Kaczy Dół – Międzylesie. Czas wojenny. Część 13.

Autor: , Osiedle: Międzylesie Data: .

Cd.

Ograniczenia, trudności apro­wizacyjne, rosnące ceny, a i (albo przede wszystkim) zwykły niedostatek sprzyjały rozpowszechnieniu się hodowania tzw. biedakrów, czyli kóz. W podmiejskich miejscowościach stały się bodaj najczęstszymi dostarczycielkami mleka. Kto posiadał choćby spłachetek gruntu, stawiał dla kozy lub kóz solidną komórkę w bliskości chałupy, a najlepiej przylegająca do niej, by utrudnić kradzież na mięso żywicielki rodziny. Szablastorogie i bezrogie brodate przeżuwacze o stoickim spojrzeniu i długawej sierści przeróżnej maści, uwiązane do wbitych w ziemię kołków pasły się na niezabudowanych lub opuszczonych parcelach, nieużytkach i przylesiach, na ogół w pobliżu domostw. Jeśli ktoś z domowników miał czas, to wędrował z nimi nad wawerski kanał, by uraczyły się nieco bujniejszymi trawami i ziołami. Kozą ratowała się babcia Adamkowska, mieszkająca w pobliżu kanału właśnie, także nie pierwszej młodości siostry Pardelewiczowe z ulicy R. Traugutta (ob. Rosnąca) przy anińskim lesie. Po parę, albo i kilka kóz, jeśli przygarnęło się i sąsiedzkie, prowadzała na wypas Matyjasiakowa, co to później straciła nogę na minie, i szewcowa Gołębiewska, matka trojga dzieciaków, z których najmłodszy został księdzem. Kozy były trzymane przez rodziny Freyów, Koniecznych, Marciszewskich, Szczerbakowiczów, Węgierkiewiczów i wiele innych. Wśród rozrzedzonej na peryferiach zabudowy kozy widywano często i niemal wszędzie. W bezwietrzne letnie wieczory od gospodarstw niosła się woń kóz, pędzonego tam bimbru i resztek karbidu wyrzucanych z lamp na przydomowe śmietniska.

Wielu właścicieli sklepów, w tym zapewne i Maria Smolińska, prowadziła sprzedaż nie tylko towarów kontyngentowych i takich, które nie były objęte ograniczeniami, ale po kryjomu także produktów dostępnych wyłącznie na czarnym rynku. Te towary sprzedawało się tylko dobrze znanym stałym klientom. Było to głównie mięso z nielegalnego uboju oraz różnego rodzaju wędliny, w mniejszym stopniu pieczywo lepszej jakości z nielegalnych wypieków oraz produkty pochodzące z przemytu lub kradzieży – kawa, herbata, konserwy, i in. Przetwory mięsne – wędzone szynki, balerony, boczki, słonina, polędwica, kiełbasy – były szczególnie pożądane przez samych Niemców, którzy w dodatku wysyłali je w paczkach do rodzin w Rzeszy. Stąd mnożyły się kontrole, obławy w pociągach, rewizję, rekwizycje a i kary. „Pamiętam, jak żandarmi niemieccy po rewizji zabrali radio, jak zabrali matce całą żywność, jaką niosła ze wsi korzystając z darmowych biletów jako wdowa po kolejarzu. Robiono obławy w pociągach i na dworcach. Również na linii Otwock – Warszawa Wschodnia przemycano pieczywo na bazar Różyckiego z piekarń w Falenicy i okolicy, wędliny i mięso przemycano z okolic Karczewa”.1

Środki zaradcze ze strony Niemców nie były jednak w stanie wstrzymać nielegalnej produkcji i obrotu tymi towarami. Co więcej, wielu Niemców, a zwłaszcza funkcjonariuszy różnego rodzaju służb, i urzędników, miało swoich zaufanych dostawców. U nich to dokonywali nielegalnych zakupów, chroniąc w zamian dostarczycieli. Wykorzystali tę sytuację bracia Gimplowie, mieszkający pod lasem przy ulicy Jasnej (ob. Świebodzińska) – Antoni, Aleksander i stryjeczny brat Józef. Ich ojciec Antoni Gimpel oraz matka Katarzyna z domu Pfeiffer byli imigrantami. Przybyli do Polski z Niemiec w latach dwudziestych. W dodatku należeli do wspólnoty kościoła ewangelickiego. Niemcy zażądali od rodziny zadeklarowania przynależności do narodu niemieckiego i podpisania Volkslisty. Gimplowie wydali wtedy przyjęcie dla urzędników niemieckich i dodatkowo dla każdego przygotowali kosz z nielegalnymi wyrobami masarskimi, uzupełnionymi flaszką przedniej jakości bimbru, czyli samogonu – spirytusu pędzonego również nielegalnie domowym sposobem ze zboża. Bracia nie kryli niemieckiego pochodzenia. Powiedzieli gościom to, co wiedzieli o rodzinie, o rodzicach, o sobie. Antoni z Katarzyną emigrowali z Niemiec w czasach bezrobocia i biedy. W Polsce znaleźli pracę, dorobili się, kupili ziemię, pobudowali się i wykształcili synów. Antoni został specjalistą narzędziowcem i tokarzem precyzyjnym. Pracował w fabryce Kazimierza Szpotańskiego. Aleksander miał również dobrze płatną pracę w browarach Haberbusch & Schiele. Zbudowali własne domy, pożenili się. I teraz co? – pytali swoich gości: – Mamy rodziny, sąsiadów, kolegów, przyjaciół, a i pracodawców. Czy mamy się ich wyprzeć? Czy mamy wyrzec się tego, co wypracowaliśmy i co tu otrzymaliśmy? – pytali. Przy suto zastawionym stole argumenty okazały się przekonujące. Uraczeni ucztą Niemcy wynieśli się, zabierając pełne kosze. Gimplom dali spokój. Ci później zapłacili zresztą swoją cenę. Podczas najść, rekwizycji, obław i wypędzeń traktowani byli nie inaczej jak cała ludność miejscowa.

Antoni Gimpel

Próbą poprawy zaopatrzenia i przeciwdziałania nieumiarkowanemu podnoszeniu cen było założenie spółdzielni. Początkowo – już wiosną 1940 r. – w Wawrze powstała spółdzielnia „Brzask”, a parę miesięcy później Spółdzielnia Spożywców w Międzylesiu. Według Feliksa Sikory (1895)2 na zebraniu założycielskim w restauracji Wróblowej spotkali się: Tadeusz Filipowicz, Antoni Różycki, Feliks Sikora, Feliks Wiland i Jan Włodarski. Nieco później do grona organizatorów dołączyli: Ignacy Gołaś, wysiedleniec z Otorowa koło Szamotuł, obejmując kierowanie zaopatrzeniem, księgowy Frey oraz księgowa Leokadia Niszczowa. Ignacy Gołaś był czynnym działaczem podziemnej sieci Stronnictwa Ludowego „Roch”. Sklep z artykułami przemysłowymi kierowany przez Feliksa Wilanda otwarto w pomieszczeniu po sklepie spożywczym Majera Chaima i Tauby Winogórów w budynku Sucheckiego.

Zarząd Spółdzielni Spożywców w Międzylesiu. Od lewej: Ignacy Gołaś, Tadeusz Filipowicz, Leokadia Niszczowa i Feliks Wiland.

W Oddziale Międzyleskim FAE także musiano radzić sobie z trudnościami. Czesław Bartkiewicz pisał o tym następująco: „ Zdobyliśmy wychudzoną i wybiedzoną klacz, żywiącą się korzonkami trawy październikowej i nazwaliśmy ją Lalka, dla jej panieńskich narowów. Ledwie ciągnęła stępa chłopski wóz za sobą i w drodze często odpoczywała, ale komunikacja OM z Centralą została przywrócona. Trzeba ją było jednak usprawnić i nadać większą szybkość, co osiągnięto dając słabej Lalce lżejszy wehikuł, zmontowany na ogumionym trzykołowym podwoziu od motopompy strażackiej. (…) Zaczęliśmy budować elektrowozy. Ze spalonych Fordów nabytych przez FAE z MZK zmontowaliśmy dwa elektrowozy: pierwszy dla Centrali, drugi dla OM”. Wśród danych technicznych Bartkiewicz wymienia wagę własną elektrowozu – 2400 kg, w tym waga baterii akumulatorowej – 1000 kg, szybkość – 10-15 km/ godz. Początkowo elektrowóz „ całą drogę do Centrali odprowadzany był przez okolicznych chłopaków, od których nie można się było odczepić. Czasem się to udawało, jeżeli jechaliśmy z wiatrem, używając otwartych drzwi jako żagli…”3. Ze stołówki fabrycznej korzystali nie tylko pracownicy i nie tylko ich rodziny. „Przez cały czas wojny troje dzieci z miejscowej szkoły powszechnej wyznaczonych przez kierownika szkoły, korzysta z obiadów w stołówce” – odnotował Bartkiewicz.4 Ale i to nie wszystko. Półsierota Wiesiek Gwadera „ po znajomości” także uzyskał możność nieodpłatnego korzystania ze stołówki. Pamięta, że nie był wyjątkiem. Znał kilkoro innych „dzieciaków” – jak mówi – które, podobnie jak on sam, otrzymywały jedzenie w stołówce FAE nieodpłatnie. Jak ważne musiało być to dożywianie, pokazuje wspomnienie Adolfa Stefańskiego (1927) starszego o 4 lata od Gwadery. Miał 14 lat, kiedy – jak napisał – „Ojciec już nie żył, a matka pracując dorywczo nie mogła nas wyżywić, co zmusiło mnie i moje rodzeństwo do pracy zarobkowej. Początkowo, przez krótki okres czasu, pracowałem w W-wie przy ul. Kolejowej (nr domu nie pamiętam) w wytwórni pasty do obuwia. Następnie przeniosłem się do zakładu ślusarskiego mieszczącego się w Warszawie przy ul. Żytniej 59a, będącego własnością Niemca Augusta Probsta. Praca ta jednak w niczym nie poprawiła moich warunków materialnych, ponieważ zarabiałem 10 zł. na tydzień, z czego 8 zł. wydawałem na kupno biletu kolejowego”.5

Klacz Lalka z wozem służyły od pażdziernika 1939 r. do utrzymywania łączności
między Oddziałem Międzylesie a centralą FAE przy ul. Kałuszyńskiej 2/4/6 na Pradze. Fot. z arch. OM FAE
Elektrowóz zbudowany w OM FAE w latach 1940/41 z ładunkiem świń odchowanych do oddania na kontyngent. Między ładownią a kabiną widoczna bateria akumulatorowa . Za pojazdem kolejka osób do stołówki. Fot. z arch. OM FAE

Niedostatki zapatrzenia zmusiły załogę OM FAE do prowadzenia własnego gospodarstwa rolnego. „Od czasu wojny pęd do uprawy najmniejszego kawałka ziemi jest ogólny – postanowiliśmy więc te piaski związać przez uprawę odłogów. Po zniwelowaniu reszty terenu posiano na piasku łubin, a na lepszych morgach posadzono kartofle dla stołówki. (…) W czwartym roku trzeba już było zrobić płodozmian: zasialiśmy przeważnie żyto, mniej kartofli i łubinu, w bieżącym piątym roku tak samo – stosując dodatkowo nawozy sztuczne. (…) Nie poszło to jednak bezkarnie: zaczęły się sypać nakazy kontyngentowe: «Do rolnika Szpotańskiego. Do dnia tego i tego należy odstawić tyle i tyle żyta, słomy, kartofli, wołowiny, wieprzowiny, licząc od hektara…pod rygorem itd.». Dajemy sobie z tym jednak jakoś radę. Cały rok, oprócz miesięcy zimowych, jest w tym naszym gospodarstwie rolnym co robić: sadzenie, radlenie, kopanie kartofli, siew, żniwa, młocka zboża. No i dożynki też musiałem wyprawić…. Na jesieni 1941 r. FAE otrzymała z Wydziału Wyżywienia 30 warchlaków. Międzylesie jest wymarzonym miejscem na taką hodowlę. Świeże powietrze i na okólnik można je wypuścić i zieleniny w bród. Druga partia w 1942 r. liczyła 25 sztuk, trzecia w 1943 r. też 25 sztuk. Było trochę z tym kramu i strachu, bo to zaziębi się i zachoruje, to kolczyk zgubi, to kontrola się zjawi, to znów weterynarza trzeba wzywać i leki stosować, ale co praktyka to praktyka: nauczyliśmy się czegoś nowego, a mnie przybyła jeszcze jedna funkcja « Schweinebetreuer » [świniarz] . Chcieliśmy nawet z 3 partii maciorkę uchować, by mieć zadatek na czwartą partię, ale się nie udało…”. Do tego wszystkiego „ poza subsydiami dla Komitetów i Podkomitetów Opiekuńczych gminy Wawer i Międzylesia fabryka uczestniczyła w 1942 r. w założeniu Obowiązkowej Szkoły Zawodowej w Wawrze – przekazując potem do niej szereg narzędzi, kilka aparatów mierniczych i wykonując kilka specjalnych przyrządów. Na 17 uczniów przemysłowych praktykujących w OM, 10 pochodzi ze Szkoły Zawodowej w Wawrze”. Ale i to jeszcze nie wszystko: „ Z części samochodowych dostarczonych przez Ochotniczą Straż Pożarną w Międzylesiu zmontowano fabryce w ciągu trzech miesięcy samochód dla tejże straży oraz wykonano i nadbudowano nań zbiornik na wodę o pojemności 2,8 m. sześć”. 6

Oddział Międzylesie Fabryki Aparatów Elektrycznych Kazimierza Szpotańskiego widziany ze strażackiej wspinalni w 1943 r. Okolica po wycięciu drzew na opał zmieniona w piaszczyste pustkowie. Na pierwszym planie u dołu i po lewej kartofliska na tyłach
zabudowy przy ul. Głównej.

Gospodarstwo podobne jak OM FAE prowadziły siostry Franciszkanki w Zosinku, jednak „ większość trzody nie była zarejestrowana”.7
Zwierzęta niezarejestrowane były łatwo rozpoznawalne, jako że nie oznakowano ich blaszanymi kolczykami identyfikacyjnymi. Wykorzystało to dwóch szantażystów, którzy w marcu 1942 r. wtargnęli do gospodarstwa, po czym „ zagrozili denuncjacją, a w końcu proszeni o miłosierdzie ze względu na dzieci – zażądali wysokiego okupu i szantażowane siostry zapłaciły 30 tys. zł (pożyczone w sąsiedztwie), a 20 tys. miały przygotować na określony dzień”.8 Siostry jednak zaryzykowały i skorzystały z pomocy „ policji polskiej i niemieckiej” – jak pisze s. Teresa Antonietta. Szantażyści zostali ujęci. W relacji przywołanej przez autorkę za Kroniką Domu Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Międzylesiu brak wzmianki o tym, czy doszło do ujawnienia niedopełnionego obowiązku rejestracji wszystkich`zwierząt i o ewentualnych tego następstwach.

Cdn.

Przypisy końcowe:

  1. Danuta Sokołowska – Świderska. Październik liście zakrwawił…, dz. cyt.
  2. W numerze 9 (24) Gazety Wawerskiej z października 2019 r. podano błędny rok ur. Feliksa Sikory. Za sprostowanie dziękujemy p. Jackowi Ostrowskiemu.
  3. Czesław Bartkiewicz, Z Kroniki OM…, dz. cyt. 44-46.
  4. Tamże, str. 47
  5. Akta personalne funkcjonariusza SB: Stefański Adolf…, dz. cyt..
  6. Czesław Bartkiewicz, Z Kroniki OM…, dz. cyt. 46-47.
  7. s.Teresa Antonietta Frącek. Siostra Rodziny Maryi… dz. cyt/ str. 28
  8. Tamże.