Sąd nad dzikami

W lipcu 2023 r. Prezydent Warszawy podjął decyzję o odstrzale 290 dzików. W październiku ubiegłego roku wyrok wydano na 200 zwierząt. Biorąc pod uwagę, iż powierzchnia stolicy wynosi 517 km2, a dziki występują tylko na części tego obszaru, jest to dość wysoki wskaźnik pozyskania. Dla porównania w 2021 r. w Kampinoskim Parku Narodowym, stanowiącym bardzo korzystne dla dzików środowisko, mającym blisko 400 km2 zabito 269 osobników. Co ciekawe, w obwodach łowieckich graniczących z Wawrem, dziki występują sporadycznie, przynajmniej tak twierdzą myśliwi i wykazują zaledwie 5-9 osobników na obszarze blisko 100 km2.

Dzik. Źródło: Wikipedia

Od dawna się zastanawiam, kto i na jakiej podstawie, ustala jaką liczbę zwierząt w Warszawie trzeba zabić. Koronny argument to wzrost liczby zgłoszeń o tych zwierzętach od mieszkańców. Trudno takie działanie uznać za właściwe z punktu widzenia naukowego. Po pierwsze to czy ktoś zgłosi obecność dzika czy nie, zależy od jego osobistej percepcji tych zwierząt. Na części ludzi, dziki wydobywające z trawnika jakieś smaczne pędraki nie robią żadnego wrażenia, dla innych to powód do wezwania miejskich służb i negatywnej kampanii w Internecie. Takie zjawisko występuje dość powszechnie w relacjach ludzi ze zwierzętami. Dobrym przykładem są krety, dla jednych są to najwięksi wrogowie i aby się ich pozbyć, często ryzykują nawet własnym zdrowiem, aranżują w ich korytarzach eksplozje acetylenu (gazu karbidowego) co oczywiście nie jest zgodne z prawem. Inni je tolerują lub nawet cieszą z obecności tych pożytecznych zwierząt.

Ulicą, przy której mieszkam, czasami o poranku maszerują dziki. Mógłbym oczywiście oficjalnie zgłosić ten fakt, równie dobrze obserwację tej samej dziczej rodzinki mogą zgłosić wszyscy mieszkańcy, którzy akurat je zobaczą. Takie działanie nie ma oczywiście sensu. Jeśli zwierzę nie jest ranne, ewidentnie osierocone lub uwięzione to nie wymaga żadnej interwencji. Jeśli dziki przekopują nasz ogród, to trzeba go solidnie ogrodzić, a nie domagać się usunięcia zwierząt (co jest równoznaczne z ich zabiciem).

Trzeba podkreślić, że dziki, jeśli zachowujemy się odpowiedzialnie, nie stanowią dla ludzi zagrożenia. Znacznie większe jest prawdopodobieństwo, że zderzymy się z hulajnogą lub, że pogryzie nas pies sąsiada, niż zaatakuje dzik. Znacznie groźniejsze dla ludzi może być używanie w mieście broni palnej. Media regularnie donoszą o tragicznych wypadkach na polowaniach. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia na terenie gęsto zaludnionym jest wielokrotnie większe.

Śmiertelnie groźny może okazać się dzik zraniony pociskiem. Jeśli kula (nawet dużego kalibru) nie trafi w mózg, serce lub rdzeń kręgowy, dzik może się oddalić i trzeba takiego postrzałka odszukać i dobić, co jest bardzo trudne i niebezpieczne, a czasami niewykonalne. Jeśli spotkamy takie ranne zwierzę, które nie jest już w stanie uciekać, możemy zostać zaatakowani. Oczywiście myśliwi twierdzą, że zawsze trafiają w „10”, w praktyce nie jest to jednak takie proste. Trudno mi uwierzyć, aby przy odstrzale setek dzików, nawet przy zastosowaniu najdoskonalszej broni i optyki, wszystkie one konały w miejscu wytypowanym przez strzelającego.

Osiedle IBJ w Aninie po wizycie dzików. Fot. J. Andrzejewski.

Argumenty zamiast emocji
W Warszawie nie wdrożono niestety żadnego, opartego na naukowych danych, systemu zarządzania populacją dzika. Nie wiadomo ile ich jest, na ile są one w mieście rozpowszechnione, jak zmienia się ich liczebność, jaka jest struktura płci, wieku oraz parametry rozrodu. Bez tych informacji nie można realnie ocenić wpływu odstrzałów na populację. Równie ważna kwestia to czy dziki są osiadłe czy też znaczna ich część przemieszcza się zarówno z, jak i do miasta. W Wawrze i chyba całej stolicy był tylko jeden incydent z dzikiem. Małym rannym warchlakiem, którym zaopiekowała się z dobroci serca, starsza Pani. Zabrany do domu dziczek ugryzł swoją opiekunkę i schował się pod łóżkiem, skąd ostatecznie wydobyły go adekwatne służby miejskie. Osobiście regularnie spotykam dziki i nigdy nie czułem się zagrożony. Jadąc szybko na rowerze, wąskim pasem zieleni pomiędzy ogrodzeniem rezerwatu Jana Sobieskiego a ul. Bronisława Czecha, niespodziewanie przed sobą dostrzegłem liczne, małe i bardzo szybkie, pasiaste obiekty. Gwałtowne hamowanie spowodowało, iż leżałem otoczony młodymi dzikami, miotającymi się pomiędzy płotem a szosą. W ułamku sekundy uświadomiłem sobie że gdzieś musi być też ich mama. Była bardzo blisko, patrzyła na mnie, stojąc po drugiej stronie ogrodzenia. Głośno chrząknęła, a wszystkie warchlaki jak na rozkaz, popędziły do dziury w podmurówce i oddaliły się za matką w głąb lasu.

Dziczą rodzinę, liczącą kilkanaście osobników, spotkałem kiedyś jadąc ścieżką rowerową biegnącą wałem wiślanym. Zwierzęta stały sobie spokojnie i zjadały jakieś bezkręgowce żyjące w ziemi, blokując jednocześnie całą drogę. Nie mogłem zjechać z wału i ich ominąć, a one nie zamierzały przerywać biesiady. Czekałem tak blisko 10 minut, aż dziki wyeksploatowały zasoby pokarmu i poszły sobie w kierunku rzeki. Kilka lat temu nad Wisłą spotykany był dzik nazywany „wędkarzem”. Nie łowił on ryb, ale uświadomił sobie że ludzie, którzy to robią mają ze sobą słodkie i pożywne przekąski. Prawdopodobnie było to związane z faktem, iż część wędkarzy pozostawia po sobie różne śmieci w tym puszki po kukurydzy (przysmaku dzików), intensywnie pachnące opakowania po zanętach itp. Dzik był coraz bardziej zuchwały i ośmielał się nawet wyjadać zanętę na ryby bezpośrednio z wiadra, stojącego w pobliżu człowieka. Dzik zniknął, kiedy w Warszawie pojawił się Afrykański Pomór Świń. Choroba ta (niegroźna dla ludzi) w latach 2017-2019, zabiła znaczną część stołecznych dzików.

Dzik też jest Warszawiakiem
Podsumowując, na dzika trzeba patrzeć jak na integralną część miejskiego ekosystemu. Nie ma możliwości usunięcia ich z miasta, ale ograniczanie ich liczebności jest w pewnych przypadkach konieczne. Do harmonijnej koegzystencji niezbędna jest kompleksowa strategia zarzadzania tą populacją, a nie doraźne działania wymuszone przez różne grupy mieszkańców. Dziki w Warszawie mają szerokie grono zwolenników jak i zagorzałych wrogów, dyskusje o tych zwierzętach często są bardzo emocjonalne a zarazem pozbawione naukowych argumentów. Szerzej o wawerskich dzikach pisałem, w dostępnym w Internecie, grudniowym wydaniu Gazety Wawerskiej z 2022 roku.

dr hab. Jakub Gryz
profesor Instytutu Badawczego Leśnictwa, mieszkaniec Wawra