Kaczy Dół – Międzylesie. Ziemia niczyja. Część 38.
Cd. .
Późnym popołudniem 10 września, gdy walki toczyły się w okolicy szosy brzeskiej, ulicami Tadeusza Kościuszki, Emilii Plater, Romualda Traugutta i innymi do nich równoległymi ciągnęły w tamtym kierunku kolejne oddziały polskiej piechoty. Po zachodniej stronie torów kolejowych i na wschód od Wiślickiej, podobnie przemieszczały się pułki rosyjskie. Piwniczanie z ul. R. Traugutta 1, którzy dopiero co żegnali Jabłońskiego, Czerkiesa, Lachowicza i paru innych, teraz witali przechodzących zerwanymi pospiesznie floksami. Kobiety płakały i uśmiechały się przez łzy do przechodzących żołnierzy. Ci szli nieskładnymi czwórkami w luźnym szyku zmęczeni marszem, upałem i ciężarem niesionej broni i amunicji. Mieli rozpięte kołnierze mundurów, odsunięte ze spotniałych czół rogatywki i ledwie odpowiadali uśmiechami za kwiaty. Dowódca, idący z boku kolumny i nieco od niej oddalony, mijając wyległą na drogę gromadkę rzucił mimochodem: – Nie cieszcie się… Nie cieszcie. Jeden czort odszedł, drugi przyszedł.
Dzień chylił się ku wieczorowi, gdy pod jabłonki wjechała z ulicy ciężarówka wypełniona skrzynkami z chlebem. Podchodzący z dwu stron żołnierze łapali rzucane bochenki w locie. Po chwili zatrzymała się kuchnia polowa. W powietrzu mieszały się zapachy chleba, kapuśniaku i kwitnących floksów. Marek Kulecki zapamiętał kuchnię z kapuśniakiem, Tolek – pierwszy bochenek chleba.
Na ziemi niczyjej znacznemu przetrzebieniu uległa względnie zwarta zabudowa początkowego odcinka głównej ulicy Międzylesia. Ale tam właśnie, przy przejeździe kolejowym, przetrwał ostaniec z przedwojenną nazwą „ul. Niepodległości”. Stąd tę nazwę wpisał w meldunku żołnierz przy określeniu miejsca pochówku poległych kolegów. A ostały się w tym miejscu dwie kamienice: jedna z restauracją Wróblów pod numerem 2, i druga – nieco nadgryziony pociskami budynek pod jedynką. W sąsiedztwie ocalały też wille Jana Włodarskiego i Walerego Kani, oraz ta ze sklepem ANELIP, tudzież murowanica Kozerskiego, a po części i modlitewnia Moszka Furwassera. Po stronie przeciwnej wciąż stała willa Dudaszka i Frydmana. Parterowy dom Ryfmanów i takiż, ale drewniany Goździalskiego, trwają do dziś, choć zmienione nie do poznania. Po willi „Karulewo” zostało pogorzelisko. Zniknęły zmielone do cna „Goldbergówka” i „Malinówka”. Spod zwałów gruzu wyzierały miejscami czeluście piwnic Kamienicy zwanej Szanghajem. W dość podłym stanie przetrwała chatka Jankiela Arensona, choć obok pociski ani ogień nie tknęły dwu, chyba starszych drewnianych chałup – jednej, w której Karp śledziami handlował, i drugiej ze sklepem Stasi Bemowej. Popieliska przetykane gruzem z rozbitych przewodów kominowych znaczyły ślad po całkiem okazałych piętrowych domostwach Kocbusa, Klimontowiczów, Smolińskich, po restauracji Zaczewskiego. Tam, w pobliżu skrzyżowania z Tramwajową i 11 Listopada, przetrwały jedynie zabudowania Czułowskich i masarni Świderskich, a między nimi parterowa, drewniana szopa raczej niż chałupka, w której szewcował Hersz Centner. Traf chciał, że po przeciwnej stronie nie spłonęły drewniane, piętrowe domy Sucheckich, Majewskich i Furwasserów. Ostała się murowana remiza strażacka i postrzelana ledwie stojąca wspinalnia. Zniszczona była niemal cała zabudowa ulic 11 Listopada i Tramwajowej, położonych na osi natarcia 1 pułku, a przy Jasnej oprócz paru domostw pod lasem, nieźle zachował się wojenny cmentarz. Dalej na wschód stał jeszcze pałac Edmunda Chrzanowskiego, choć po Druciance pozostał tylko wzgórek rozrzuconych cegieł. Ulanówek straszył wypalonymi murami głównego budynku. Ocalały skromne zabudowania gospodarcze. W znacznie lepszym stanie przetrwały siedliska rozrzucone wśród ogrodów i nieużytków z dala od starego Kaczego Dołu, choć i tam niektóre spłonęły ze szczętem – jak Helenów, inne zostały zburzone, jak willa Motza, uważana za jedną z najpiękniejszych.
Nieźle przetrwały okres walk Wiśniowa Góra i Zagórze. Zakwaterowali tam artylerzyści. Według Rozalii Brzeszczowej w „Krauzówce” jedno z mieszkań zajął kapitan Wróblow, a obok porucznicy Andriejew, Kwasow i Mendel, zaopatrzeniowiec. Magazynier Pelczerski miał oddzielny pokój, a Debera zamieszkał w jednej z izb należących do Brzeszczów. Nazwiska mogą być zniekształcone. – Mogłam coś przekręcić – mówi Rozalia. – To było trzydzieści lat temu. Później okazało się, że ten Debera, to Bednarski. Nie było go przez dłuższy czas po wojnie. Podobno siedział w więzieniu. Ale – jak pamięta Brzeszczowa – był to dobry człowiek. Pomagał ludziom. Swój prowiant oddawał wdowie Paczkowskiej, co mieszkała obok. Brzeszczowa słyszała, jak inni mówiąc o nim nazywali go porucznikiem, czasem mówili na niego Debera, a czasem „polityczny”. Mało przebywał z tymi czterema oficerami. Chadzał osobno. – Taki milczek. Był dziwny, inny – według Brzeszczowej, która udzieliła mu kwatery.
Kapral ogniomistrz Marian Bednarski miał powody do bycia milczkiem i „dziwnym”. Syn młynarza pochodził ze wsi Niwra nad Zbruczem, graniczną rzeką między Polską a Rosją sowiecką. Po 17 września 1939 r. dostał się do niewoli. Przetrzymywany był w Starobielsku, Sumach, paru innych obozach, a w końcu w łagrze koło Kuszwy na północnym Uralu. Stamtąd zbiegł w góry. Życie uratowały mu kołchoźnice wypasające bydło na górskich łąkach. Ukryć się, przetrwać, a potem przedostać się do Sielc pomógł predsedatiel1 kołchozu. Był więc zbiegiem poszukiwanym przez NKWD2 po to, by go przykładnie odstraszająco zabić w obecności wszystkich współwięźniów i personelu obozu. Nie raz, nie dwa był naocznym tego świadkiem. Póki co zdołał się wywinąć, choć niezupełnie. Przeszedł od Lenino do Berlina, ale 8 maja 1945 r. pod Berlinem, w dniu kapitulacji Niemiec, został aresztowany. Okazało się, że jest nieprawomyślny, „polityczny” właśnie, jak to już wcześniej zasłyszała Rozalia Brzeszczowa. Po zwolnieniu z więzienia w Rawiczu wrócił na Wiśniową Górę. Tu ożenił się z Karpińską, pracownicą sanatorium w Zagórzu – jak prawidłowo zapamiętała Brzeszczowa3. Marian Bednarski osiadł w Dakowie i tam sprowadził ocalałe z wojny matkę i siostrzenicę. Zmarł w 1979 r.⁴.
W 1944 roku NKWD nadal było tuż, tuż. Swój Obóz nr 10 w Rembertowie założyło już w październiku. Wykorzystało do tego niedawny niemiecki obóz pracy w byłej fabryce amunicji „Pocisk” z bocznica kolejową, znajdujące się przy ul. Wawerskiej⁵. Dla Juliusza Ostrowskiego Obóz Nr 10 miał być jedynie przystankiem przesiadkowym przed dłuższą podróżą. Ostrowski był jednym z pierwszych, którzy trafili do budynku przy ul. Legionów w Otwocku, gdzie siedzibę założyło NKWD. Jego żona Krystyna dzięki wstawiennictwu któregoś z braci Łabędzkich zdołała uzyskać tam jedyne widzenie z mężem. Później przeniesiono go do aresztu śledczego NKWD przy ul. 11 Listopada na Pradze. Stamtąd właśnie został skierowany do transportu mającego odjechać z Rembertowa na wschód. Niemal w ostatniej chwili wywołano go z przygotowanego już składu. To Feliks Sikora wykorzystał swoje partyjne znajomości wśród towarzyszy z PPS. Uratował Ostrowskiego od wywózki, ale już nie od kolejnych aresztowań przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. W obozie rembertowskim znalazł się także Feliks Zaremba ps. „Żmudzin”⁶. Grupa AK z Mińska Mazowieckiego odbiła go razem z wieloma więźniami w nocy z 20 na 21 maja 1945 r.⁷.
Wacław Wojtyszko, Juliusz Ostrowski, Jan Szczepek i inni nadal próbowali konspirować. Jeszcze w 1944 lub następnym roku trafili do aresztów śledczych UBP. Bogdan Podbielski nie potrafił rozstać się z bronią. Została znaleziona podczas przeszukania. Starszy od niego towarzysz w celi, poradził mu, aby nie wypierał się rzeczywistego udziału w akcjach, ale zeznawał zarazem, że płacono mu za to, a nawet by podawał kwoty, jakie miałby pobierać, byle nie za duże. Podbielskiego po kilkumiesięcznym śledztwie wypuszczono z aresztu. „Choć chcemy walczyć dziś z Niemcami/ Zacięta walka przecież trwa/ do więzień idziem tysiącami/ Napiętnowani za AK”⁸ – pisał anonimowy autor więziennej ballady, zapewne jeszcze w 1944 lub 1945 r., zachowanej przez Ewę Wojtyszko. Edward Dyszel by uniknąć kłopotów wstąpił do II Armii i uczestniczył w walkach o Wał Pomorski i Pomorze. W szeregach regularnej armii schronił się także Stanisław Maciejewski.
Konspiratorów poakowskiego podziemia⁹ tropili teraz niektórzy z niedawnych konspiratorów z AL, obecnie już jako funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Do służby przyjmowano ich za poparciem miejscowych działaczy partyjnych. Oto opinia datowana 23 marca 1946 r.: „Referencje. Tow. Żebrowski Leon jest nam znany jako dobry Polak i szczerze oddany sprawie Demokracji. W czasie okupacji należał do b. Armii Ludowej w stopniu kaprala. Tow. Żebrowski Leon jest wypróbowanym i szczerym pewnym towarzyszem” (zachowano pisownię oryginalną)10. Podpisali to instruktor komórki powiatowej PPR St. Pruszkowski oraz członek komórki PPR Wawer Władysław Sypuła, b. kapepowiec, jeden z międzyleskich szewców. Ledwie cztery miesiące późniejszą datę 6 września nosi inny wpis w aktach osobowych tego samego funkcjonariusza: „Ob. Żebrowski Leon mł.[odszy] referent P.[owiatowego] U.[rzędu] B.[ezpieczeństwa] P.[ublicznego] Garwolin wysłany służbowo przez szefa tegoż Urzędu do miejscowości Okrzeja w powiecie Garwolin, w czasie akcji przeciwko bandzie w wymienionej miejscowości, zamordowany został przez bandytów w bestialski sposób w dniu 11.VIII.1946 r.” (zachowano pisownię oryginalną)11. Jeszcze kilka lat później, w 1952 r., w Konopkach k. Mławy w zasadzce na grupę „Puszczyka”12 postrzelony został Adolf Stefański13.
Tymczasem podporucznik Jan Kociszewski prowadzący ewidencję osobową IV Rejonu Otwock VII Obwodu AK wykonał ostatni rozkaz, wydany 11 sierpnia 1944 r. przez dowódcę Rejonu, i ukrył dokumentację do czasu otrzymania „dalszych rozkazów”. Te jednak nie nadeszły. Sztab Rejonu Otwock został rozbity aresztowaniami. „Kot” długo zwlekał ze zniszczeniem ewidencji. Nawet po rozwiązaniu AK. Decyzję podjął prawdopodobnie nie wcześniej jak jesienią 1947 r.14. Palił papiery w piecu u Sabiny i Karola Mrozińskich, którzy po przejściu frontu i utraceniu dotychczasowego domostwa, zamieszkiwali w drewnianym parterowym domu ogrodnika przy pałacu Edmunda Chrzanowskiego. Najmłodsza z Mrozińskich, Ewa ur. w 1944 r. , późniejsza uczennica Kociszewskiego, zapamiętała jedynie to, że podczas palenia jej ojciec w pewnej chwili zwrócił się do nocnego gościa tytułując go „panie poruczniku”. Gdy ten zaniepokojony spojrzał na dziecko, mama rzekła uspakajająco: – Ona nic nie powie. Również Stanisława Ciepielewska zapewne wówczas powtórzyła swój wybieg. Szkolny sztandar wydobyty z ukrycia po wojnie schowała ponownie. Zaczął obowiązywać nowy wzór godła państwowego. Z głowy heraldycznego orła zniknął znak suwerenności – królewska korona. Ciepielewska sztandaru z 1933 r. nie oddała. Po raz wtóry zaszyła płat w poduszce i umieściła na otomanie15. Drzewce zaginęły bezpowrotnie.
Cdn.
Bogdan Birnbaum
Wiktor Kulerski
Przypisy:
- Przewodniczący.
- Narodnyj Komissariat Wnutriennych Dieł – Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych.
- Bożenna Karpińska córka jednego z dyrektorów Elektrowni Warszawskiej, właścicielka willi w Dakowie, była wychowawczynią w sanatorium dziecięcym w Zagórzu.
- Wiktor Kulerski. Los Kościuszkowca, w: tenże, Bez tytułu, dz. cyt. str. 167-186.
- Wg: Bogusław Kopka. Gułag nad Wisłą. Komunistyczne obozy pracy w Polsce 1944 – 1956, Kraków 2019, str. 65-66.
- Andrzej Lech. W Radości przy stacji, dz. cyt. str. 176.
- Według Jacka Zygmunta Jaroszewskiego Feliks Zaremba „Żmudzin” był więziony w obozie Riazań – Diagilewo, jednak nie znajduje to potwierdzenia w dokumentach. Zob.: Uwięzieni w Ostaszkowie i Riazaniu. Alfabetyczne wykazy 4307 internowanych Polaków i obywateli polskich, którzy w latach 1944 – 1947 przeszli przez obozy jenieckie nr 41 i nr 178 – 454 NKWD – MWD ZSRR. Opr. zbior. Pod red. Anny Dzienkiewicz i Aleksandra Gurjanowa, Moskwa Warszawa 2002.
- Fragment , pisownia oryginalna, maszynopis bez tytułu, anonimowy, niedatowany, kopia .
- Armię Krajową rozwiązano 19 stycznia 1945 r.
- IPN BU 085 4/735.
- Tamże.
- Wacław Grabowski ps. „Puszczyk”. Grupa licząca osiem osob została wybita w 1953 r.
- IPN BU 010093/6545 str. 012 do 0123 i 0126.
- Po sfałszowanych wyborach 1947 r. w nocy z 20 na 21 października zbiegł z kraju przywódca opozycji, b. premier Stanisław Mikołajczyk.
- Od 1973 r. sztandar ten przechowywany jest w Szkole Podstawowej nr 138 im. Józefa Horsta w Warszawie.
0 komentarzy