Jak obalić pomnik?

Świadkowie historii Wawra
Wbrew pozorom artykuł nie dotyczy, tak często ostatnio usuwanych, pamiątek po okresie reżimu komunistycznego a starych drzew. Niestety ci niemi świadkowie historii Wawra, znikają ostatnio w dość zaskakujących okolicznościach. W wakacyjnym numerze Gazety Wawerskiej Jan Andrzejewski opisał, bulwersujący wiele osób, przypadek wycięcia sędziwej sosny w Międzylesiu. Wcześniej taki los spotkał jesion o imponujących rozmiarach, rosnący na Marysinie przy ul. Karpackiej. W obydwu przypadkach drzewa były zgłoszone do UM jako godne uznania za pomniki przyrody. Procedury administracyjne były wyjątkowo przewlekłe i zakończyły się wycięciem drzew. Paradoksalnie, gdyby nikt nie wnioskował o ich ochronę, rosłyby prawdopodobnie jeszcze dziesiątki lat. Dlaczego tak się dzieje, skoro politycy i urzędnicy wszystkich szczebli zalewają wręcz warszawiaków „zielonymi sloganami”. Z mediów dowiadujemy się jak ważne są drzewa, lasy, parki, zielona infrastruktura, jaka Warszawa jest zielona, ile to drzew posadzono, jakie one są ważne, dobroczynne, jak ratują nas przed zmianami klimatu.

Uzasadnienie
Oburzenie osób wnioskujących o ochronę starych drzew wydaje się zrozumiałe, postanowiliśmy więc bliżej przyjrzeć się tej sprawie. Biuro Ochrony Środowiska UM udostępniło uzasadnienie decyzji o wycięciu przedmiotowej sosny. Ku mojemu zaskoczeniu było ono wyjątkowo skąpe, pozbawione szczegółów, wyników jakichkolwiek badań, obejmowało zaledwie cztery linijki tekstu i kończyło się sentencją „Drzewo ze względu na zły stan zdrowia stanowi zagrożenie bezpieczeństwa”. Twórcy tego uzasadnienia powołali się na obecność „zgnilizny” nie charakteryzując jednak ani jej rozmiaru ani genezy. Drugi argument jest wyjątkowo dziwny, gdyż dotyczy „opanowania drzewa przez bluszcz”. Trzeba nadmienić, iż bluszcz nie jest pasożytem tylko epifitem, wykorzystującym pnie jako obszar swojego wzrostu, nie czyniąc jednak drzewom żadnej szkody. W uzasadnieniu powołano się również na obecność owocnika grzyba, którego gatunku nawet nie oznaczono. W koronie drzewa wykryto „owocniki jemioły”. Każdy kto ma jakiekolwiek pojęcie o przyrodzie wie, że jemioła jest rośliną i owocników nie wytwarza. Uzasadnienie uzupełnia stwierdzenie: „część korony uległa wyłamaniu (widoczne nadłamanie części zwieszające się z drzewa), grunt w pobliżu drzewa niestabilny, widoczne pozostałości starych fundamentów”. Trudno mi zrozumieć dlaczego obecność fundamentów ma powodować niestabilność gruntu i jak to pojęcie zdefiniowano. W przypadku ponad 160-letniego jesionu rosnącego przy ul. Karpackiej, urzędnicy powołali się na obecność zgliszczaka. To grzyb powszechnie występujący w starych drzewach liściastych, jako saprotrof (organizm rozkładający martwą materię organiczną), może też przybrać formę pasożyta.

Wyrok nie powinien zapadać bez dowodów
Drzewo pozornie wyglądające na zdrowe może w rzeczywistości być w stanie terminalnym, a okaz uznany przez laika za nie rokujący na przyszłość, może nawet bez żadnych zabiegów rosnąć jeszcze dziesiątki lat. Wydając „wyrok śmierci” na stare, cenne z punktu widzenia przyrodniczego, krajobrazowego i historycznego, drzewa wypadało by zgromadzić wcześniej adekwatną dokumentację. Aby to zrobić, w zależności od przypadku, trzeba wykonać szereg badań np. za pomocą tomografu, rezystografu, wykonać testy obciążeniowe, obliczenia dotyczące statyki drzewa, zbadać defoliację, LAI czy inne parametry fizjologiczne. Identyfikacja organizmów patogenicznych wymaga często badań laboratoryjnych lub przynajmniej zaangażowania mykologa, fitopatologa, entomologa. Zbadanie „stabilności gruntu” wokół pnia to odrębne zadanie dla wyspecjalizowanej ekipy. Jeśli część korony jest nadłamana to po prostu wymaga interwencji chirurga drzew, a nie wycięcia całego drzewa.

Pień jesionu rosnącego do niedawna przy ul. Karpackiej (fot. Jakub Gryz).

Doceńmy drzewa
Niestety, wielu ludziom drzewo kojarzy się jedynie z zacienianiem trawnika, lub co gorsza paneli fotowoltaicznych, zatkaną liśćmi rynną albo opałem. O bezmiarze korzyści jakie płyną z obecności drzew każdy uczy się już w szkole podstawowej. Są to również organizmy niezwykłe i fascynujące. Drzewa współpracują i komunikują się ze sobą, kooperują z grzybami, bakteriami lub z nimi walczą, odczuwają też coś w rodzaju strachu. Oczywiście, oby dostrzec zalety drzew trzeba posiąść podstawowy zakres wiedzy i wykazać się empatią. Jeśli o czymś nic nie wiemy to nie przedstawia to dla nas wartości. Przykładem może być historia biblioteki wypełnionej bezcennymi książkami, które w 1945 czerwonoarmiści spalili w kominku. Spytani, dlaczego palą tak wartościowe dzieła, odpowiadali, że nie umieją czytać, a jest zimno więc to jedyny pożytek z tych staroci. Świadomość społeczeństwa ulega jednak powoli zmianie.
Obserwowałem kilka lat temu ekipę dekarzy, którzy uporczywie tłumaczyli właścicielowi domu, iż koniecznie trzeba wyciąć rosnącą koło domu wiekową sosnę. Padały standardowe argumenty o rynnach, brudnej elewacji itp. Zleceniodawca nie dał się przekonać, odpowiedział, iż to drzewo jest po prostu piękne. Bywając we wsi koło Łodzi, parkując samochód, starałem się stanąć jak najdalej od starej pochylonej lipy, porośniętej masowo przez jemiołę. Pewnego dnia pod lipą pojawiło się kilka osób, byłem pewny, że zaraz drzewo wytną. Ku mojemu zdziwieniu, po dokładnym zbadaniu pnia, który okazał się pusty w środku, przez cały dzień mozolnie wycinali jemiołę. Miejsca gdzie rósł pasożyt pokryli specjalną substancją i zawijali czymś w rodzaju bandaża. Kondycja drzewa znacząco się poprawiła, przetrwało ono bez uszczerbku kilka wichur. Wszystko zależy więc od podejścia do sprawy, można drzewo ratować albo po prostu wyciąć. Dlaczego to co było możliwe na prowincji nie jest możliwe w tak „dbającej” o zieleń stolicy? Na stare drzewa trzeba patrzeć jak na zbiór organizmów, swoisty mikroekosystem. Takie drzewo może być zasiedlone przez liczne gatunki grzybów, lęgniowców, śluzowców, roślin, porostów, owadów i innych bezkręgowców. W jego obrębie gniazdują, ptaki, wiewiórki. W próbce wilgotnego próchna wyjętej z dziupli, można zidentyfikować dziesiątki różnych organizmów. Czasami na pomnikowym drzewie występują, również chronione prawem gatunki owadów i grzybów, które powoli je uśmiercają. Powstaje dylemat co chronić: drzewo, chrząszcze czy grzyby? Generalnie stare drzewa, zwłaszcza rosnące w warunkach miejskich, z założenia nie mogą być w pełni zdrowe. Permanentna susza, zimowe odwilże, zanieczyszczone powietrze, źle wykonane zabiegi „pielęgnacyjne”, zasolenie gleby, nieznane wcześniej w Polsce patogeny, powodują, że drzewa są w kiepskiej kondycji. Nie jest to oczywiście powód, aby je wycinać tylko impuls do zapewnienia im warunków do dalszego życia. Oczywiście zdarzają się tragedie i o tym nie można zapominać. W 2018 roku na rodzinę siedząca na ławce w Parku Praskim spadł konar drzewa, matka odniosła ciężkie obrażenia a niemowlę zmarło. Sąd zakwalifikował zdarzenie jako nieszczęśliwy wypadek, nikt nie poniósł konsekwencji. Trzeba więc pogodzić się z faktem, że w pewnych przypadkach drzewa mogą stanowić zagrożenie i konieczna jest ich wycinka.

Stare dobre czasy
W czasach istnienia województwa warszawskiego, gdy konserwatorem przyrody był Czesław Łaszek, sprawy wyglądały zupełnie inaczej. On sam, wraz z podległymi urzędnikami, poszukiwał na terenie Warszawy drzew i głazów wartych ochrony. Robił to służbowo lub będąc na spacerze w parku albo u kogoś w odwiedzinach. Zamieszczał w prasie komunikaty zachęcające mieszkańców do zgłaszania drzew wartych ochrony pomnikowej. Osobiście znał te obiekty i realnie zależało mu na ich ochronie. Obecnie, pomimo deklarowanej wszechobecnie dbałości o przyrodę, sytuacja wygląda o wiele gorzej. Mieszkańcy bezinteresownie zabiegają o utworzenie pomników przyrody i w wówczas okazuje się, że procedura ciągnie się latami (zgodnie z Rozporządzeniem analizy i opiniowanie nie powinny trwać dłużej niż trzy miesiące), a drzewo w efekcie może zostać wycięte. Sytuacja wydaje się jeszcze bardziej kuriozalna w związku z faktem, iż niektóre pomniki przyrody w stolicy po prostu zniknęły i nikt nie wie co się z nimi stało. Jak to możliwe że zniknęły okazałe drzewa widniejące w oficjalnych rejestrach. Zdziwienie było jeszcze większe gdy okazało się, że z Warszawy wyparowało 6 pomnikowych głazów, ważących po kilka ton. Przecież takiej operacji nie można zorganizować po cichu i wsadzić do bagażnika głazu mającego 1,5 m średnicy. O pomnikach przyrody pisałem również w wakacyjnym numerze GW, ich lokalizację i charakterystykę poszczególnych obiektów można znaleźć w Geoserwisie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska: https://geoserwis.gdos.gov.pl/mapy/.

dr hab. Jakub Gryz
profesor Instytutu
Badawczego Leśnictwa
mieszkaniec Wawra