Między prawem ochrony a prawem własności
O Wawerskim Zakolu było już napisane chyba wszystko: że to perła różnorodności gatunkowej, ogrom retencji wart tysiące ogrodów deszczowych, zielone płuco południa Warszawy, wspaniały teren edukacyjny i szansa na park miejski o unikalnym klimacie uroczyska. Argumenty te znalazły się również w petycji do władz Warszawy z apelem o zwiększoną ochronę Zakola. Petycję podpisało ponad 1800 mieszkańców oraz liczne autorytety. Główne jej postulaty to zachowanie podmokłego charakteru Zakola i ograniczenie działań prywatnych właścicieli gruntów. Jak realnie wygląda szansa spełnienia tych życzeń i co może z tego wyniknąć?
Ochrona przyrody okiem właściciela prywatnej działki
„Rzuciłbym kamieniem w czarnego bociana gdyby mi tu spróbował założyć gniazdo” przyznaje właściciel leśnej działki w Mazowieckim Parku Krajobrazowym. To jeden z tych gościnnych gospodarzy, który trzyma na swoim terenie ławeczkę dla spacerujących mimo iż potem zbiera wokół niej całe taczki puszek i butelek. – „Szlag mnie trafia – mówi – przegonią mnie z własnej ziemi. Czy to ptaszydło to jakaś święta krowa?”. Ale zaraz dodaje, że z wiatrówki by nie strzelił choć za sąsiadów nie ręczy. Tak właściciele reagują na ochronę strefową (zakaz przebywania 500 m wokół gniazda), z której korzystają u nas te płochliwe ptaki, mimo że w czerwonej księdze są gatunkiem najmniejszej troski.
Podobnie reaguje właścicielka dwustuletniego dębu z kapliczką. „Nawet chciałam żeby był pomnikiem przyrody, ale zrezygnowałam. Działka straci wartość, bo nic nie będzie można na niej zbudować.” Sam dąb jest jednak zadbany i lubiany. Plany przeszłego budynku są dopasowane do obecności drzewa, a kapliczka odnowiona. To tylko dwie z licznych historii z których wynika, że właściciele gruntów nie są hordą wandali spragnionych betonozy. Przepisy ochronne ich przerażają bo zawierają same zakazy i surowe kary, nie ma zaś w nich żadnych elementów wsparcia lub zachęty. Rekompensaty za ograniczenie praw własności mogą zadowolić właścicieli wiejskich, jeżeli dotyczą np. małego fragmentu wielohektarowej łąki, ale w mieście musiałyby osiągać wartość całości działki. Stąd tylu zacietrzewionych właścicieli walczących o swoje z zaciekłością rosomaka, niekiedy nawet niszczących przyrodę żeby nie było co chronić. Jedyną szansą na podwyższenie poziomu ochrony na terenie Zakola byłby wykup działek – co oznacza że za prestiżową przyrodę w mieście trzeba słono zapłacić.
Wesołe prywatne mokradła
Przyrodnicy długo płakali nad losem Macierowego Bagna, leżącego na granicy Wesołej i Wawra. To torfowisko z pięcioma gatunkami roślin drapieżnych w tym ekstremalnie rzadką rosiczką pośrednią. Nijak się nie udawało objąć go ochroną rezerwatową bo to grunty prywatne. Miejski był tylko kawałek drogi po której szły szlaki turystyczne. Teraz również i ta droga jest prywatna, a tablica informująca o walorach uroczyska zmurszała i zapadła się w pokrzywy. Jednak odkąd dużą części terenu bagna wykupił nowy właściciel – ufundował nową tablicę. Na szczęście właścicielem okazała się fundacja. Torfowisko można obserwować dzięki przemyślnym, oszklonym czatowniom. Są i żwirowe ścieżki, terenowe zabawy, ogniska i agroturystyka. Oczywiście teren, który kiedyś był dla wszystkich teraz jest tylko dla zaproszonych więc przyrodzie to ulży, natomiast mieszkańcom jest trochę przykro ale w większości rozumieją, że dla dzielnicy liceum i drogi to wydatki ważniejsze.
Wracając do ochrony Zakola Wawerskiego, jeżeli chcemy żeby po prostu kwitły tam storczyki, choćby i kto inny je podziwiał to rozwiązaniem byłoby zachęcenie właścicieli do zachowania naturalnych elementów przyrody poprzez jakiąś skuteczną formę motywacji, na przykład wsparcia w postaci dotacji. Jest wtedy szansa, że znajdą się naśladowcy Fundacji Pro Ambiente, która przejęła część Macierowego Bagna, a zachęta może się okazać tańsza niż wykup.
Rezerwaty nie są dla ludzi
Zakładając, że uda się podwyższyć poziom ochrony Zakola do poziomu rezerwatu, warto by się zastanowić jaki to miałby być rezerwat? W Wawrze jest już duży rezerwat o najściślejszym rygorze ochrony. Mowa o zamkniętym rezerwacie w Lesie Sobieskiego. Jest to część lasu ogrodzona i bez wstępu dla zwiedzających. Dzięki temu przyroda cennego starodrzewu – pozostałości puszczy mazowieckiej może się cieszyć pełną swobodą. Skorzystał z tego znakomicie, wspomniany już na początku czarny bocian, oraz przepiękne chrząszcze potrzebujące spróchniałych, walących się drzew. Rzadkie gatunki mogą się z tej ostoi rozprzestrzeniać się na okoliczne, młodsze i uboższe gatunkowo lasy, w tym do przydomowych ogrodów mieszkańców. To miejsce jest przykładem wielkiej szczodrości bo zostało oddane przyrodzie na własność. Planując podmokły rezerwat, nawet jeśli nie będzie on formalnie rezerwatem zamkniętym trzeba zdawać sobie sprawę, że przed obecnością ludzi będzie się on bronił bardzo skutecznie. Będą tam gęste szuwary, prawdziwe ściany pokrzyw, roje komarów, bagniste pułapki nie do przejścia. O miejsce dla ludzi trzeba w takich miejscach walczyć, nieustannie przecinając ścieżki i stawiając setki metrów pomostów. W przeciwnym razie pojawi się tam charakterystyczne towarzystwo złożone z nielicznych pasjonatów przyrody oraz w dużo większej liczbie – amatorów pijackich libacji. Takie zjawisko można zaobserwować na przykładzie Bagna Jacka – rezerwatu w Wesołej, który nie wzbudza wielkiego entuzjazmu w mieszkańcach, zaś hitem spacerowym jest Las Milowy – nasadzenie sosnowe skromne przyrodniczo, ale malowniczo położone na wydmach.
Najmilsze chwastowiska
Tereny o przyrodzie silnie przekształconej przez człowieka stanowią dużą część terenu Zakola. Biolodzy mają na nie ładną nazwę: zbiorowiska ruderalne. To nieużytki lub mniej zadbane zakątki gdzie rośnie to co się samo posieje. Zachęcam do odwiedzenia strony: „Chwastowisko Warszawskie”. Opisana jest tam niewyobrażalna różnorodność gatunków roślin i zwierząt. Wydaje się być większa niż w chronionych starodrzewach i mokradłach, ale to tak zwany „efekt badacza”. Niedostępne rezerwaty chronią cuda, do których zwykły przechodzień nie dotrze. Chwastowiska, dają nam pełną swobodę a ich skarby ścielą ścielą się pod nogi, stąd tak wiele obserwacji. Są tu najzwyklejsze zioła i kwiaty, które nie są chronione więc nazbieramy piękne bukiety. Zwierzęta pospolite wcale nie są brzydsze od tych rzadszych, a o wiele łatwiej je zobaczyć. Nie ma przeszkód żeby się tu wybrać z psem, a na wydepczyskach, w suchszej części Zakola często widać młodzież bawiącą się dronami. Zanim zdecydujemy o losie przepięknego Zakola zastanówmy się czego sobie życzymy: czy przyrody wolnej od człowieka czy człowieka mającego wolność w obcowaniu z przyrodą? Bo dla tych mieszkańców miast, którzy pragną swobody właściwym kierunkiem nie jest tworzenie rezerwatów, ale błoni czyli zadbanych łąk w miejsce chwastowisk, które są łąkami zaniedbanymi. Przykładem takiego terenu są Błonia Kamionkowskie.
Wspólny nurt
Sytuacja kanałów otaczających Zakole (Kanału Nowe Ujście, Wawerskiego i Nowa Ulga) wydaje się być na pozór prosta. Prawo wodne stanowi, że płynąca woda jest własnością państwową a przejść wzdłuż jej brzegów nie wolno grodzić niezależnie od tego do kogo należą. Z trasami spacerowo – rowerowymi wzdłuż wszystkich płynacych wód, nie tylko Wawra ale i całej Warszawy teoretycznie nie powinno być problemu. Odpowiedź na pytanie skąd tyle przeszkód i samowoli budowlanej – to zadanie dla prawników. Rolą przyrodników jest powiedzenie dlaczego tak być powinno. Po pierwsze dlatego że przyrodniczo Wawerskie kanały coraz bardziej przypominają małe naturalne rzeki. Mamy tu dziesiątki gatunków ptaków, wiele gatunków płazów i gadów, bobrowe żeremie, wiele chronionych roślin (w tym storczyków), na brzegach można zbierać bajecznie piękne muszelki. Coraz częściej i dalej zapuszczają się tu ryby. Brzeg płynącej wody to miejsce przyjazne i przyrodzie i ludziom. Jest to również teren gdzie prawa własności stawiają najmniejszy opór.
Nie ma więc lepszego miejsca żeby rozwijać przyrodniczy potencjał Wawra…
Dorota Wrońska
mgr biologii środowiskowej UW,
dziennikarka popularno-naukowa,
animatorka i przewodniczka terenowa.
0 komentarzy