Aktywność obywatelska
„Jeżeli w Państwie są rozliczne braki i niedomagania, to winę ich ponosi także społeczeństwo. Żaden rząd nie jest i nie może być wszechmocny i nie zdoła zaspokoić wszystkich potrzeb ludności, jeśli obywatele nie stworzą sami warunków pomyślnego rozwoju własnych warsztatów pracy, a tym samym i Państwa.”
22 XI 1921 r. Wincenty Witos
Jak pięknie i optymistycznie zakończyła swój tekst Małgorzata Albińska-Frank: „Poczujmy się między sobą jak w Szwajcarii”. Łatwo napisać, ale jak mielibyśmy się nagle porównać do kraju hardych alpejskich górali, ludzi zamożnych wielopokoleniową spuścizną i naukami Jana Kalwina, kraju najlepszych (a na pewno najdroższych) prywatnych pensji i elitarnych szkół hotelarsko-gastronomicznych, najsolidniejszych banków, siedzib ogólnoświatowych koncernów farmaceutycznych, kraju, który (pomijając burzliwe ruchy religijne XVI w.) nie zaznał okrucieństwa wojny od czasów Wilhelma Tella. Kraju kantonów i mikroregionów, czterech języków oficjalnych i kilkudziesięciu dialektów regionalnych, z silnym autentycznym mandatem władzy lokalnej za którym stoi 700-letnia ciągłość tradycji wspólnotowych.
Jest jednak, jak to zwykle bywa, również druga strona medalu. Przytoczę zasłyszaną anegdotę: Szwajcar wychodzi z imprezy prywatkowej o godzinie 22:00, wraca do swojego mieszkania dwa piętra wyżej i o 22:30 dzwoni na policję z prośbą o interwencję w sprawie zakłócania ciszy nocnej w lokalu, który niedawno opuścił. Inny obrazek. Ulicą sennego szwajcarskiego miasteczka jedzie śmieciarka, a na mieszkańców pada blady strach i w pośpiechu, po raz kolejny, przeszukują worki ze śmieciami wystawione przez ich gospodynie domowe, ponieważ tuż za wozem kroczy nieuznający litości urzędnik w garniturze, gotów wlepić boleśnie wysoki mandat każdemu, kto nie zastosuje się do precyzyjnych reguł segregacji odpadów. Kolejny przykład. Jeśli w autobusie komunikacji miejskiej w Lozannie ktoś zostanie przyłapany na jeździe bez ważnego biletu, to może być pewien, że prócz solidnej kary finansowej, po dwóch tygodniach, w specjalnej rubryce lokalnego dziennika, zostaną opublikowane jego dane osobowe opatrzone odpowiednim komentarzem. Dlatego na gapę jeżdżą w Szwajcarii wyłącznie cudzoziemcy.
Tak to działa i wszyscy się na to godzą, ponieważ Szwajcaria to przykład kraju, gdzie prawo jest respektowane z prostego powodu – jest niezwłocznie, skutecznie i nieodwołalnie egzekwowane przez powołany do tego aparat administracji kilku szczebli, które wraz ze służbami mundurowymi stoją na straży tego co w referendach uchwala Naród. Każdy Szwajcar – obywatel dba o przestrzeganie prawa na co dzień, a to co dla niego jest obywatelską czujnością, my nazwalibyśmy zapewne donosicielstwem.
W Polsce, wciąż pokutuje to tabu. Desperat, przez lata skazany na kopcący starym olejem komin sąsiada, doprowadzony do rozpaczy, dzwoni wreszcie z interwencją i rzadko kiedy podaje dyżurnemu własne nazwisko i adres. Anonim to nasze drugie imię. Z trudem zdobywamy się na zawiadomienie służb widząc nielegalne ognisko ze zgniłych liści za płotem, zdewastowany przez koła sąsiedzkiego samochodu kawałek publicznego trawnika, brak tablicy budowlanej na remontowanej obok posesji, wreszcie – nielegalne zajmowanie pasa drogowego przez wóz betoniarki lub np. ekipę filmową.
Piętno kapusia to silny stygmat na naszych polskich duszach, przejęty po latach patriotycznej niesubordynacji, zrywów powstańczych, podlany być może jeszcze rekruckim czy więziennym kodeksem honorowym. Odważne informowanie służb miejskich o wybrykach sąsiadów odbywa się wciąż w ostateczności i po wielokrotnych ostrzeżeniach, „ostatnich razach” i „tym razem to już na pewno ostatnich razach”. Do dzwoniącego po Straż Miejską może przecież przylgnąć niebezpieczna łatka kolaboranta, niewdzięcznika, pieniacza i upierdliwca, takiemu rysuje się gwoździem powłokę lakierniczą nowego crossover’a, rozsiewa o nim gdzie popadnie fałszywe świadectwo, straszy własne i cudze dzieci, nie pożycza jemu więcej nic, ani vice versa żadnej rzeczy, która jego jest.
Wielki wpływ na takie postawy mają również mizerne i nieadekwatne do kodeksowych sankcji karnych skutki interwencji powiadamianych służb. Napiszę to szczerze i z żalem, ale nasz aparat administracyjno-mundurowy działa nieskutecznie. Urzędnik, w którego kompetencjach są wizje lokalne i monitorowanie gminnych zasobów, nie pojedzie w teren bo „Panie, to ja bym nic innego nie robił tylko jeździł, a patrz Pan ile ja mam tu papierkowej roboty”. Patrol przyjmujący zgłoszenie interwencyjne nie ma limitu czasu na reakcję, więc wszystko odbywa się „niezwłocznie”, nawet jeśli trwa np. 8 godzin. Interwencje bywają w związku z tym spóźnione, nierzadko zdarza się, że mają charakter pobieżny i jednorazowy. Raportowanie pomiędzy funkcjonariuszami i właściwymi urzędami odbywa się praktycznie wyłącznie w wypadku skarg ponawianych lub interwencji osiedlowych czy gminnych radnych. Efekty obywatelskich interwencji giną często w gąszczu procedur i stosu odpowiedzi na odpowiedzi na zapytania stron. Mija czas, zmieniają się regulaminy i etaty. Dawne naruszenia prawa stają się powoli mgliste i przez wszystkich zapomniane. Betoniarka? Przecież odjechała. Trawnik? Tam jest teraz kostka.
Na przykład w kwestii nielegalnego parkowania istnieje problem z powszechnym przyzwoleniem społecznym na łamanie prawa i równie powszechną dezaprobatą dla wszelkich prób podejmowania działań zaradczych. Interwencje obywatelskie spotykają się z otwartą nienawiścią. Zawiadamianie kończy się negowaniem zgłoszenia bo patrol Straży Miejskiej przyjeżdżając w nocy stwierdza, że na chodniku pod biurowcem nic nie stoi i przerzucaniem odpowiedzialności pomiędzy służbami kontrolnymi a zarządcą drogi – Teren należy zabezpieczyć słupkami, co wyeliminuje przypadki łamania prawa, lub – nie możemy osłupkować całego miasta, w przypadku nadużyć powinny interweniować odpowiednie służby.
Problem w tym, że i Straż Miejska, i Policja są dosłownie zalane tego typu zawiadomieniami z obszaru całego miasta i robią wiele, by mieszkańców zniechęcić do zgłaszania kolejnych zdarzeń. Sprawy kończą się wyłącznie pouczeniami, lub świadkowie są wzywani do wyjaśniania mało istotnych szczegółów, a w trakcie przesłuchań daje się im odczuć, że służby są zawalone pracą nad poważniejszymi sprawami.
W oczekiwaniu na szwajcarskie standardy życia zacznijmy więc tymczasem od siebie. Bądźmy aktywnymi użytkownikami przestrzeni publicznej, czyli wspólnej. Bądźmy ciekawi naszych praw i obowiązków. Reagujmy, wspierajmy się sąsiedzko. Ze swojego doświadczenia wiem, że upór, konsekwencja i gruntowna znajomość przepisów są najlepszym orężem w walce z łamaniem prawa, dlatego tak ważna jest nasza aktywność obywatelska.
Niech za przykład udanej inicjatywy posłuży akcja grupy mieszkańców zbójnogórzan. Zapraszam do lektury tekstu Filipa Skarzyńskiego.
PODZIĘKOWANIA:
@Tomasz Główka (za konsultację oraz twórczy wkład w merytorykę)
@Jan Mencwel (za rekomendację)
0 komentarzy