Perła w koronie
Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku (i tysiąclecia), wówczas, gdy PRL przeistaczał się w RP, znalazłem się wśród pracowników administracji publicznej, zajmujących się przekształceniami kolei państwowych. Politycy podejmujący decyzje w sprawach tego kolosa, zatrudniającego w dobrych latach dobrze ponad 400 tysięcy pracowników, ze zdumieniem wykrywali w strukturach PKP wytwórnie wody mineralnej czy konduktorskich czapek. Na tle tych zaskoczeń najmniej wątpliwości budziła dobrze działająca, nieźle wyposażona kolejowa służba zdrowia, dysponująca siecią przychodni i szpitali. Perłą w koronie był Centralny Szpital Kolejowy w Międzylesiu przy Bursztynowej, zatrudniający znamienitych specjalistów zwabionych tu podobno kolejowymi przywilejami, jak tzw. mundurówka i deputat węglowy. Niestety, w przeciwieństwie do MSW i MON, kolej nie zachowała własnej służby zdrowia, a kompleks z Bursztynowej został przejęty przez powstałe w 1999 r. samorządowe województwo mazowieckie, które już mundurówki i węgla nie daje…
Istotą tradycji jest trwałość; w pamięci ludzi pozostaje renoma CSK, pacjenci z zapałem godnym lepszej sprawy wypełniają więc korytarze Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego, szczególnie uciążliwą ciżbą osiadając w szpitalnym oddziale ratunkowym. Pracownicy SOR zmagają się z jednej strony z rozbudzonymi oczekiwaniami klientów, oczekujących sprawnego i szybkiego wyleczenia, z drugiej – ze złożonością niełatwych do zdiagnozowania schorzeń, z trzeciej zaś strony ich los jest przeklęty wymaganiami zawartymi w przepisach wprowadzonych przez ministra zdrowia. Ten żąda, by oczekiwanie na pierwszy kontakt z lekarzem nie przekraczało w najniższym, ustalonym w triażu niebieskim poziomie pilności 240 minut. Pozornie wydaje się to dużo, lecz są to tylko 4 godziny! Jak jednak zdążyć w tak krótkim czasie, jeśli lekarzy na oddziałach i tak jest za mało, a specjalistów na popołudnia zwabiają korzystniejszymi warunkami inne ZOZy?
Nieraz tym pierwszym kontaktem z lekarzem jest rozmowa z dyżurnym izby zapewniającym, że specjalista przyjdzie, jak będzie mógł… Uczciwie świetlny ekran ostrzega, że czas oczekiwania na świadczenie może sięgnąć i szesnastu godzin; przez delikatność nie piszą, że jak się to ministrowi nie podoba, to może sam przyjść i szybciej leczyć. Pacjenci reagują rezygnacją lub agresją, personel musi się stroić w zbroję pozornej obojętności, choć wrażliwe serca lekarzy płaczą w ukryciu. A tak łatwo byłoby poradzić sobie z tym problemem i rozwiązanie jest w naszych rękach!! Dokładniej – w splecionych razem dłoniach personelu i pacjentów.
Znane są metody rozładowywania napięcia, w szczególności – sposoby przeciwdziałania agresji. Bardziej uzdolnieni z pacjentów mogliby np. prezentować swoje umiejętności śpiewając pogodne pieśni i recytując dowcipne wierszyki. Personel mógłby zaś zorganizować małego pokerka lub zawody w rzucaniu piłką lekarską. Wszyscy byliby spokojniejsi a czas nikomu by się nie dłużył.
0 komentarzy