Wywiad z autorką niecodziennego albumu fotograficznego.

P. Grzegorczyk: Jak zrodził się pomysł na powstanie albumu „Figle-migle”?

A. M. Stankiewicz: To był proces. Zaczął się od chęci pokazania w formie książki fotograficznej zdjęć mojego zmarłego taty, fotoreportera Mirosława Stankiewicza. Wybrałam te z początków jego fotografowania, a jednocześnie okresu przed moim urodzeniem. Zaciekawiło mnie jakim był fotografem, gdy go jeszcze nie znałam i jak patrzył na dzieci, nie będąc jeszcze ojcem. Nie zaczęłabym jednak myśleć o wydaniu książki, gdyby nie fundusze, którymi na szczęście dysponowałam – należność za zdjęcia wykonane przez tatę, którą udało się odzyskać dopiero po jego śmierci. W zasadzie więc on sam sfinansował „Figle-migle”. Mam nadzieję, że byłby zadowolony z rezultatu.

P.G.: Kiedy właściwie kończy się dzieciństwo?

A.M.S.: Chciałabym powiedzieć, że nigdy, i że pomimo fizycznej przemiany, jako dorośli, wciąż jesteśmy dziećmi. Niestety chyba tak nie jest. Dziecko, którym byliśmy, wciąż w nas istnieje, ale jako zbiór wspomnień i doświadczeń, często mało dostępny i zakurzony. Według mnie dzieciństwo kończy się w momencie, gdy bierzemy pełną odpowiedzialność za siebie, a w sposób definitywny, gdy odpowiedzialność ta obejmuje drugą osobę: partnerkę, partnera, dziecko, a czasem rodzica. Osobiście, i to coraz intensywniej, staram się odkrywać i lubić małą Anię, która jest we mnie, choć schowana w jakimś kąciku. A dokładniej Anię Małgosię.
P.G.: Dziecięce wyliczanki to nierozerwalna część podwórkowego świata. Czytając je czuję jakbym obcował z zaklęciami. Skąd taki piękny pomysł na narrację albumu?

A.M.S.: Bardzo się cieszę, że tak Pan odbiera ten pomysł. Szukałyśmy z projektantką książki, Natalią Mikołajczuk, jakiegoś akcentu, który urozmaici fotograficzną opowieść. Padło na wyliczanki. Poszperałam trochę i natrafiłam w naszej wawerskiej Bibliotece Publicznej na książkę Krystyny Pisarkowej „Wyliczanki polskie”, wydaną po raz pierwszy w 1975 roku. Autorka określiła te dziecięce wierszyki jako „małe zabytkowe klejnociki”. Chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście są zabytkowe, zapytałam więc moich synów i dzieci mojego brata – czyli wnuki Mirosława – czy jakieś znają. Okazało się, że jak najbardziej! I to często te same, które w dzieciństwie poznałam i ja. Wyliczanki przytoczone w „Figlach-miglach” pochodzą właśnie z książki Krystyny Pisarkowej.

P.G.: Jakie cechy lub umiejętności musi posiadać fotograf świata dziecięcego? Czy to w ogóle można traktować jak odrębną kategorię fotografii?

A.M.S.: Musi znać wyliczanki – żartuję oczywiście. Tata nie specjalizował się w fotografii dziecięcej, ale rzeczywiście chyba miał do niej talent. Potwierdzają to zdjęcia, które można znaleźć w książce, ale też te z późniejszych lat, pokazujące często dzieciństwo z trudniejszej strony. Myślę, że w przypadku fotografowania ludzi, nie tylko tych najmłodszych, ogromne znaczenie ma empatia i szczerość. W przypadku dzieci, które są w jakiś sposób kruche i płochliwe, chyba dodatkowo umiejętność pozostania z boku, nieingerowania w ich świat.

P.G.: Po lekturze albumu odnoszę wrażenie, że był również człowiekiem cierpliwym. Pośród wielu zdjęć zdarzają się te niepozorne, zyskujące po wielokrotnym, lub dłuższym oglądaniu. Które z zamieszczonych w albumie są najbliższe pani sercu?

A.M.S.: Tata pracował metodycznie i z dużą precyzją. Wiązałabym to z jego technicznym wykształceniem, ukończył Wydział Lotniczy Politechniki Warszawskiej. Stąd, myślę, wręcz inżynierska dokładność przy fotografowaniu. Bo jednocześnie był bardzo emocjonalny i wrażliwy, co widać w tematach, które podejmował w swojej fotografii. A które zdjęcia są najbliższe mojemu sercu? Może te, na których najbardziej widać swobodę ich bohaterów, nieskrępowaną normami stworzonymi przez dorosłych. Również te, gdzie widać przyjaźń, współdziałanie. I te gdzie są dziewczynki. Wychodzi na to, że wszystkie, w każdym odnajduję coś poruszającego.

P.G.: „Figle-migle” zostały już zauważone i docenione – zakwalifikowano je do finału konkursu Fotograficzna Publikacja Roku 2020/2021. Ja również uważam, że to perełka wydawnicza, choć z półki kolekcjonerskiej. Może to więc początek nowego rozdziału w Pani aktywnościach zawodowych? Ma Pani takie plany?

A.M.S.: To wielki zaszczyt dla mnie znaleźć się w finale tego konkursu. Wciąż do końca to do mnie nie dociera. W Polsce ukazuje się całkiem sporo publikacji fotograficznych, o bardzo wysokim poziomie artystycznym. Wiele z nich opartych jest na fotografii archiwalnej, tak jak moja książka. Poprzeczka była ustawiona naprawdę wysoko. Bardzo zachęcam do zapoznania się z pozostałymi, finałowymi publikacjami tegorocznej edycji konkursu. A co dalej? To przedsięwzięcie – wydanie „Figli-migli” – to był skok na głęboką wodę. Zaczynając, nie zdawałam sobie sprawy, jaki ogrom pracy się z tym wiąże. Również teraz, na etapie sprzedaży, tej pracy jest dużo. A żeby myśleć o kolejnych działaniach to książka musi się sprzedać. Dodatkowo sama też fotografuję i na tym teraz chciałabym się bardziej skupić. Ale na pewno w dalszym ciągu będę starała się promować dorobek taty. Liczę, że „Figle-migle” pomogą mi przyciągnąć uwagę do jego twórczości i będzie łatwiej.

P.G.: W falenickiej Kulturotece ruszyła 1 czerwca wystawa fotografii Mirosława Stankiewicza. Czy poza fotografiami o tematyce dziecięcej zobaczymy coś więcej?

A.M.S.: Wystawa obejmuje część fotografii, które znalazły się w książce. Odbiór zdjęć na wystawie jest jednak zupełnie inny. Łatwiej na przykład dostrzec wiele szczegółów, smaczków, które dopiero przy takim powiększeniu są widoczne. Może kiedyś będzie możliwość pokazania również innych zdjęć taty, z innych okresów i na inne tematy. Bardzo bym tego chciała.

P.G.: Dziękuję za rozmowę.

Warszawa Plac Konstytucji , rok 1962, fot. M. Stankiewicz

Mirosław Stankiewicz
Urodził się w Białowieży w 1937 roku. Od 1940 r. mieszkał
w Warszawie. Ukończył studia na Wydziale Lotniczym Politechniki Warszawskiej. Początkowo pracował w przemyśle lotniczym
jako konstruktor, potem na stałe poświęcił się dziennikarstwu. Pracował jako reporter, publicysta i redaktor, jednocześnie zajmując
się fotografią prasową i wydawniczą. Od końca lat 80. prowadził
własną działalność fotograficzną.

Jego zdjęcia ukazały się m.in. w czasopismach „Zorza”, „Świat”,
„Kultura”, „Teatr” „RTV” (późniejsza „Antena”), „Radar”, „Stolica”,
„Tygodnik Solidarność”, „Gazeta Handlowa”, „Dom i Wnętrze”,
„Domy jednorodzinne”, „Architektura”, „Cztery Kąty”. Zajmował się również fotografią reklamową.

Jest autorem zdjęć ilustrujących liczne publikacje książkowe. Był członkiem
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i ZAIKS-u. Miał status artysty fotografika.

Z tytułu działalności zawodowej otrzymał liczne nagrody i wyróżnienia w ogólnopolskich i międzynarodowych konkursach fotograficznych,
w tym wyróżnienie na World Press Photo w 1975 r.

Zmarł w Warszawie w 2005 roku.

Anna Małgorzata Stankiewicz
Faleniczanka, fotografka,
autorka książki “Figle-migle”