Kaczy Dół – Międzylesie. Aleja Dzieci Polskich. Część 41.
Cd. .
6 kwietnia 1950 r. na Święta Wielkanocne do Zofii Kubickiej, mieszkającej przy Głównej 51, przybył siostrzeniec Wiesław Gwadera. Wkrótce po wojnie wyjechał z ojcem do Głuchowa na Ziemiach Zachodnich. Ukończył Liceum Pedagogiczne w Sulechowie i podjął pracę nauczycielską, rozpoczynając zarazem studia zaoczne na Uniwersytecie Poznańskim. Tam w grudniu 1949 r. zaplątał się w Konspiracyjny Związek Patriotów Polskich1. Choć po upływie siedemdziesięciu lat Gwadera rozmawiać o tym nie chce, to zdradza: – Też miałem pistolet. Belgijski. FN-kę. Zgrabny, nieduży – mówi. – Od Fabrique Nationale ten skrót – dodaje. Na drugim spotkaniu organizacyjnym zapoznał się ze statutem, a ten stanowił m.in. , że „Celem KZPP jest walka z żydo-komuną, przede wszystkim z bolszewizmem”, że „KZPP ma prawo sądzić zdrajców i wrogów Narodu Polskiego”, że „Istnieją tylko dwa wyroki: śmierć lub uniewinnienie”2. Wybrał pseudonim „Witold” i podjął się zorganizowania nowej pięcioosobowej komórki Związku. Liczył sobie wówczas dziewiętnaście lat.
Bratem ciotecznym Gwadery był ledwie rok młodszy Tadeusz Gołębiowski, zamieszkały przy tejże Głównej pod numerem 14 –tym. Opowiedział starszemu o nieudanej wyprawie w poszukiwaniu partyzantów, na jaką udał się przed pół rokiem. W zamian usłyszał o Konspiracyjnym Związku Patriotów Polskich3. Tak się zaczęło. W kolejnych dniach Gwadera spotykał się i rozmawiał z kolegami swoimi i brata, z Janem Rybickim, Wiesławem Walkowskim, Eugeniuszem Kabańskim, Henrykiem Kieczką, Tadeuszem Mareckim, Stanisławem Plasotą. Walkowskiego upoważnił do kierowania grupą, a zastępstwo zlecił Rybickiemu. Jako że brakiem temperamentu ani nadmiarem ostrożności nie grzeszył, nie stronił też od wymiany zdań ze znacznie starszymi od siebie przeciwnikami politycznymi. Tadeusz Gołębiowski zapamiętał sprzeczkę Gwadery z szewcem Władysławem Sypułą, komunistą z dawien dawna, miejscowym działaczem kolejno KPP, PPR i PZPR. Ten zwrócił się potem po sąsiedzku do Adama Gołębiowskiego, także szewca, Tadeuszowego ojca, ostrzegając go, „ aby Gwadera uważał i nie wygłupiał się, gdyż [przez] takie głupie gadanie może «wpaść» i będzie siedział w więzieniu”⁴.
Po Świętach Gwadera wyjechał z Międzylesia 11 kwietnia. Już 13 tegoż miesiąca listem poleconym na adres Wiesława Walkowskiego, ul. Gen. Karola Świerczewskiego ( d. Józefa Piłsudskiego) 36 wysłał dwa egzemplarze statutu KZPP, dwa biuletyny organizacyjne, nominację na komendanta komórki związkowej oraz zaszyfrowaną instrukcję postępowania z załączonymi materiałami. Chłopcy nie czekali na wiadomości z Głuchowa. Poruszeni rozmowami umówili się na spotkanie koło spalonej leśniczówki Bałabana w niedzielę (prawdopodobnie 16 kwietnia). Pierwszym nowoprzyjętym do grupy miał być Wiesław Rudnicki. Skończyło się na niczym, ponieważ trzech konspiratorów (Marecki, Plasota i Walkowski) stawiło się „w stanie nietrzeźwym” i Rybicki nakazał rozejście się. Następnej niedzieli Walkowski mógł już przedstawić nominację na komendanta, odczytał też statut i fragmenty biuletynów. Rudnicki „stał się faktycznym członkiem K.Z.P.P.” – jak sam to nazwał, dopiero na trzecim zebraniu (mogło odbyć się 30 kwietnia). Prowadził je już Jan Rybicki, zająwszy miejsce Walkowskiego, o którym to Tadeusz Gołębiowski zeznał, że „wskutek ciągłego pijaństwa […] zmusiliśmy go do zrzeczenia się funkcji”⁵. Nowy komendant niezwłocznie zawiesił też w czynnościach Kabańskiego i Mareckiego, również „za systematyczne pijaństwo”⁶.
Tymczasem Rudnicki krzątał się. Już w pierwszym tygodniu maja zebrał nową piątkę w składzie: Jan Bidziński lat 17,uczeń ślusarski, póki co furman; Bonifacy Hartwig lat 20, bez zawodu, goniec w PAP; Zygmunt Kacprzak lat 16, uczeń blacharski; Wiesław Rudnicki lat 18, bez zawodu; Stefan Wojs z Wawra, lat 19, praktykant masarski. Ponieważ rozmowy toczyły się przede wszystkim wokół broni i amunicji, Kacprzak nie posiadając ani jednego, ani drugiego, zrobił sobie pistolet sam. A opowiedział o tym następująco: „Na początku maja 1950 r. przystąpiłem do zrobienia sobie pistoletu. Miałem u siebie kawałek lufy karabinowej – powiększyłem w niej otwór według amunicji do pistoletu t. j. do TT. Następnie z posiadanego floweru wziąłem zamek wraz z całym mechanizmem, polutowałem i wszystko połączyłem. Z deski zrobiłem rączkę, tak że z tych wszystkich części zmontowałem sobie pistolet”⁷. Na drugie spotkanie Rudnicki przyniósł poniemiecki granat. Chłopcy rzucali nim. Rudnicki próbował strzelać z Kacprzakowego pistoletu-składaka. Na szczęście odbyło się bez strat własnych. W granacie brakowało zapalnika, a składak mimo usiłowań nie wypalił. O kolejnym spotkaniu, jeszcze w maju, Kacprzak zeznał: „udałem się do Anina, gdzie na stacji spotkaliśmy się z Hartwigiem, Wojsem i Bidzińskim. Następnie zebraliśmy się wszyscy w pobliskich krzakach na terenie spalonej posesji miedzy stacją kolei i kolejki. Rudnicki kazał nam usiąść tyłem do krzaczków, oświadczając nam, że z krzaków będzie przemawiać d-ca organizacji, który ze względów konspiracyjnych nie może się nam ukazać. Po chwili rozległ się głos, który nas powitał i oświadczył, że jesteśmy członkami K.Z.P.P., że Rudnicki jest d-cą naszej piątki. Następnie mówił, aby nie pić wódki, nie gadać, nie dekonspirować się. Następnie polecił nam zbieranie broni i amunicji. Nie mówił natomiast, że Związek ma na celu walkę z obecnym ustrojem i komunizmem. W śledztwie tak zeznałem, bo byłem zmuszony. Na tym zebranie zostało zakończone i Rudnicki odszedł razem z Rybickim, t.j. tym, który przemawiał do nas z za krzaków”⁸.
Z innych zeznań Kacprzaka (a także Bidzińskiego) wiemy, że po zakończeniu zebrania niektórzy uczestnicy, mimo zakazu Rudnickiego obejrzeli się, by zobaczyć odchodzących Rybickiego z Rudnickim i Gołębiowskim.
Brak odpowiedzi Gwadery na wysłane listy sprawił, że Walkowski z Kieczką zdecydowali się na wyjazd do Głuchowa. 28 maja zostali zatrzymani w Sulechowie. Okazało się, że Gwadera przebywał w areszcie od 29 kwietnia. Telegram z prośbą o zawiadomienie matek o zatrzymaniu obu chłopców przysłał ojciec Gwadery do Gołębiowskich. Szybko dowiedzieli się o tym Rybicki z Rudnickim. Zamierzali wyjechać z Międzylesia. Rozbrojenie jakiegoś milicjanta dla zdobycia pistoletu z amunicją miało być ostatnim pomysłem, przed próbą ukrycia się. Jan Rybicki podaje datę 2 czerwca 1950 r., gdy razem z Grabskim, uzbrojeni – pierwszy w rewolwer, drugi w zepsuty pistolet – zasadzili się wieczorem w pobliżu przystanku PKP w Międzylesiu. Dołączył do nich Rudnicki. Na peronie natknął na się dwóch podkomendnych – Hartwiga i Kacprzaka. Z pociągu wysiadł także milicjant. Pijany. Poszli za nim. Niezbyt daleko. Milicjant po zejściu z peronu wszedł niespodziewanie do dyżurki dróżnika. Czekali do ostatniego pociągu i dłużej nawet. Do godz. 0.30, jak mówi Kacprzak, a według Grabskiego do 24.15 Milicjant nie pokazał się. Chłopcy rozeszli się do domów.
Takiemu przebiegowi wydarzeń zaprzeczyło przed sądem dwóch oskarżonych. Zygmunt Kacprzak mówił: „Na temat milicjanta nikt mi nic nie mówił. Żadnego milicjanta nie widziałem.[…] W śledztwie zeznawałem w ten sposób, jak zostało zaprotokółowane, jednakże dzisiaj odwołuję te wyjaśnienia, jako niezgodne z prawdą, gdyż zeznawałem tak, bo bałem się bicia”⁹. Bonifacy Hartwig podobnie: „Akt osk[arżenia] zrozumiałem, do czynów zarzucanych przyznaję się, prócz usiłowania napadu na milicjanta […] Zeznawałem tak, bo się bałem”10. Nie wiemy, czy sprostowania te odpowiadają prawdzie, czy może są tylko wybiegiem obrony. Pozostała trójka zeznań nie odwołała.
Po aresztowaniu Gwadery oraz Walkowskiego i Kieczki sieć zarzucono szerzej. Tak brankę zapamiętała Danuta Kociszewska: – Po domach jeździli, jak za Niemca. Wsadzili nas pod tę budę, na te ławki, i tak nas pozbierali. 13 czerwca zatrzymani zostali: Gołębiowski Tadeusz, Grabski Tadeusz, Jóźwicka Władysława, Kabański Eugeniusz, Kociszewska Danuta, Marecki Tadeusz, Plasota Stanisław, Rudnicki Wiesław i Rybicki Jan z Radości. 14 czerwca – Kacprzak Zygmunt, Wieczorek Ryszard z Wiśniowej Góry, Wojs Stefan z Wawra i Kowalski Stefan z Górek k. Garwolina. 18 czerwca – Hartwig Bonifacy, a 5 lipca Bidziński Jan. A i to nie wszystko. Sprawy przeciwko dalszym siedemnastu osobom zostały przekazane do „osobnego rozpracowania” naczelnikom dwu wydziałów Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Warszawa. W grupie podejrzanych znaleźli się m.in.: Zofia Kubicka (ciotka Wiesława Gwadery i Tadeusza Gołębiowskiego), Zofia Karwowska (ciotka Władysławy Jóźwickiej), Stanisława i Adam Gołębiowscy ( rodzice Tadeusza), Jan Inglik i Antoni Różycki (koledzy aresztowanych), Aleksander Rybicki (ojciec Jana), Władysław Jóźwicki (ojciec Władysławy), Marian Zaręba (starszy kolega Jana Rybickiego). Ojciec Wiesława Gwadery, Józef – pozostawał w „osobnym rozpracowaniu” WUBP Poznań11.
W tzw. „realizacji” (tak w bezpieczniackim żargonie nazywano likwidację) KZPP w Międzylesiu uczestniczyli m.in. międzylesianie. Rudy Boniek Hartwig został zatrzymany w niedzielę podczas zabawy tanecznej w remizie OSP. Wyprowadzili go stamtąd mieszkający dwieście metrów dalej Adolf Stefański, starszy wywiadowca WUBP, Jerzy Sobociński, młodszy referent WUBP, także miejscowy, oraz zamiejscowy Jerzy Kurpiński. Pierwszy był ledwie trzy lata starszy, drugi miał sześć lat więcej. Ten przeszukał Bońka. W kieszeniach znalazł: świadectwo szkolne, temperówkę do ołówków, gumkę do wycierania błędów, metrykę urodzenia, miesięczny bilet kolejowy, legitymację Związku Zawodowego Metalowców, scyzoryk i lusterko. Zapewne nie wiedział jeszcze, że był przedmiotem szczególnego zainteresowania ze strony chłopców. Po niespełna czterech miesiącach śledztwa Hartwig mówił o tym podczas przesłuchania: „Na początku czerwca 1950 r. ( daty dokładnie nie pamiętam) odbywała się potańcówka w remizie straży pożarnej w Międzylesiu, na którą to potańcówkę i ja się udałem. Po przybyciu na miejsce, opodal remizy zauważyłem stojących – Rybickiego Jana, Rudnickiego Wiesława i Kacprzaka. Po dojściu do nich wspomniani wówczas rozmawiali o Sobocińskim zam. w Międzylesiu. W toku rozmowy Rybicki powiedział, że trzeba sprzątnąć, czyli zabić Sobocińskiego, jak będzie wracał z pociągu. W tym czasie zaczęła grać orkiestra, wówczas ja ich opuściłem i udałem się potańczyć. […] Wyjaśniam, iż w tym czasie, kiedy rozmawiali wspomniani o Sobocińskim, nie wiedziałem kto to jest, dopiero w dniu mojego zatrzymania dowiedziałem się, że Sobociński jest funkcjonariuszem UB, bo on mnie zatrzymał i doprowadził do WUBP w Warszawie, oraz przeprowadził u mnie rewizję osobistą”12. Pięć dni przed ujęciem Hartwiga, Adolf Stefański zabierał z domu Kabańskiego, przy czym przeszukał mieszkanie.
W protokole odnotował, że „żadnych materiałów kompromitujących nie znaleziono”. Najpóźniej zabierał Bidzińskiego. Też zrobił przeszukanie mieszkania. Też nic ciekawego nie znalazł, więc stosowną rubrykę po prostu przekreślił. Najwięcej kompromitujących materiałów znaleźli inni funkcjonariusze u Rudnickiego. W protokóle rewizji datowanym 14 czerwca, a więc dzień po zatrzymaniu podejrzanego, wyszczególnili: rewolwer nagan, 7 sztuk amunicji do PPSz, granat bez zapalnika, rakietnica i 3 naboje rakietowe, 1 sztuka amunicji karabinowej, 14 sztuk amunicji do pistoletu Colt, zamek karabinowy, pudełko trotylu w paczkach, trotyl w kawałkach, 1 kawałek trotylu z lontem. A trafili na to wszystko prawdopodobnie dopiero w następstwie pierwszego przesłuchania, bowiem podczas zatrzymania w przeddzień znaleźli tylko flower. Cdn.
Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski
Przypisy:
- KZPP – organizacja czynna w latach 1949-1950. Zob.: Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 1944-1956, red. R. Wnuk i in., Warszawa-Lublin 2007, str.493.
- IPN BU 1063/270 t.2, str. 417.
- Według zeznań Wiesława Gwadery i Tadeusza Gołębiowskiego. Gołębiowski przyznał to dopiero po trzech miesiącach śledztwa. Wcześniej przedstawiał inna wersję, unikając obciążania Gwadery.
- IPN BU 1063/270 t.2, str. 258.
- Tamże, str. 263.
- Tamże, str. 352.
- IPN BU 1064/223, str. 92-93.
- Tamże, str. 210-211.
- Tamże, str.212.
- Tamże, str. 239-240.
- IPN BU 1063/270 t.2, str. 462.
- IPN BU 1064/223, str. 67-68. Pomysł zabicia Jerzego Sobocińskiego występuje ponadto w zeznaniach Jana Bidzińskiego, Tadeusza Gołębiowskiego, Stanisława Plasoty i Jana Rybickiego.
Szanowni Autorzy ,Szanowna Redakcjo
Dziękuję za historię dziejów okolic mej małej Ojczyzny, stron mej młodości . Kilkoro z nas ,z lat tamtych z Międzylesia i okolic rozjechało się po świecie , nadal jesteśmy w kontakcie . Śledziliśmy z zainteresowaniem kolejne odcinki sagi dziejów stron naszej młodości .Czekamy na zapowiadane przez autorów wydanie książkowe .