Gorączka filiżankowa

Niełatwo odpowiedzieć na pytanie: Jak się zostaje kolekcjonerem? Najczęściej przez przypadek, przynajmniej tak właśnie było ze mną. Na chorobę porcelanową zapadłam w Aninie, wiele lat temu. Miałam już wtedy kilka ładnych filiżanek do herbaty, bo mąż lubił mnie nimi obdarowywać. Kiedy jednak przy ulicy Marysińskiej otworzył się antykwariat i pierwszego dnia kupiłam tam parę ośmiokątnych filiżanek do mokki wyprodukowanych przez firmę Rosenthal, zrozumiałam, że moim powołaniem są te maleńkie cudeńka.

Mokki są szczególne. Mieszczą najwyżej podwójne espresso i kiedy pomyślę, że ktoś ślęczał nad ich zdobieniem co najmniej kilka godzin, nabieram szacunku dla dawnego rzemiosła. Co mnie pociąga w kolekcjonowaniu? To rodzaj porządkowania świata. Pewnego dnia przychodzi moment, że chcesz mieć wszystkie egzemplarze wybranego producenta. Nie spoczniesz, póki to się nie stanie. Na dodatek niemal każda aukcja to adrenalina. Licytowałam już bawiąc się na weselu, w jadącym pociągu, a nawet sama przeciwko sobie, bo nie miałam jeszcze dostatecznej wiedzy. Zdarzało mi się brać udział w licytacji dziewiętnastu filiżanek, choć chciałam z nich zostawić tylko dwa szczególnie wartościowe komplety.

Około roku 2017 zaczęłam moją kolekcję traktować poważnie. Skłoniła mnie do tego niechcący znana kolekcjonerka japońska, Kazumi Murakami, z którą zaczęłam się mimo woli porównywać. Filiżanki kupowałam już w tak egzotycznych krajach, jak Turcja, Argentyna, Japonia czy Australia. Mój zbiór przez lata niepokojąco się rozrósł, liczy kilkaset sztuk, które są rozmieszczone w kilku specjalnie dla nich wykonanych szafach, a i tak piętrzą się jedna na drugiej, bo ciągle brakuje miejsca.

Jedna z kolekcji filiżanek autorki. Zdjęcie własne

Porcelana reaguje na trendy w sztuce, wciąż uczę się jej historii, sygnatur, motywów zdobienia, dziejów firm, które ją produkowały. W tym roku wybraliśmy się na wycieczkę po porcelanowym zagłębiu, okolicach Karlowych Warów w Czechach i Selb w Bawarii, gdzie powstawały interesujące mnie filiżanki. Zwiedziliśmy muzea poświęcone porcelanie Rosenthala i Hutschenreuthera, żałując, że obie te marki nie należą już do dawnych właścicieli, a porcelana z ich znakami jest produkowana w Chinach.

Wystawiam moje filiżanki na Instagramie i dzięki temu poznaję innych kolekcjonerów. Korespondujemy ze sobą, informując się o intersujących aukcjach czy przedmiotach. Trochę też rywalizujemy. Filiżanki to drogie hobby. Porcelana nie na darmo nazywana jest białym złotem, bardzo reaguje na wzrost cen. Starej porcelany nie przybywa, egzemplarze się czasem tłuką. Mnie na szczęście przydarzyło się to tylko raz, jednak taka jest cena kolekcjonowania kruchych przedmiotów.

Czasem słyszę pytanie, czy piję z moich mokk? Nie, są zbyt daleko od kuchni. Jednak lubię stanąć przed otwartą szafą i popatrzeć z zachwytem na piękno zaklęte w tych delikatnych przedmiotach.