Antoni Świątecki wawerski sędzia pokoju

W 160 rocznicę Powstania Styczniowego chcę przypomnieć postać mojego pradziadka, uczestnika tego powstania, od którego też zaczęła się historia mojej rodziny w Wawrze. Jak to nieraz się zdarza, jego życiorys składam ze strzępów informacji wyszukiwanych przez lata.

Lazaret w Strzelnie. Antoni Świątecki siedzi pierwszy z lewej, z laską, z ranną lewą nogą w opatrunku

Antoni Świątecki urodził się 16 maja 1844 r. w Dąbiu nad Nerem (miasteczko pod Kołem w Wielkopolsce Wschodniej) w rodzinie „obywateli rolnych”. W rodzinie są różne przekazy: jedni uważają, że walczył u Padlewskiego (zabitego przez Rosjan w maju 1864 roku, działającego w Płockiem) inni – że w oddziale ks. Brzóski (najdłużej w polu – do maja 1865 r., na Podlasiu). Ale gdy był ranny w nogę, leżał w lazarecie w Strzelnie, do którego trafiali powstańcy z oddziałów wielkopolskich, możliwe więc, że służył jeszcze w jakimś innym oddziale, z Wielkopolski Wschodniej.
Po powstaniu Antoni był urzędnikiem miejskim w Kaliszu, gdzie ożenił się z Anną z Mianowskich, córką absolwenta korpusu kadetów. Przeniósł się po latach na Mazowsze, gdzie po pewnym czasie został sędzią pokoju gminy Wawer. W 1915 roku brał udział, 3 maja, w spotkaniu weteranów Powstania; po spotkaniu zachowało się tableau. W 1916 roku należał do wawerskiego Komitetu Obywatelskiego. Dożył wolnej Polski, zmarł 14 grudnia 1918 roku. O jego śmierci zawiadomił proboszcza w Zeźniu, pełniącego wówczas rolę urzędnika stanu cywilnego, bratanek Antoniego, Józef Świątecki, zawodowy oficer Wojska Polskiego, zamordowany przez Rosjan w 1940 r. w Charkowie.

Bilet wolnej jazdy kolejki jablonowskiej dla wawerskiego sedziego gminnego Antoniego Swiateckiego

Anna i Antoni Świąteccy są pochowani na cmentarzu w wawerskim Zeźniu.
W papierach zachowała się kopia listu Antoniego do przyjaciela; nie wiem wciąż, i może się już nigdy nie dowiem, kto był tym przyjacielem, lecz list – jako niezwykłe świadectwo epoki – uważam za zasługujący ze wszech miar na upublicznienie.

Piotr Świątecki
piotr.swiatecki@wolnadroga.pl



Tekst listu spisany z rękopisu:

Warszawa 4 czerwca 1917 r.

Kochany przyjacielu !!
Waszą zdaje się być zasada: dum vivo – spero1. Chociaż nie należę do Waszego cechu, wyznawcą jednakże tej zasady jestem i optymistą typowym, co mi pomaga znosić z pogodą ciężar dzisiejszej naszej awantury. Głosi przysłowie – dla kompanii dał się Cygan powiesić – Michałki przerobili to i powiadają – mitgefangen – mitgehangen2 – myśmy wprawdzie piwa nie warzyli, ale pić je musimy dla towarzystwa i głosić i wierzyć, że robimy to pro publico bono.

Cięgi też wziąłem porządne. Żonisko moje przypłaciło życiem tę aferę3 – aptekę w Kraśniczynie pod Rejowcem Moskale spalili – zięcia Jagielskiego z żoną i 4 dzieci zabrali do Rossyi, nie mam od nich żadnej do tego czasu wiadomości – syn4 poniósł wskutek wojny (w aptece w Magnuszewie powiat kozienicki) na 2500 rs5 strat – ja straciłem posadę sędziego gminnego w Wawrze, przy ogólnej drożyźnie – wszystko to są niby cegiełki, z których ma się odbudować Polska – więc jakże nie błogosławić losu, że mi dał sposobność brać w tem wszystkim udział.

Z tą moją posadą to cała historya. Służyłem z wyboru, więc ponieważ Niemcy ogłosili, że urzędników Polaków z posad nie rugują, to byłem spokojny o siebie. Po usunięciu się Moskali pozostali w Warszawie prawnicy polscy schowali się jak ślimaki podczas burzy – po chatach – wypłynęli zaś na scenę same chłystki i żydziuki i któryś z nich z pomocą niejakiego Szostaka skryby u landrata wszrubowali na tę posadę innego – a ja zostałem na bruku. Zwymyślałem tego mojego następcę jak burą sukę na piśmie, ale rzecz pozostała już zdecydowana na moją niekorzyść. To mnie zirytowało i naraziło na przymusową bezczynność – wymyślam więc na cały świat, że głupi, że się ludzie zabijają i kłócą o ten wiatr co na dworze wieje itd. Bo, że świat jest głupi, a żeby się ludzie zacni bili i zabijali jak pijane chłopy w karczmie na jarmarku, to byłoby naprawdę śmieszne, gdyby nie było tak bolesne. Jak w każdym sporze, tak i w tym prawda leży w środku – obie strony mają swoje słuszne racye – ale bić się o te swoje racye nie powinny. Niemo sapiens, nisi patiens6 – stare przysłowie i Niemcy w tym razie są winni tego, że się sprowokować dali i stracili swoją cnotę starą, co się Geduld7 nazywa. Spostrzegli się też pierwsi, że wpadli w zasadzkę i zatrąbili na zgodę, ale było już zapóźno. Nic się ostatecznie złego Niemiaszkom nie stało, nie stanie i stać się nie może, bo złe może nas spotkać tylko wtedy, kiedy swoją wartość stracimy – a im nikt ani rozumu, ani nauki, ani cnót obywatelskich i domowych nie zabierze i nie zaprzeczy. Mogą nawet wojnę przegrać, mogą ulec przemocy kapitału i liczby, ale narodem wielkim zostaną – bo wielkość ich nie płynie dopiero od Bismarcka, ale wypływa z mózgu Goethego, Szyllera, Kanta, Kocha, Kochera, Rankego, Bachów, i tylu innych uczonych, filozofów i genialnych ludzi na każdym terenie pracy ludzkiej. I dopóki matrony niemieckie stare cnoty domowe w synach rozwijać będą – Niemcy wielkim narodem pozostaną. Nawet ich kłopoty dzisiejsze na dobre im wyjdą, bo każde cierpienie krzepi ducha i leczy jego wady, czego dowodzą zmiany w konstytucji i łagodzenie antypolskiej polityki. Widzisz, że list mój dowodzi starej prawdy; plenus venter non studet libenter8. Muszę być głodny, skoro filozofuję. Pragnę więc ażeby się to już skończyło, ażebym mógł dogryzać resztek życia z humorem i werwą tak, jak spędziłem całe poprzednie swoje życie i jak spędził je mój śp. vater, który umierając żartował z sąsiadami. Jeżeli więc żyjesz i kochasz mnie jeszcze, pisz długo lub przyjedź.

Serwus Ant. Świątecki

Przypisy:

  1. Nie tracę nadziei, póki oddycham.
  2. Razem wzięci razem zawisną.
  3. Anna z Mianowskich zm. 18 grudnia 1915 roku, pochowana w Zeźniu.
  4. Antoni Świątecki junior, uczestnik wojny rosyjsko-japońskiej 1905 r., był aptekarzem.
  5. Rubel srebrem – na dzisiejsze straty wyniosły ok. 200 tys. zł.
  6. Nikt nie jest mądry, jeśli nie jest cierpliwy.
  7. Cierpliwość.
  8. Pełny brzuch niechętnie studiuje; najedzonemu nauka nie idzie