna fotografia Jurka Kaczorowskiego (1927) zwanego przez kolegów „Mambo”, a w konspiracji „Żak”, jaka po nim pozostała.
Czesław Skura (1907) opuścił dom przy ul. Ogrodowej 36, niedaleko anińskiego lasu, już w niedzielę 30 lipca – jak zapamiętała córka Krystyna ( 1932). W Warszawie przy ul. Pańskiej 16 prowadził hurtownię farmaceutyków, której szczególne znaczenie ujawnia jeden z jego konspiracyjnych przyjaciół, pisząc: „Lokal wynajmowany przez Czesława był jednocześnie punktem pocztowym komórki K[omendy] G[łównej] AK podejmującej zrzuty i skoczków nadsyłanych z Wielkiej Brytanii. Skrytka na korespondencję, co dobrze pamiętam, mieściła się w otworze wydrążonym w desce półeczki, bodajże pod kwiaty, zawieszonej na ścianie. (…) Pobierane jednocześnie paczki z lekarstwami ułatwiały maskowanie konspiracyjnych druków”⁸. Nie wiemy, czy wcześniejsze wyjście Czesława z domu do Warszawy miało jakiś związek z „punktem pocztowym” w jego hurtowni, czy może inna była tego przyczyna. Według córki Krystyny przed wyjściem nakazał siostrze Mariannie wynająć furmankę i przewieźć rodzinę na Pańską 16. Może zatem zamierzał przygotować hurtownię do umieszczenia tam rodziny. Zbliżali się Rosjanie. Zdążył ich poznać w 1939 r. Od 8 września do 27 października pełnił służbę w Szpitalu Wojennym Nr 601 we Lwowie. Poza tym prawdopodobnie wiedział, albo domyślał się jak inni, co przygotowuje KG AK w Warszawie. W tamtą niedzielę 30 lipca dwunastoletnia Krystyna wyglądająca przez otwarte kuchenne okno wysokiego parteru widziała i słyszała ostanią rozmowę ojca z dziadkiem Bolesławem Skurą. A ten był weteranem dwu wojen – pierwszej światowej oraz z bolszewikami w 1920 r. Słów dziadka Krystyna nie jest pewna, ale treści tego, co powiedział – tak. Zamyka ją w zdaniu: „Trzeba było nie pisać się na tę robotę, a skoro zapisałeś się, to musisz iść. – Dziadek mógł wyrazić się nieco inaczej – mówi Krystyna – ale powiedział wówczas nie co innego, jak to właśnie. Czy ojciec wahał się, czy wątpił w celowość powstania? Tego Krystyna nie wie, ale w pewnej chwili mówi: – To on [dziadek] kazał mu iść! Jednak jest to tylko wrażenie, jakie do dzisiaj w niej tkwi, gdy myśli o tamtej, przypadkowo zasłyszanej rozmowie. Czesław wyszedł z domu zwyczajnie, tak jak zwykle wychodził do pracy, tyle że o późniejszej godzinie i w niedzielę – pamięta Krystyna⁹. Czesław udał się do Warszawy pieszo. Po drodze spotkał nauczycielkę z Drucianki Stanisławę Ciepielewską. Ta znała Czesława i liczną rodzinę Skurów. Zagadnęła: – Panie Czesławie, gdzie pan wędruje? Toż to nie czas na spacery. Na miejscu trzeba siedzieć, domu pilnować, dzieci… . Na co Skura miał odpowiedzieć: – Idę właśnie na swoje miejsce. Z kilku słów, jakie zamienili, odniosła wrażenie, że był w niezbyt dobrym nastroju . – Nie miał wiary – mówi Ciepielewska.
Ksiądz Franciszek Zakrzewski spotkał Czesława 1 sierpnia na Woli w Szpitalu św. Łazarza przy ul. Leszno 127. Znali się dobrze. Obaj uczęszczali do gimnazjum w Łowiczu i uczyli się w tej samej klasie. Ks. F. Zakrzewski tak oto pisze o spotkaniu:
„Wieczorem siostra pielęgniarka dała mi znać, że jakiś oficer prosi o spowiedź. Idę na salę przez Kancelarię, godz. 21, zastępuje mi drogę żołnierz z opaską narodową na rękawie. Gdy zapaliłem światło – rozległ się okrzyk: – Franek! Co ty tu robisz? – Jestem kapelanem tego szpitala. – A ja prowadzę ten oddział, prowadzi go porucznik Konrad, a ja jestem jego zastępcą w randze podporucznika. Franek, wyspowiadaj mnie, bo to w akcji różnie może być. Wyspowiadałem go i mówię – Przychodźcie codziennie o 13 na obiad, zawsze się coś dla was znajdzie do jedzenia. I przychodzili przez 3 dni na obiad, Konrad, Czesław i plutonowy. 5 sierpnia już na obiad nie przyszli.(…) Dookoła pożary, dymy i ta kanonada obustronna. Na salę opatrunkową zaczęli powstańcy znosić rannych swoich i niemieckich.(…) I w tym momencie niosą na salę rannego – ciemno jeszcze, nie widzę go – ale słyszę głos – Franek, jesteś tam? To Czesław. – Patrz, jak mnie urządzili. Miał złamaną nogę. Lekarz przeciął nogawkę spodni, a Czesław powiada: – Franek, weź te papiery, pieniądze i zegarek, bo co ja z tym zrobię. Wziąłem, a w tym momencie robili operację. Wyszedłem z piwnicy, z sali operacyjnej na parter, a budynek już z trzech stron otoczony i nie wiem czy się uda wyjść. Wyskoczyłem z pracownikiem szpitalnym do wyjścia. Jeszcze główne wejście wolne, i przez nie i przez ul. Leszno przedostaliśmy się na drugą stronę do szpitala Karola i Marii. A szpital [św. Łazarza] opanowali Niemcy. Według relacji sióstr pielęgniarek – pielęgniarki i lekarzy usuwali rano 6 sierpnia do szpitala św. Stanisława, a rannych wszystkich wytłukli”10.
Według Piotra Gursztyna Niemcy wdarli się do niektórych budynków szpitala późnym popołudniem, do innych wieczorem w sobotę 5 sierpnia. W szpitalu znajdowało się łącznie ok. 1,5 tys. osób. Były zabijane na dziedzińcu, pod murami budynków, w piwnicach, suterynach i w salach chorych. „Mordowanie trwało do godziny 1 w nocy.(…) Ostatnimi ofiarami były osoby, które próbowały ukryć się w różnych zakątkach szpitala.(…) Niemcy podpalili szpital, podżegając ogień jakimś łatwopalnym płynem”11.
I jeszcze sanitariuszka Anna Danuta Sławińska: „Tego samego dnia [5 sierpnia] wieczorem żołdacy Reinefartha12 wtargnęli do szpitala św. Łazarza przy ul. Leszno róg Karolkowej. Rozpoczęła się masakra. (…) Ciężko rannych pozostawiono w salach, do których wrzucano granaty”13.
Świadectwo śmierci Czesława Skury, wydane na zasadzie ksiąg metrycznych nr aktu 28 rok 1946, podpisał ks. proboszcz Franciszek Zakrzewski w Łękach koło Kutna.
Niekiedy współpracujący w okresie przedpowstaniowym koledzy walczyli w różnych jednostkach i ginęli w różnych miejscach nie wiedząc wzajem o sobie. Czesław Skura zginął na Woli. Przyjmujący razem z nim zrzuty Tadeusz Sywilski poległ na odległej ulicy Sapieżyńskiej na Nowym Mieście ledwie dwa tygodnie później, bo 21 sierpnia.
Cdn.
Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski
Przypisy:
- Jerzy Kaczorowski uczęszczał do szkoły przy Zakładach Mechanicznych Lilpop, Rau i Lowenstein przy ul. J. Bema w Warszawie, i w okresie letnich wakacji odbywał tam praktykę.
- Więzienie i obóz pracy przy ul. Gęsiej zostały opanowane przez powstańców 5 sierpnia.
- Roman Kocbus/1903/ ps. „Mazur” po powstaniu w niewoli niemieckiej nr jeniecki 222526, wrócił do Międzylesia wg: www.1944.pl/powstańcze-biogramy.
- Feliks Wiland/1910/ ps. „Marek”, po powstaniu w niewoli niemieckiej, nr jeniecki 47024, data, miejsce i okoliczności śmierci nieznane. Wg: j.w.
- Zygmunt Kołakowski /1920/ ps. „Mruczek” , po powstaniu w niewoli, nr jeniecki 222343, i Stefan Kołakowski /1896/ ps. „Miś” po powstaniu w niewoli, nr jeniecki 222341. Wg :j.w.
- Jan Siwek/1913/ ps. „Mikstura”, po powstaniu w niewoli, nr jeniecki 222527. Wg : j. w.
- Wg www.1944pl/powstańcze biogramy – 13 sierpnia.
- Tadeusz Gumiński, Czesław Skura i Walcząca Zamojszczyzna/1940-1944/. Legnica, 2 lipca 1976. Maszynopis.
- Jest także inna, bardziej patetyczna wersja rozstania Czesława Skury z rodziną, sprzeczna z powyższą. Jej autorka podpisana inicjałami T.S. nie podaje jednak źródła, a zapytana nie potrafi go wskazać. Zob. T.S. Powstaniec z Międzylesia, w: Wiadomości sąsiedzkie , Nr 55 wrzesień 2015 r. str. 4.
- Ks. Franciszek Zakrzewski, Okoliczności śmierci Czesława Skury. Warszawa – Targówek 1976 r. w maju. Rękopis.
- Piotr Gursztyn. Rzeź Woli zbrodnia nierozliczona. Warszawa 2015, str. 159 -160.
- Heinz Reinfarth, generał porucznik policji i SS – Gruppenführer, dowódca całości niemieckich sił na Woli.
- Anna Danuta Sławińska. Przeżyłam to. Wola 1944. Brak miejsca i roku wydania, str.12.
0 komentarzy