Ptasia linia. Chodźcie nad Wisłę

Wędrówka wzdłuż wawerskiego brzegu Wisły zazwyczaj dostarcza niezwykłych wrażeń. Wystarczy odwrócić wzrok od kominów Siekierek by poczuć się jak w Amazonii. Wielkie zwalone drzewa, liany z dzikiego chmielu i oczywiście mnóstwo gatunków ptaków. Także dlatego Stołeczne Towarzystwo Ochrony Ptaków regularnie organizuje w tych okolicach spacery z przewodnikiem. Ostatni odbył się 18 lutego.

Bogactwo ornitologiczne Wisły rozpieszcza osoby, regularnie biorące udział w tego typu obserwacjach. Widok bielika na nikim nie robi tam już wrażenia. A mówimy przecież o majestatycznym ptaku o rozpiętości skrzydeł dochodzącym do 2,5 metra. Jest to największy nasz ptak szponiasty, choć będąc w towarzystwie pasjonatów ptaków nie powinno się nazywać go orłem. To orlan, czyli „orzeł morski”. Do rodziny orłów występujących w naszym kraju zaliczamy orliki krzykliwe i grubodziobe oraz orła przedniego. To tak na marginesie, bo wbrew nastrojom części uczestników wycieczki, nazywających bielika „kurą”, ja cieszyłem się jak dziecko stojąc na Plaży „Romantycznej” i podziwiając przez lornetkę młodego bielika krążącego w poszukiwaniu kominów powietrznych nad naszymi głowami. Jak łatwo się domyśleć, ptak o tak dużej powierzchni skrzydeł, nie lubi nimi poruszać. Zdecydowanie woli szybować, ale do tego potrzebuje sprzyjających warunków. Po kilku minutach krążył już wzbijając się spiralnie ku niebu wraz z kilkoma mewami i myszołowami. Tu znów spotkał uczestników wycieczki zawód. Po wnikliwej analizie okazało się, że są to myszołowy zwyczajne, a nie włochate. Te drugie, często u nas zimujące są dosyć rzadkie. Tymczasem myszołowy zwyczajne to najpospolitsze nasze ptaki drapieżne, dość duże, choć obdarzone stosunkowo słabymi dziobami i szponami. Ich skromny oręż nie wystarcza by wzbudzić respekt u wron, które często stadnie przepędzają myszołowy ze swoich rewirów. Takiej śmiałości nie mają wobec jastrzębi, które choć mniejsze od myszołowów, są kwintesencją ptasiego drapieżnika. Ich stosunkowo krótkie, silne skrzydła pozwalają im na niezwykle dynamiczne manewry i osiąganie dużych prędkości. Oglądanie pary jastrzębi krążącej tuż nad naszymi głowami, w pełnym słońcu było dla mnie największa przyjemnością tego spaceru. Zdecydowanie większa, jasno wybarwiona samica, robiła niesamowite wrażenie. Tego typu dymorfizm płciowy jest charakterystyczny dla ptaków szponiastych i jest w gruncie rzeczy logiczny. Dzięki temu samce i samice nie konkurują ze sobą o pokarm – samica poluje na większe, samiec na mniejsze okazy. To tylko kilka obrazków z krótkiego spaceru (niestety musiałem wrócić wcześniej) z drapieżnikami. Długo mógłbym jeszcze opowiadać o stadach nurogęsi, uhli, czy kormoranów widzianych tego poranka. Te ostatnie występują już w szatach godowych i z jaskrawo z białymi polikami prezentują się bardzo efektownie. Mógłbym też wspomnieć o magicznym momencie, kiedy na sporą kępę drzew padły promienie słońca, a na gałęziach pojawiły się nagle, jak wiosenne kwiaty, sikory, dzwońce, czyże i grubodzioby. Czas jednak zmierzać do pointy, która brzmi: chodźcie nad Wisłę ludzie, patrzcie na wodę i w niebo! Można spotkać tam unikalne ptaki, jak np. ten bocian czarny znad falenickiej Wisły. Postanowiłem, że choć raz zilustruję felieton ostrą fotografią. Serdecznie dziękuję Maćkowi Krügerowi za jej udostępnienie.

Bocian czarny